#18

665 57 66
                                    

Atychiphobia - strach przed porażką; strach przed byciem niewystarczająco dobrym


Depresja wykańcza człowieka, ale to wyrzuty sumienia są gorsze.

Od dobrych trzech godzin samotnie siedziałem w kafeterii, czasami zmuszając się do włożenia do ust odrobiny zimnego już obiadu, który składał się z jakiegoś nieokreślonego mięsa, którego oczywiście nie tknąłem, suchych ziemniaków oraz surówki, która była najlepszą częścią całego tego dania. Z tego co dowiedziałem się od pielęgniarek Calum zaszył się w swoim pokoju i jedyny Bóg wie co tam robił. Może jeszcze Ashton miał jakieś pojęcie o tym co tam się działo, w końcu czerwonowłosy musiał go odwiedzić skoro zaszło między nimi do aż tak... hm, dogłębnego zbliżenia. Ich relacja wykroczyła poza granice, które dotychczas trzymały ich w ryzach. Ale chociaż przestali się nienawidzić. Jakieś plusy zawsze są. Poza tym oboje są dorośli i wiedzą co robią. Tym bardziej Ashton, który najwyraźniej przeżył to nieoczekiwane zbliżenie dużo gorzej. Co do Caluma nie byłem już pewny jego toku myślenia. Niby nie miał za grosz rozumu, co dowodziły głupie żarty i samo wzięcie narkotyków, ale jego monolog, którym choć trochę odmienił mój punkt widzenia, przekreślał moją poprzednią opinię na temat jego osoby. 

Ktoś niezbyt delikatnie puknął mnie w ramię. Skrzywiłem się, biorąc głęboki oddech, aby stłumić w sobie nieodpartą ochotę odwrócenia się i wymierzenia ciosu prosto w szczękę niechcianego intruza. Niebezpieczny blask niemalże tryskał z moich błękitnych tęczówek, kiedy odwróciłem się w stronę przeszkadzającej mi osoby. Cały gniew wyparował w rekordowym czasie, kiedy przed sobą zobaczyłem pokerową twarz Michaela. 

- Wolne czy zajęte? - rzucił, pewnym siebie wzrokiem świdrując we mnie dziurę. Wolna dłoń chłopaka wskazała na krzesło obok mnie, podczas gdy palce u jego drugiej ręki oplatały ucho od przezroczystej szklanki wypełnionej herbatą. 

- Wolne - wydusiłem w końcu, widząc pytającą minę Michaela. Chłopak bez słowa zajął miejsce obok mnie i od razu upił herbatę, która nie była nawet gorąca, jako, że ze szklanki nie unosiła się para. Nic dziwnego, w końcu nie była to pięciogwiazdkowa restauracja, a denna szpitalna stołówka. Straszy ode mnie chłopak zdawał się zachowywać kompletnie normalnie, jakby drobna sprzeczka, która przeważyła moją szalę goryczy, w ogóle nie miała miejsca. Zacząłem nerwowo wiercić się na krześle, jakbym nie mógł znaleźć sobie wygodnego miejsca. 

- Przepraszam - powiedziałem w końcu, głośno i wyraźnie, wpatrując się w profil twarzy Michaela. Niebieskowłosy nie odpowiedział, jedynie upił kolejny łyk herbaty. Dopiero, kiedy przełknął płyn, krzywiąc się przy tym lekko, jego zielone tęczówki prześledziły uważnie rysy mojej twarzy. 

- Daj spokój. Było minęło. Każdy z nas ma zszargane nerwy.

Teraz to już nawet nie chodziło mi o moralność czy moją dumę, która już dawno ucierpiała. W gruncie rzeczy potrzebowałem Michaela i przywykłem do jego obecności. Nie wiem co bym bez niego zrobił. Nie chciałem znowu zostać sam, a na dodatek zależało mi na tym niebieskowłosym chłopaku, który dosłownie i w przenośni ukoił moje czarne serce. Bałem się o niego i chciałem go obronić przed wszelkim złem i to za jakąkolwiek cenę, nie ważne jak wysoka, by ona była. Gdyby potrzebował jakiegoś przeszczepu pewnie zgodziłbym się bez mrugnięcia okiem. Co ciekawe moje serce biło szybciej za każdym razem kiedy rozmawiałem lub zostawałem sam na sam z Michaelem. Nie czułem się tak samo w obecności, na przykład, Caluma czy Ashtona. Przy Michaelu czułem się bardziej obecny i żywy, a moje ciało odczuwało wszystkie bodźce z podwójną intensywnością, w porównaniu ze stycznością z innymi, szarymi masami, z którymi miałem doczynienia na codzień.

petrichor ▪ mukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz