#4

787 72 52
                                    

Lypohrenia - niejasne uczucie smutku, pozornie bez żadnego powodu

Nie zdziwiłem się, kiedy pierwszym co zobaczyłem, zaraz po wejściu do mojego pokoju, była moja matka. Jej obecność wcale nie była dla mnie czymś nowym. Przecież przychodziła tutaj dzień w dzień, aby kontrolować mnie oraz męczyć psychicznie. Jednak obecność mojego ojca to była już nowość. Bo to właśnie on siedział obok mojej matki. Poczułem jak śniadanie, które dopiero co zjadłem wraz z Michaelem i Calumem, podchodzi mi do gardła. Przybrałem pozycję obronną, oplatając długie ręce wokół własnego brzucha i sztywno siadając na łóżku. 

Był to pierwszy raz, kiedy miałem styczność z ojcem, od czasu mojej nieudanej próby samobójczej. Nie wiem czego mam się po nim spodziewać. Będzie dawać mi lekcje? Czy może na mnie nakrzyczy? A może nie powie kompletnie nic?

-Cześć wam - powiedziałem niepewnie, ostrożnie siadając na łóżku, naprzeciwko rodziców.

-Och, kochanie, widzę, że wreszcie wyszedłeś ze swojego pokoju! Jak ja się cieszę. To cudownie, prawda Andrew? - kobieta klasnęła w dłonie, ukradkiem zerkając na swojego męża, który nadal wpatrywał się we mnie. W jego oczach wypisane było rozczarowanie, przez co spuściłem głowę w dół, chcąc, aby ten przestał się na mnie gapić.

-No dalej. Powiedz już to - wyszeptałem, kierując moje słowa w stronę ojca.

-Co dokładnie chcesz ode mnie usłyszeć, Luke? - jego głęboki tembr głosu, sprawił, że skuliłem się w sobie - Przecież wiesz jak bardzo się na tobie zawiodłem. Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę jakiego wstydu nam narobiłeś! Najpierw te twoje miłosne zachcianki i zabawy z chłopakami, a teraz to.

-Andrew - głos mojej matki był cichy, ale stanowczy - Przestań. Widzisz, że jego to boli.

-Co go niby boli? - uniósł się Andrew, a ja zacisnął szczękę, nadal nie unosząc głowy, obawiając się tego co zobaczę - To nie on musiał latać po całym szpitalu i wciskać kasę jakimś starym grzybom, żeby nie wysłali go do wariatkowa! A właśnie tam jest jego miejsce. Nie wystarczy ci to, że nigdy nie będziesz mieć normalnej rodziny? Musisz jeszcze wszystko komplikować i udawać przygnębionego bachora? Dorośnij, synu. 

Nie wytrzymałem. Z całej siły zacisnąłem dłonie w pięści, czując pieczenie, kiedy paznokcie rozorały moją wrażliwą skórę dłoni. Gwałtownie podniosłem się z łóżka, aż zakręciło mi się w głowie z nadmiaru emocji buzujących we mnie. Moja matka krzyknęła coś za mną, kiedy niczym pijany zatoczyłem się i musiałem wspomóc się szpitalną ścianą. Nie bacząc na obraźliwe komentarze, które mój ojciec nadal rzucał w moją stronę, wyszedłem z mojej sali szpitalnej, na odchodne trzaskając drzwiami.

-Luke? - donośny głos Ashtona odbił się echem od ścian korytarza - Luke! Zaczekaj!

Jeszcze tego mi brakowało. Nie chciałem z nim rozmawiać. Ani z nikim innym. Nie ufam ludziom, a w szczególności pracownikom tej popieprzonej placówki. No i moim rodzicom. Słowa ojca naprawdę mnie zabolały. Właśnie dlatego nie chciałem go widzieć. Właśnie dlatego miałem ochotę podciąć sobie żyły, a potem skoczyć z dachu. Moja rodzina nie była normalna. Woda sodowa uderza nam do głowy, kiedy ma się tyle pieniędzy, co widać było zarówno po mojej matce jak i ojcu.

Zacząłem biec. Nie chciałem, żeby Ashton z powrotem zawlókł mnie do pokoju, bo wtedy kazałby mi rozmawiać z rodzicami i uspokoić się. A ja nie chciałem ich widzieć na oczy. Znosiłem te docinki odkąd skończyłem 15 lat i wreszcie wyszedłem z szafy. Pamiętam, że wtedy przyszedłem do domu wraz z moim pierwszym chłopakiem, Henrym. Henry był spokojnym, uroczym nastolatkiem, którego poznałem w bibliotece szkolnej. Szybko odkryłem, że on również nie jest zainteresowany dziewczynami. Widać to było po tym jak ukradkiem zerkał na mnie znad książki, a kiedy przyłapywałem go na tym, chłopak zawsze pokrywał się rumieńcem i głupio uśmiechał się pod nosem. To właśnie ja skradłem mu jego pierwszy pocałunek, gdzieś w alejkach parku na naszym osiedlu, a później Henry zaprosił mnie na randkę, na której zajadaliśmy się goframi i lodami, a potem śmialiśmy z niczego. Wszystko skończyło się w dniu, kiedy przyszedłem z nim do domu. Byłem na tyle odważny, aby nie rozłączyć naszych splecionych dłoni, nawet kiedy mój ojciec z beznamiętnym wyrazem twarzy spojrzał to na mnie to na Henry'ego. Pamiętam to wszystko jakby to było wczoraj. Tą gorycz w głosie ojca, kiedy powiedział mi tym swoim przesłodzonym głosem, że chyba już czas, aby Henry poszedł do domu, chociaż dopiero co nas odwiedził. Postawiłem mu się wtedy i spokojnie, ale stanowczo, oznajmiłem, że nie interesują mnie dziewczyny, więc ojciec będzie musiał się przyzwyczaić. Wtedy Andrew po prostu uśmiechnął się fałszywie i pokiwał głową, słuchając moich słów, choć założę się, że nie zrozumiał ani jednego. Na koniec, uprzejmie wyprosił Henry'ego z domu, a kiedy zostaliśmy sami, ojciec zabrał mi telefon oraz komputer, mówiąc, że jak zabierze mi internet to może wreszcie wezmę się za naukę i takie pierdoły wyparują mi z głowy. Mieliśmy z ojcem tak zwane "ciche dni", podczas gdy on nie odzywał się do mnie, a mnie to bolało, bo przecież nie zrobiłem nic złego. Wtedy moja mama zaczęła interweniować. Kobieta tłumaczyła swojemu mężowi, że każdy ma prawo kochać kogo tylko zechce, że mamy już dwudziesty pierwszy wiek, a ja jestem już na tyle dojrzały, żeby mieć świadomość co robię i liczyć się z konsekwencjami. Ojciec nadal tego nie rozumiał. Po delikatnych i uprzejmych słowach mamy, ojciec pękł. Po prostu wyzwał mnie od świrów. Tak jak teraz w szpitalu.

petrichor ▪ mukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz