Metanoia - podróż, podczas której osoba zmienia zdanie lub zmiana zachodzi w sercu, samej osobie czy sposobie życia
Za oknem zamajaczyło słońce. Nie miałem nawet siły, żeby podnieść się z łóżka i zasłonić firanki. Chciałem mroku. Tak głębokiego, jak ten w mojej duszy oraz głowie. Zamknąłem więc oczy, jak sparaliżowany leżąc na plecach.
Dotychczas nieprzytomnie wpatrywałem się w sufit. Teraz patrzyłem w nicość, jako, że nie możesz widzieć czegokolwiek poprzez zamknięte powieki. Słońce kojarzyło mi się z Michaelem. To w jego promieniach zapisałem jego imię. Wolałbym deszcz lub noc. One były chociaż przygnębiające i oddawały to co działo się aktualnie w moim sercu, umyśle i ciele.
Pukanie do drzwi odbiło się od czterech ścian mojej sali szpitalnej. Nie miałem siły na przekrzywienie głowy w stronę wejścia, więc nadal gapiłem się bezczynnie w sufit. Ktoś wszedł do mojego pokoju. Znowu zamknąłem oczy. Nie chciałem na nikogo patrzeć, a tym bardziej nie na personel szpitala. W obecnej chwili nikt nie był w stanie mi pomóc.
- Luke.
Chciałem wyrwać sobie włosy z głowy. Jeśli ktoś raz jeszcze wypowie moje imię, zacznę krzyczeć.
- Luke? - głos Ashtona nieznacznie zbliżył się do mnie, jak gdyby pielęgniarz nachylał się teraz nad moim łóżkiem.
Zazgrzytałem zębami, czując, że moje nerwy zaraz puszczą, a ja zacznę wrzeszczeć, jak nigdy wcześniej.
- Proszę, powiedz coś.
- Coś - warknąłem, otwierając w końcu oczy. Tylko na tyle było mnie teraz stać. Byłem zły i nieszczęśliwy. Łzy już dawno zaschły i zastygły na moich opuchniętych powiekach oraz policzkach. Nie miałem sił ścierać kolejnych czy też wydmuchiwać zapchanego nosa. Chciałem umrzeć.
- Mam coś dla ciebie - cieszyłem się, że czerwonowłosy nie raczył zapytać jak się czuję. Nie wiem jak wtedy bym zareagował. Na pewno niezbyt uprzejmie.
Ashton ukucnął przy moim łóżku, zza materiału swojego kitla wyciągając mały, dobrze znany mi notes. Zeszyt Michaela. Ten sam, w którym chłopak zapisywał swoje wiersze, złote myśli czy jakiekolwiek przemyślenia z danego dnia. Był to jego dziennik, lub coś w podobie.
Drżącymi dłońmi chwyciłem za zeszyt, opuszkami palców gładząc delikatny w dotyku zamsz, którym obity był notatnik. Kolor cappuccino wydawał mi się być tak samo intensywny, jak, kiedy widziałem go za pierwszym razem. Tęczowe karteczki samoprzylepne, nadal wystawały zza wielu stron notesu. Przejechałem po nich palcem wskazującym, napawając się tym szeleszczącym dźwiękiem.
- Dziękuję - wyszeptałem, mocno przyciągając do piersi notes. Ashton skinął mi głową, po czym udał się w stronę drzwi, raz jeszcze oglądając się przez ramię, aby obrzucić mnie kontrolnym spojrzeniem.
- Wiesz co? - zapytał cicho, z dłonią na klamce - Może wydaje ci się, że to jest koniec świata, ale wcale tak nie jest. Jeszcze będziesz szczęśliwy. Pewnie teraz wydaje ci się to niemożliwe, ale kiedyś spojrzysz na to z innej strony i zaczniesz go wspominać z radością i widocznie zauważalną tęsknotą oraz nostalgią. Nie jak teraz, kiedy samo wspomnienie jego imienia boli, a jego twarz pewnie na długi czas będzie pod twoimi zamkniętymi powiekami. To mija. Zawsze mija, a czas idzie do przodu, tocząc się własnym torem.
- Skąd wiesz? - wyszeptałem, zaciskając mocniej dłonie na notesie. Bałem się go otworzyć, niepewny co mogę tam znaleźć. Czy jest tam coś zadedykowanego dla mnie?
- Bo straciłem ojca w wypadku samochodowym - smutny uśmiech Ashtona był ostatnim, co udało mi się zobaczyć, zanim drzwi się za nim zamknęły.
CZYTASZ
petrichor ▪ muke
FanfictionPetrichor - zapach ziemi po pierwszym deszczu zakańczającym długi okres upalnej, suchej pogody. Niedoszły samobójca, Luke Hemmings, trafia do szpitala. Chłopak cierpi na depresję, jednak jego ojciec, znany i szanowany polityk, upiera się, żeby chło...