Marek ze zdziwieniem obejrzał się za Łukaszem, który właśnie zniknął za rogiem. W jego głowie kłębiło się mnóstwo myśli, a wszystkie prowadziły do jednej, najważniejszej:
Jakim cudem ja jeszcze żyję?
Chłopak przeniósł ciężar ciała z jednej nogi na drugą, wsłuchując się w uciążliwą ciszę, jaka panowała w aktualnie pustej szkole. Płatki śniegu przyczepiały się do szyb i zamrażały jej powierzchnię, tworząc mniejsze i większe wzory. Wszystkie były piękne, a Kruszel nie potrafił się napatrzeć na te cudowne kształty kwiatów, gwiazd i innych niezwykłych malowideł. Śnieg niesamowicie prezentował się na dachach domów, zakrywając gonty i formując na ich krańcach podłużne sople. Gwiazdka była coraz bliżej, a co z tym idzie - święta w gronie rodziny i Wigilia były już tuż tuż. Praktycznie każdy sklep wyposażony był w ozdóbki, przyozdobione choineczki i kolorowe łańcuchy. Na ulicach ludzie śpiewali kolędy i życzyli sobie radosnego Bożego Narodzenia.
Jednak młody pierwszoklasista aktualnie zajęty był czymś o wiele ważniejszym, a mianowicie niedawnym spotkaniem z przyszłą legendą placówki - jedynym i niepowtarzalnym Łukaszem Wawrzyniakiem. Był pewien, że gdy tylko ujrzy chłopaka na swojej drodze, zostanie ukarany i wgnieciony w ziemię. Z jego ust wydostanie się ostatnie westchnienie ulgi, a kiedy ból go opuści, zrodzi się na nowo w zupełnie innym świecie.
Ale tak się nie stało. Marek żyje i ma się dobrze. Tylko zastanawiające jest zachowanie bruneta z klasy czwartej. Dlaczego był taki miły, a jednocześnie tak strasznie podejrzany? Jego przeszywające spojrzenie utknęło w pamięci Marka i pozostanie tam na długo.
Chłopak powoli skierował się w stronę szatni specjalnie utworzonej dla klas pierwszych i ubrał zimowe ciuchy, które miały chronić go przed mrozem. Odwiesił worek z czarnymi butami na swój wieszak, a potem jak najszybciej opuścił szkołę.
Szedł pustym chodnikiem, a zimne płatki śniegu mocno szczypały go w czerwone polika. Pojedyncze auta mijały go, wolno brodząc kołami po zakrytej białym puchem ulicy. Minął dom Maćka, Klaudii i Julii, a następnie otworzył furtkę, która prowadziła na jego plac. Deptaczek nie został odśnieżony przez tatę Marka, dlatego blondyn musiał wysoko unosić stopy, by nie utknąć w zaspach. Po mozolnej tułaczce, Kruszel w końcu dotarł do budynku i bez problemu wszedł do środka, uprzednio strząsając biały puch z butów.
- Dzień dobry, mamo! - zawołał, wchodząc do kuchni w samych skarpetkach i chuchając sobie w dłonie. Czterdziestoletnia kobieta o szarych oczach i jasnych włosach obdarzyła go serdecznym uśmiechem, mieszając łyżką w parującej potrawie.
- Witaj synku. - powiedziała cichutkim, delikatnym głosikiem, wyłączając gaz i podchodząc do Marka szybko. Na przywitanie cmoknęła go w czoło i wróciła do przygotowywania obiadu. - Jak było w szkole?
Licealista westchnął, siadając przy zastawionym stole i opierając brodę na dłoni.
- Muszę mówić? - jęknął, wpatrując się w odwróconą sylwetkę kobiety.
- Niech zgadnę... - zaśmiała się blondynka, zwracając się twarzą do syna i wymachując w powietrzu łyżką, ubrudzoną rosołem. - Pani Tomson znowu się ciebie uczepiła?
- Ona mnie nie docenia! - powiedział z żalem Kruszel, opadając plecami na oparcie krzesła. W zamian chwycił leżący na stole widelec i zaczął obracać go w palcach. - Po co komu te wiadomości o alkoholach, metanolach, etanolach i kwasach?
- Nigdy nie wiesz, co może ci się w życiu przytrafić. Elizabeth zawsze miała kręciołka na punkcie wiedzy. Jest strasznie surową nauczycielką. Do tego dużą wagę przywiązuje do regulaminu szkoły.
CZYTASZ
[K×K] || ONE-SHOT'S || ✔
FanfictionTytuł: [K×K] || ONE-SHOT'S || Paring: K×K (Kruszwil × Kamerzysta) Bohaterowie główni: Marek Kruszel, Łukasz Wawrzyniak Czas i miejsce akcji: Szczecin, od 2018 roku Język: Polski Autor: xlittleavocadox Gatunek: fanfiction Od autora: Chciałabym podzię...