Konfrontacja

424 41 14
                                    

-Do zobaczenia- powiedział Tony, ostatni raz całując Steve'a w czoło, i wyszedł z pokoju szpitalnego, do którego musiał wrócić Rogers, pod groźbą siedemdziesięcioletniego aresztu domowego.

-Do jutra- odpowiedział, opierając głowę o miękką poduszkę. Przekręcił głowę w lewo i zamknął oczy. Przydługie włosy, które zbyt długi okres czasu nie były obcinane, rozłożyły się po całej powierzchni poduszki, zlewając się z bladą cerą ich właściciela. Steve zbyt się przemęczył wychodząc z Stark Tower by zobaczyć wyznanie Clinta. To nie było odpowiedzialne, a teraz musiał odpocząć by zregenerować siły.

Tony odetchnął i spojrzał na zegarek zawieszony na ścianie, tuż nad drzwiami prowadzącymi do holu. Było dwadzieścia minut po piętnastej. Obiecał Steve'owi, że nie skontaktuje się z Killian'em dopóki nie wyjdzie ze szpitala ale nie miał tyle czasu by na niego czekać. Chciał jak najszybciej załatwić tą sprawę by być szczery w stosunku do siebie jak i do Steve'a, bo jakby pomyśleć, Tony miał w tym momencie dwóch chłopaków.

Portfel zostawił w Stark Tower, a jego przyjaciele musieli wracać do swoich domów, więc nie liczył na jakąkolwiek podwózkę. Z buta ruszył w kierunku domu Aldricha. Śnieg skrzypiał pod jego nogami, a w dodatku zaczęło jeszcze prószyć i wiać. Gdyby pogoda wtrącała się do jego życia, zdecydowanie nie chciała żeby on tam szedł.

Kilka razy poślizgnął by się na zbyt odśnieżonym i zamarzniętym chodniku. Takiej zimy nie widział od kilku lat. Trójka dzieciaków z podstawówki przebiegła obok niego, pewnie śpiesząc się na plac zabaw by razem z kolegami pozjeżdżać na sankach. Może gdy Steve wyjdzie ze szpitala, a jego wyniki zdrowia nie będą złe, wybiorą się wspólnie z Avengers na wzniesienie na przedmieściach Nowego Yorku, by powspominać stare czasy, gdy nie przejmowali się opinią innych, gdy nie byli za starzy by bawić się sankami.

Tony wyciągnął z kieszeni telefon. Na ekranie widział kilkanaście powiadomień o nieodebranych połączeniach od jego 'chłopaka'. Ścisnął mocno telefon i schował go do kurtki. Te kilka sekund, podczas których jego ręka nie była w kieszeni, wystarczyły by stracił całkowicie czucie w dłoni. Palce miał zamarznięte na kamień.

Śnieg przestał padać, kiedy po trudzie dojścia na miejsce, stanął przed drzwiami do mieszkania Killiana. Stało się tak chyba tylko dlatego by Tony miał możliwość ucieczki, gdyby w razie wypadku był narażony na atak ze strony Aldricha. Kochana pogoda. Stark przez chwilę się wahał, by wreszcie nacisnąć palcem na dzwonek z numerem dwanaście. Po drugiej stronie drzwi dobiegł odgłos szurania butami po podłodze, a po chwili drewniana przeszkoda przestała oddzielać zestresowanego Starka od zdziwionego Killiana.

-Och, Tony, jak miło cię widzieć.- w jednej chwili Aldrich stał się jawnym źródłem całego zła i gniewu na świecie.

-A mi nie. Przyszedłem tutaj tylko powiedzieć ci trzy słowa, odchodzę od ciebie.

-Oj, Toni, chyba czegoś nie rozumiesz.- Aldrich uśmiechnął się i złapał Tony'ego za rękę. Otworzył szerzej drzwi, a potem pociągnął chłopaka za sobą. Przycisnął go do ściany, naparł na niego swoim ciałem i pochylił nad jego uchem.- Dopóki mam dowody obciążające twojego ojca, nie możesz ode mnie odejść. Gówno mnie obchodzi twój Steven zasrany Rogers, bo jesteś mój. Chyba, że chcesz stracić całą kasę i wylądować na ulicy.

-Nie boję się ciebie ani twoich gróźb.

-Och, naprawdę? Czyli chcesz skończyć tak samo jak twój kochaś?- Tony zaprzestał prób odepchnięcia go od siebie.

-Co?

-Nie znaleziono kierowcy tamtej ciężarówki, prawda? I sama w sobie była kradziona. A zaraz po wypadku pojawiłem się ja. Cóż za przypadek.

-To twoja sprawka? To ty spowodowałeś ten wypadek? Jesteś nienormalnym psycholem!

-Moim pierwotnym planem było go zabić. Szkoda, że go odratowali.

Tony poczuł przypływ wściekłości. Większej niż gdy Aldrich ujawnił swoją drugą twarz i gdy pierwszy raz odważył się podnieść na niego rękę. Położył ręce na jego klatce piersiowej i odepchnął go od siebie. Aldrich wpadł na lustro, zdobiące drzwi szafy i zrobił w nim łokciem dziurę.

-Nie ujdzie ci to na sucho. Pójdziesz za to siedzieć!- w oczach Starka pojawiły się łzy. Stał naprzeciwko niedoszłego mordercy osoby, którą kochał.

-Myślisz, że policja albo twój ojczulek uwierzą ci? Nie miałem żadnego motywu. Jesteś żałośniejszy niż myślałem.- Aldrich złapał Tony'ego za przedramię i ścisnął mu rękę tak mocno, że następnego dnia prawdopodobnie pojawią się tam siniaki.

Tony o mały włos wywróciłby się o próg, gdy został wypchnięty z mieszkania. Ostatnie co usłyszał był jego szyderczy śmiech i odgłos zamykanych drzwi. Szybko zbiegł po schodach i zatrzymał się przy wyjściu.

-Mi może nie, ale temu na pewno- powiedział Tony i wyciągnął z kieszeni telefon z włączonym dyktafonem.- Próba morderstwa i szantaż. Z tego nawet ty się nie wywiniesz.

Tony był ciekawy w jaki sposób Killian'owi udało się ukraść ciężarówkę i namówić kogokolwiek na spowodowanie nią wypadku. Musiał to być jakiś desperat, który za dwadzieścia dolców byłby w stanie zabić człowieka. I dopiero teraz do Tony'ego to doszło. W tym wypadku mógł ucierpieć ojciec Steve'a. I inni, zupełnie niepowiązani z tą sprawą, ludzie. W dodatku ile ten psychol musiał ich stalkować by wiedzieć, że Tony kocha Steve'a, do jakich idą uczelni i o której godzinie Steve wyruszy do Massachusets.

Tutaj nie mogło chodzić tylko i wyłącznie o zemstę na jego ojcu. Wystarczyło, że Killian ujawnił by te dokumenty i zniszczył by Howarda. A tymczasem uparł się na Tony'ego. Ten fakt spowodował, że po plecach chłopaka przeszedł dreszcz. Sam nie wiedział czego jeszcze mógł się po nim spodziewać w najbliższym czasie.

Telefon ciążył mu w kieszeni. Telefon albo to nagranie. Czuł jakby na tą krótką rozmowę stracił całą swoją siłę i zregenerowanie jej miało mu zająć kolejne kilka lat. Nie podobała mu się ta bezradność. Wymigiwał się z różnych opresji, na przykład gdy w pierwszej liceum jakichś dwóch osiłków przez kilka dni groziło mu i biło. Poradził sobie z tym bez proszenia kogokolwiek o pomoc. Ale w tej sytuacji nie chodziło tylko o niego. Tu chodziło o dobre imię jego i Howarda oraz o życie Steve'a. A co jeśli Aldrich zdecyduje się zagrozić reszcie jego przyjaciół?

Tony zacisnął pięści, a z jego ust wydobył się obłok pary. Komu uwierzy policja?

~$$$~

Zawsze byłam leniwą bułą ale teraz przesadzam. Jedyne co robię to leżę, oglądam youtuba i anime, a wcześniej jeszcze pisałam. Widocznie mogę robić tylko trzy rzeczy i anime wygryzło wattpada. 

Padał wtedy deszcz / StonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz