Dystychiphobia - strach przed zranieniem kogoś
Michael syknął przez zaciśnięte zęby, gromiąc mnie przy tym wzrokiem, kiedy niechcący pociągnąłem za mocno za jego włosy. Przepraszający grymas pokrył moją twarz, a dla lepszego efektu uniosłem dłonie, pokryte plastikowymi rękawiczkami, w niemym geście kapitulacji.
- Mógłbyś trochę delikatniej? Już wystarczy mi bólu na długi czas - mruknął Michael, zerkając w stronę lusterka,przed którym siedział.
Nie odpowiedziałem, jedynie sięgnąłem po tubkę z ciemno- niebieską farbą i wycisnąłem więcej tego specyfiku na dłonie. Rozprowadziłem chłodną maź po, uprzednio rozjaśnionych, włosach Michaela, które teraz zdawały się być białe. Chłopak przymknął powieki i mruknął coś pod nosem, kiedy zanurzyłem palce pomiędzy jego kosmykami włosów, rozprowadzając na nich farbę i delikatnie masując czaszkę starszego.
- Dobrze? - uśmiechnąłem się, widząc rozanieloną minę Michaela.
- Tak jest idealnie.
- A dlaczego właściwie zachciało ci się farbować włosy? - zagaiłem, nie przerywając nakładania farby na lekko zniszczoną czupryną chłopaka. Michael wzruszył ramionami, próbując przy tym nie zrzucić z siebie ręcznika, który wcześniej zarzuciłem na jego ramiona. W innym wypadku, Michael najprawdopodobniej popłakałaby się, gdyby niechcący ubrudził swoją bezcenną koszulkę z grafiką jakiejś gry komputerowej, o której nie miałem zielonego pojęcia.
- Cieszę się życiem. Nigdy nie wiadomo co może mi się przydarzyć - odparł tym swoim neutralnym tonem, sięgając po kubek z sokiem pomarańczowym, który wcześniej przyniósł nam Ashton.
- To prawda. Jesteś chyba jedyną osobą, jaką znam, która aż tak cieszy się z życia.
Michael uśmiechnął się szeroko, po czym odchylił głowę do tyłu, patrząc prosto w moje niebieskie tęczówki. Nie odsunąłem się, chociaż pokryta farbą głowa Michaela, z łatwością mogła ubrudzić moje szpitalne ubranie.
- Powinieneś brać ze mnie przykład - przewróciłem oczami, a chłopak wyplątał drugą dłoń spod białego ręcznika, zwisającego z jego szerokich ramion, po czym pacnął mnie w klatkę piersiową, na co zmarszczyłem nos. Starszy zaśmiał się z mojej miny i powrócił do grzecznego siedzenia na krawędzi wanny, prostując się przy tym i odkładając kubek, do połowy wypełniony słodkim sokiem pomarańczowym.
Schyliłem się, aby sięgnąć po słuchawkę prysznica, żeby spłukać resztkę farby, która została na moich dłoniach. Gumowe rękawiczki rzuciłem gdzieś w kąt. Później się nimi zajmę. W tym czasie, Michael z zadowoleniem podniósł się ze swojego poprzedniego miejsca i zawinął swoje włosy w folię aluminiową, o którą z samego rana poprosiłem Ashtona. Pielęgniarz był tak miły, że spełnił moją prośbę bez mrugnięcia okiem, chociaż wynikało to zapewne z faktu, że folia była potrzebna Michaelowi, a nie mnie. Ashton zdawał się wiedzieć więcej niż ja o owym, chorowitym chłopaku, który nadal nie zdradził mi jaki jest powód jego długotrwałego pobytu w szpitalu. A ja wciąż obawiałem się jego reakcji, jeśli zacznę zbytnio naciskać. Nie chciałem wracać do naszych początków, kiedy to tylko ja mówiłem, podczas gdy on jedynie słuchał, potakiwał i dawał mi porady. Nie miałem ochoty na prowadzenie prostolinijnego monologu, kiedy to ta druga strona wydaje się być tak odległa, że aż niemożliwa do dosięgnięcia. Teraz było dużo lepiej. Michael poczuł się bezpiecznie w moim towarzystwie, a nasze relacje powoli wkraczały na tory przyjaźni. Z każdym dniem zbliżaliśmy się do siebie coraz bardziej, a mi to jak najbardziej odpowiadało. Po długim czasie życia w samotności dobrze było znaleźć kogoś kto naprawdę się o ciebie troszczy i ma ochotę cię wysłuchać. I vice versa.
CZYTASZ
petrichor ▪ muke
FanfictionPetrichor - zapach ziemi po pierwszym deszczu zakańczającym długi okres upalnej, suchej pogody. Niedoszły samobójca, Luke Hemmings, trafia do szpitala. Chłopak cierpi na depresję, jednak jego ojciec, znany i szanowany polityk, upiera się, żeby chło...