#9

665 62 44
                                    

Cicatrize - uzdrawiać poprzez formowanie blizn

O dziwo szpitalny harmider działał na mnie kojąco. A przynajmniej było tak w nocy, kiedy to wycieńczony zakopywałem się pod ciepłą kołdrą i zapadałem w sen. Zawsze musiałem mieć otwarte okno, aby w moim pokoju panował jakikolwiek ruch powietrza. Po prostu potrzebowałem dopływu tlenu.

Odgłosy dochodzące zza drzwi mojego pokoju również wpływały na mój sen, ale, ku mojemu zaskoczeniu, pozytywnie, a nie negatywnie. Ciche rozmowy, szuranie butów, tupot czyichś nóg czy nawet szmer kółek od szpitalnych wózków, sprawiał, że nie byłem samotny. W moim domu noc zawsze była czymś świętym, jako, że moja mama nigdy nie potrafiła zasnąć przy hałasie. Nawet klimatyzacja, która na ogół zawsze była włączona, musiała być wyłączona na czas snu. Tutaj, w szpitalu, mogłem spać lepiej, a to wszystko przez to, że mój mózg mógł się wreszcie na czymś skupić, czyli na odgłosach dobiegających zza okna oraz drzwi, zamiast krążyć wokół czarnych, destruktywnych myśli. Żeby nie było, takie myśli wciąż pojawiły się w mojej głowie, pomimo mojego dłużącego się pobytu w szpitalu. Niestety, albo i stety, pojawiały się one częściej niż bym tego chciał.

To wcale nie tak, że ja lubiłem mieć depresję. Nie, wręcz przeciwnie. W końcu nikt nie lubi być chory. Może i chciałbym wyzdrowieć, ale z drugiej strony lubiłem to uczucie bycia innym i, spójrzmy prawdzie w oczy, nie wiem jak wyglądałoby moje życie bez tej konkretnej choroby. Czy potrafiłabym się odnaleźć w szczęśliwym życiu? Czy byłoby mi wtedy lepiej albo łatwiej? Czy poczułbym ulgę? A może wręcz przeciwnie i chciałbym wtedy wrócić do czarnych myśli oraz nadmiernej chęci pozbawienia się życia?

Może naprawdę powinienem był skoczyć...

Jak tylko podniosłem się z niewygodnego, twardego, szpitalnego łóżka, swoje kroki skierowałem w stronę pokoju Caluma. Wczoraj, wraz z Michaelem, zostawiliśmy mulata w spokoju, dając mu trochę pospać. Uprzednio upewniliśmy się, że żaden niechciany gość nie zajrzy do jego pokoju. Powiedziałem Ashtonowi, że Calum jest wycieńczony psychicznie i właśnie zasnął na dłużej niż kilkanaście minut i, żeby nikt z pracowników szpitala mu nie przeszkadzał. Nie wiem na ile Ashton mi uwierzył, ale czerwonowłosy przystał na moją prośbę i powiedział, że w razie czego mam go znaleźć, a on jak najszybciej pójdzie sprawdzić co się dzieje z Calumem. Najwyraźniej pielęgniarz też się o niego martwił. Zresztą jak o każdego pacjenta.

Miałem wyrzuty sumienia, że zostawiłem Caluma samemu sobie. W końcu nie byłem sadystą. To, że ja chciałem umrzeć, nie oznacza, że pragnąłem też śmierci innych. Nie. Niech oni sobie żyją. To mnie odbierzecie moje marne życie. W końcu i tak nie ma ze mnie żadnego pożytku.

Skręciłem w korytarz, który musiałem przemierzyć, żeby dotrzeć do sali szpitalnej Caluma. Jako, że było dopiero po siódmej rano, nie było tutaj zbyt wiele ruchu. Kątem oka dostrzegłem zaledwie kilka drzwi, które były otwarte, w tym w jednym z nich mignął mi widok młodej dziewczyny; skulonej, zgarbionej i nachylonej nad koszem na śmieci. Zmarszczyłem brwi i niepewnie wsunąłem głowę do owego pokoju, omiatając wzrokiem dziewczynę, która właśnie zwracała śniadanie. Skrzywiłem się, widząc jak nastolatka jedną dłonią trzyma swoje długie, ciemnobrązowe włosy, a drugą wciska sobie do gardła. Jej krągłym ciałem wstrząsnął kolejny odruch wymiotny, a już po chwili niska dziewczyna zwróciła kolejną porcję swojego śniadania.

- Wszystko w porządku? - zapytałem, delikatnie dotykając jej ramienia.

Nastolatka zakrztusiła się i odskoczyła ode mnie, gwałtownie kaszląc i kuląc się w sobie jeszcze bardziej niż wcześniej. Jej szeroko otwarte, szare oczy, uważnie mi się przyglądał podczas gdy, dziewczyna przyciągała do usta obie dłonie, próbując unormować oddech i powstrzymać uciążliwy kaszel.

petrichor ▪ mukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz