Steve'owi jeszcze nigdy nie było aż tak ciężko poruszyć ręką. Chociaż widział każdy fragment pomieszczenia, w którym się znajdował i czuł każdą kończynę, nie potrafił się ruszyć. Zmęczenie brało górę nad jego ciałem. Pokój był mały, z miętowo białymi ścianami. Bardzo przypominał inne pokoje szpitala, w którym był, lecz ten nie miał okien i nie trzymano w nim pacjentów. Raczej dawno nieużywany sprzęt, taki jak miotły czy zniszczone łóżka.
Przez pierwsze kilka minut wiedział tylko tyle, że był tam sam, a Killian, choć poszukiwany, pałęta się gdzieś na zewnątrz. Leżał na plecach, prawdopodobnie na jakimś starym materacu.
Jedynym źródłem światła była mała, goła żarówka zawieszona nad drzwiami. Miejsce przynosiło na myśl cele z więzienia, lecz Steve był niemal na sto procent pewny, że nadal znajdował się w szpitalu, w którym spędził kilka ostatnich miesięcy.
Gdy siły mu wróciły, usiadł i oparł się plecami o ścianę, spuszczając nogi na zimną podłogę. Syknął cicho pod nosem z powodu bólu w plecach. W suchych ustach czuł posmak krwi, pewnie ugryzł się w język, gdy Killian go zaatakował. Przejechał palcem lewej dłoni po prawym przedramieniu, na którym odbił się ślad sprężyny, na której leżała wcześniej jego ręka.
Ślad był wyraźny, przez co doszedł do wniosku, że leżał z dobrą godzinę zanim się obudził.
W pomieszczeniu nie widział żadnego narzędzia, mogącego posłużyć mu za broń, więc gdy usłyszał dźwięk przekręcanego w drzwiach zamka, wzdrygnął się i zacisnął pięści.
Do pomieszczenia wszedł Killian, trzymając w jednej ręce kubek z parującą kawą. Na usta miał grymas niezadowolenia, który jednak zastąpił uśmiech, gdy zobaczył nieśpiącego już Rogersa.
-Obudziłeś się. Cieszy mnie to. Bałem się, że nie będę miał okazji popatrzeć jak cierpisz. Ale Tony miał rację, nie jesteś wredną świnią. Nie zostawiłeś mnie bez satysfakcji.
Steve zacisnął zęby, słysząc wzmiankę o Tony'm. Miał ochotę uciec z pułapki Aldricha, lecz wiedział, że nie ma co liczyć na swoje nogi, które załamały by się pod nim już po dwudziestu krokach.
-Spokojnie. Mają tutaj ochronę, więc nie mogłem wynieść cię ze szpitala. Za to dość rzadko jak widzę korzystają ze schowka w piwnicy więc mamy przynajmniej czas by porozmawiać.
Aldrich usiadł na krześle i oparł się o oparcie. Steve za to podniósł się na tyle na ile mógł, by móc chociaż tymi ostatkami sił bronić się w razie nagłego ataku z jego strony.
***
Tony uważał, że nauka w chwili, gdy jedna z ukochanych osób jest w niebezpieczeństwie, nie ma większego sensu. Lecz Howard nawet wtedy upierał się, że skoro jego syn opuszcza zajęcia, to chociaż może się uczyć, by nie zalegać z materiałem.
Kiedy był na tematach, które omawiał w liceum, odłożył książkę. Opadł na łóżko i wbił twarz w poduszkę na chwilę odcinając się od dostępu powietrza. Gdy zaczął czuć ucisk na klatce piersiowej, podniósł głowę do góry i wypuścił z ust powietrze, a potem wziął nowy oddech.
-Jarvis, jakieś wieści?- przerwał ciszę, panującą w jego pokoju.
-Niestety nie, Sir. Powinien się pan jednak uspokoić i pozwolić działać policji.
-Łatwo ci mówić. Ty nie masz nikogo o kogo mógłbyś się martwić. Jesteś sztuczną inteligencją- powiedział, lecz czując w sobie złe emocje, dodał:- Przepraszam, Jarv.
-Z technicznego punktu widzenia ma pan rację, więc nie rozumiem za co pan przeprasza. Jednak chce zaznaczyć, że zostałem też zaprogramowany pod opiekę nad panem, panie Stark.
-Dzięki, Jarv. Może i jesteś denerwujący ale jesteś dobrym kumplem.
-Miło mi to słyszeć, Sir.
-Może zamówimy chińszczyznę?- przewrócił się na bok i sięgnął po książkę od matematyki.- Głodny jestem. Albo lepiej pizzę.
-Oczywiście, Sir. Taką jak pan lubi? Z podwójnym serem, na cienkim cieście, tak?
-Jak ty mnie dobrze znasz. Szkoda, że nie jesteś materialny, byłbyś idealnym materiałem na żonę.
Tony sięgnął po telefon, by zadzwonić do Steve'a. Chciał zapytać jak się czuje. I co z tego, że ostatni raz dzwonił do niego cztery godziny temu. Wiele mogło się w tym czasie wydarzyć.
Widząc jednak nieodczytaną wiadomość, nadaną z nieznanego numeru, zmarszczył brwi. Wiadomość, będąca tak na prawdę zdjęciem, przeraziła go.
Tony chwycił okulary, które kilka tygodni temu zbudował, robiąc z nich przenośny komputer, i mimo zakazu ojca, wybiegł z Stark Tower. Łapiąc po drodze taksówkę, pojechał do szpitala, w którym leżał Steve. A raczej, w którym powinien leżeć.
~$$$~
Długość tego rozdziału mnie zasmuca.
Prawdopodobnie już w następnym rozdziale zakończę akcje z Killianem, bo mnie chłop wkurza. I też z faktu, że na serio chce zrobić z niego typowego psychopate, a ta książka miała być family friendly, o ile można tak to nazwać.
CZYTASZ
Padał wtedy deszcz / Stony
Fanfiction-Steve. -Tak? -Ko-kocham cię. Tony powinien się nauczyć, że niektórych rzeczy nie powinno mówić się przez telefon