Loki wparował do pokoju przyrodniego brata i nie racząc go nawet powodem odwiedzin, strzelił mu w twarz poduszką z motywem Papy Smerfa. Thor w pierwszej chwili zdezorientowany nie zdążył odpowiedzić na atak, gdy Loki wyszedł z jego pokoju obrażony na cały świat, trzaskając drzwiami. Wpatrywał się w nie jakby miał się na nich zaraz namalować powody nagłego ataku.
-Bracie?- spytał niepewnie sam siebie, wiedząc, że chłopak i tak go nie usłyszy z jakiegokolwiek pomieszczenia w jakim się znajdował.
Thor wyszedł z pokoju i przeszedł krótkim korytarzem do salonu, w którym siedział Laufeyson, zajadając się chipsami paprykowymi. Loki spojrzał na niego przelotnie. W głowie Thora zaczął układać się mały labirynt, do którego właśnie wszedł. Najpierw skręcił w prawo, potem w lewo i natrafił nosem na ścianę pokrytą kolcami.
-Loki? Co się stało? Często mnie atakujesz ale nigdy bez powodu.
-Darcy pokazała mi taki jeden serial- zaczął od razu tłumaczyć.- Niby nic nadzwyczajnego ale się wkręciłem. Ostatni sezon, a tu się okazuje, że Cornelia wybrała George'a, a nie John'a.
-Ale co to ma wspólnego ze mną?!- krzyknął jakby to on był winny rozpadowi fikcyjnego związku.
-Musiałem się na czymś wyżyć. A lepiej na tobie, niż na zabytkowych skarbach Odyna.
Thor nie odezwał się więcej słowem, próbując przemilczeć, że Loki znów powiedział do ojca po imieniu. Zamiast tego usiadł obok brata i przyjrzał się ekranowi telewizora, zatracając się na chwilę w fabule.
-Czemu ten koleś nosi doniczkę na głowie?- spytał w pewnym momencie, wkładając do ust kilka chipsów.
-To nie doniczka tylko czapka. Wiem, głupio wygląda, a kostiumograf chyba coś ćpał.
Mimo tak zwykłego zdania Thor spojrzał na brata jakby ten urwał się z choinki. Nie żeby coś ale pierwszy raz od kilku tygodni Loki miał takie samo zdanie jak on, a Odinson czasami myślał, że chłopak kłóci się z nim o różne rzeczy tylko dla zasady, by pokazać dzielące ich różnice.
Następne kilkanaście minut spędzili na dokańczaniu odcinka serialu. Thor co jakiś czas przerywał wypowiedzi aktorów, by dostać odpowiedź na pytania dotyczące ominiętych go wątków.
***
Tony otworzył zeszyt na ostatniej zapisanej stronie i wskazał palcem na interesujące go w tej chwili zdanie. Siedział na łóżku ze spiętymi kartkami na kolanach i telefonem w ręku, pisząc wiadomości z Ultronem Bannerem, kuzynem Bruce'a. Chłopcy nie bardzo za sobą przepadali ale ze względu na fakt, że zostali sobie przydzieleni do projektu na fizykę, musieli spędzać razem więcej czasu by wyrobić się w terminie i dostać odpowiednią ocenę. Odłożył urządzenie i wyciągnął spod lewej nogi podręcznik otwarty na jakiejś przypadkowej stronie.
Nie chciał czytać o kryzysie ekonomicznym Ameryki przed wojną, z którego powinien niedługo zdawać. Jego wzrok ślepo śledził tekst, lecz słowa nie zapisywały się w jego umyśle. Tony zaczął nagle nucić pod nosem melodie, a potem przeszło to w gwizdanie i wystukiwanie rytmu na okładce książki. Rytm był coraz szybszy, ale potem się urwał.
-Hej, Steve. Pamiętasz to?- powiedział sam do siebie.- Twoja mama często to śpiewała, gdy u ciebie nocowałem, jak byliśmy dziećmi.
Tony odłożył książkę obok siebie i opadł plecami na poduszki, wzdychając głośno. Biały sufit wydawał się niezwykle interesujący. Nie było na nim żadnych zabrudzeń czy niedoskonałości. Był przeciwieństwem tego co czuł w tej chwili Tony. On był pełen rys.
Nagle przez otwarte okno wleciała pszczoła, która zaczęła krążyć po pokoju, szukając wyjścia. Stark zmarszczył brwi. Czy naprawdę pszczoła nie widziała olbrzymiego na pół ściany wyjścia na dwór, a widziała jego pokój wśród okien z całej wieży? Kilka razy pszczoła uderzyła w ścianę, a raz wleciała mu do szafy. Owad podleciał w końcu do okna i zaczął uderzać głową w szybę, chcąc zapewne wrócić z pyłkiem do swojego ula. I chociaż nie potrafiła się wydostać, próbowała ciągle, nie szukając prościejszej drogi. Tony nie wiedział czy to był upór, czy głupota.
Z telefonu zaczął wydobywać się dźwięk piosenki jego ulubionego zespołu. Tony sięgnął po urządzenie, na którego ekranie pojawiło się zdjęcie Natashy. Uśmiechnął się, widząc za nią Steve'a, który pękał ze śmiechu przez Clinta ubranego w garnitur z galaretki. Wiśniowej galaretki. To były szalone wakacje i jeszcze bardziej szalony festiwal. Przeciągnął palcem po ekranie, odbierając połączenie.
-Hej, Natasha. Co tam u ciebie?- spytał bez ksztyny zainteresowania. Po drugiej stronie słuchawki usłyszał oddech Natashy. Nie chciał sprawić jej przykrości swoim zachowaniem, lecz zanim zdążył przeprosić, ta zaczęła swoją wypowiedź.
-Bruce wraca na weekend i zastanawiam się czy nie zrobilibyśmy wspólnego wypadu na miasto. No wiesz... jak kiedyś...
-Wybacz, ja...
-Tony, proszę. Wszyscy źle się z tym czujemy ale nie możesz się zamykać. Steve będzie na ciebie zły kiedy się obudzi. Więc co ty na to?
Jeśli się obudzi- poprawił w myślach dziewczynę, jednak od razu skarcił się za takie myśli.
-No dobra.- zdecydowanie brakowało mu tego przysłowiowego braterskiego ramienia, w które mógłby wykrzyczeć i wypłakać wszystkie swoje troski. A cztery pary, bliskich mu ramion nadawały się do tego idealnie.
Głos Natashy nawet gdy był spokojny, otaczany był aurą stanowczości. Rzadko kto potrafił jej odmówić, patrząc się w jej oczy, które przewiercały duszę i wątrobę nawet po drugiej stronie słuchawki.
-To świetnie- powiedziała rozweselona.- To czekamy na ciebie w kawiarni niedaleko Stark Tower. Cześć.
I tak oto tysięczny raz w życiu Natasha i jego przyjaciele zostawili go przed faktem dokonanym. I cóż, nie bardzo mu to przeszkadzało. Mógł zająć myśli czymś innym. Zebrał książki do plecaka, później się przepakuje, i wrzucił go pod łóżko. Jego telefon znowu zadzwonił. Tym razem była to wiadomość od Ultrona, który uparcie twierdził, że jego projekt przyniesie im więcej szkody niż pożytku. Odpisał mu tylko krótką, chamską odzywkę w swoim stylu i włożył telefon do kieszeni, po czym wybiegł z pokoju.
-Mamo! Wychodzę!- krzyknął, widząc swoją rodzicielkę w salonie, oglądającą w telewizji program o najładniejszych ogrodach świata.
Kobieta w ostatniej chwili zdążyła spojrzeć na syna, który pierwszy raz od dwóch miesięcy wychodził gdzieś indziej niż na uczelnię lub do szpitala. Było jej żal syna, lecz sama wiedziała jak potrafiła działać nieodwzajemniona miłość lub gdy na jej drodze staną przeszkody. Sama swoje przezwyciężyła, poznając Howarda Starka. Uśmiechnęła się pod nosem i wróciła do oglądania filmu. Właśnie trwała rozmowa o posądach i ozdobach ogrodowych.
~$$$~
Ostatnio na spotkaniu wychowawczyni mówiła, że kofeina niszczy tzw. hormon szczęścia, przez co możemy być smutni i być w dołku. Jeśli tak, to mi kawa nie jest mi potrzebna.Macie jakieś pomysły co może zadziać się w tej książce? Bo na razie wale jakieś zapychacze, bo rozkwit będzie dopiero po obudzeniu Steve'a, a do tego jeszcze troche.
CZYTASZ
Padał wtedy deszcz / Stony
Fanfic-Steve. -Tak? -Ko-kocham cię. Tony powinien się nauczyć, że niektórych rzeczy nie powinno mówić się przez telefon