Tytuł rozdziału lekko podpierniczony od innego fika :P
-
- Dlaczego w Rosji musi być tak zimno?! - Marudził Rzesza wchodząc do budynku.
- Cóż, jak to się mówi: W marcu jak w garncu. - Zaśmieszkował jeden z jego żołnierzy.
Nazista jedynie popatrzył na niego z zażenowaniem. Nie miał ochoty by go skrzyczeć. I tak miał ważniejszą sprawę na głowie.
- Proszę za mną. - Rosyjski żołnierz zwrócił się do niemieckiego dowódcy.
Rzesza wziął teczkę od jednego z swoich żołnierzy i ruszył za Rosjaninem. Razem szli do biura ZSRR. Rzesza nie wiedział czego się spodziewać. Nigdy się nie spotkał w twarzą w twarz z Rosyjskim przywódcą. Wiele o nim za to słyszał. Że jest potężny, bardzo silny, iże ponoć jest w stanie zabić przeciętnego mężczyznę gołymi rękoma. Nazista nie wierzył w to, chociaż, chciałby zobaczyć jak Rosjanin zabija kogoś tylko za pomocą pięści.
Zatrzymali się w biurze, nie było tam nikogo.
- Za chwilę ZSRR przyjdzie, proszę poczekać. - Żołnierz oznajmił i odszedł.
Rzesza został sam.
Zaczął powoli chodzić i rozglądać się po pomieszczeniu. Były wywieszone na ścianach symbole komunizmu, tak samo jak w jego własnym biurze. Było większe od biura Nazisty, ale bardziej skromniejsze.
Podszedł do biurka, tylko jedna rzecz przykuła jego uwagę. To było ramka z zdjęciem. Podniósł je. Na zdjęciu był ZSRR, było łatwo to powiedzieć poprzez flagę komunistyczną. Z nim było 12 małych krai. Wyglądają na szczęśliwych.
Pierwsze co Rzeszę zdziwiło, to sam ZSRR. Wygląda na potulnego baranka, nie na tego niedźwiedzia o którym tak często słyszał.
Po drugie, to sama ilość dzieci. Wie że inne Countryhumans chcą być rodzicami, ale żeby mieć na tyle mocne nerwy?
Po tej fali analizy, jego umysł stał się pusty.
Uśmiechnął się lekko nieświadom.
Przypomniał mu się jego własny syn. Mały Niemcy.
Niewielu wiedziało że ma syna. Rzadko rozmawiał o swoim prywatnym życiu. Ale i tak, wszyscy go oceniali przez jego czyny, nie przez jego życie prywatne. Przez co był spostrzegany przez wielu jako gbur i tyran.
Nagle usłyszał jakiś hałas zza jego pleców. Szybko odłożył zdjęcie i odwrócił się.
Czwórka dzieci wpadła do pomieszczenia, śmiejąc się i popychając siebie na wzajem. Dwójka chłopców i dwie dziewczynki.
Jeden z chłopaków był bardzo wysoki, chyba jest najstarszy. Miał sweter w biało-niebieskie paski na sobie, brązowe spodnie i zimowe buty. Na jego twarzy było mnóstwo plastrów. Drugi chłopiec miał, co o dziwo, prostokątną głowę. Miał też sweter, ale był jasnobrązowy. Granatowe spodnie, zwykłe buty i kremowy szalik. Pierwsza z dziewczynek miała na głowie wianek. Był chyba zrobiony z mleczy, maków i z innych chwastów. Miała na sobie białą sukienkę i białe buciki. Zaś druga, która była najniższa, miała brązową bluzkę, długą niebieską spódniczkę w czerwone śladczki i czarne baleriny.