#20

607 62 76
                                    

Minutiae - małe, precyzyjne detale, które sprawiają, że ktoś jest unikatowy.

Nie jestem osobą, która rzuca słowa na wiatr, dlatego tak jak obiecałem, tak też zrobiłem. Tutaj mam oczywiście na myśli zajrzenie do Michaela.

Zaraz po tym jak chłopak zniknął za drzwiami stołówki, ja również podniosłem się z krzesła i udałem się do wyjścia, uprzednio budząc śpiącego na krześle Caluma. Ten czyn może i nie był zbytnio delikatny, jako, że, przypadkiem, poklepałem go trochę za mocno po czerwonym od poprawiającego krążenie wina. Ale przecież liczy się gest, a nie sama jakość. Całe szczęście Calum wypił wystarczająco dużo, by po pierwsze nie mieć do mnie wątów, a po drugie, żeby nie pamiętać zeszłej nocy.

Jak tylko moja głowa spoczęła na lekko sflaczałej poduszce, która była oczywiście własnością publicznego szpitala, zapadłem w głęboki sen. Gdyby ktoś zapytał mnie o to co mi się przyśniło, nie byłbym zdolny wykrzesać z siebie choćby jednego sensownego słowa. Sam sen nie był w żadnym stopniu sensowny.

Po części mogłem stwierdzić kto taki odwiedził moje myśli, podczas głębokiego snu, ale sam kontekst owej nocnej mary był już cięższy do zrozumienia. Po dłuższym zastanowieniu wywnioskowałbym pewnie, że sen i tak nie miał głębszego znaczenia. Senniki pewnie twierdziłyby co innego, ale ja nie wierzę w takie pierdoły. Nikt nie może przewidzieć co wydarzy się w dalekiej, lub nie, przyszłości, więc po co chodzić do wróżki, zaglądać na "magiczne" strony internetowe czy też zapisywać każdy podejrzany sen. Jak dla mnie nie było w tym żadnego sensu. Czysta strata czasu.

Śniły mi się zielone oczy. Mój przewrażliwiony mózg zbeształ mnie za zbytnie rozmyślanie o Michaelu. W końcu to właśnie on nie mógł ostatnio opuścić mojej głowy, nie ważne jak cynicznie to brzmi. Taka była słodko - gorzka prawda.

Owe zielone tęczówki wpatrywały się we mnie, jakby widziały mnie nie jako dennego chłopaka, który wkracza w dorosłość, a obserwowały moją duszę. Jestem za młody, by określić mnie mianem mężczyzny, tak jak wyraziłbym się o kilka lat starszym ode mnie Ashtonie, ale mój wiek również zdradził smutny fakt, że nie jestem aż tak młody, żeby wołać na mnie "nastolatek" czy "dzieciak". Calum miał rację, czas za szybko przemija, a ja marnuję go, przy tym rozmyślając o drobnostkach i przykrościach, które psują mi życie, rzucając mi kłody pod nogi. No i proszę, znowu wracam do punktu zwrotnego w moim popapranym życiu, czyli do dramatycznego monologu mulata, który już został wypisany do domu. Czy gdziekokwiek chlopak się teraz podziewał. Mam szczerą nadzieję, że Calum w końcu się ogarnie, a tym bardziej, że nie wróci już do tej siksy, Jessici.

Fartem udało mi się pożegnać z Calumem. Wpadłem na niego przypadkiem w korytarzu, kiedy wreszcie zwlokłem swoje skopane przez życie cztery litery z łóżka. Mulat przytulił mnie wtedy, a na ucho szepnął słowa pocieszenia. Całe szczęście nie użył tych przesłodzonych formułek typu "Będzie dobrze" czy "Dasz radę". Zamiast tego wbił mi palce w mięśnie moich ramion i niskim głosem wyszeptał:

- Nie poddawaj się. To jest tego warte.

Nie musiałem pytać o co dokładnie mu chodziło. "To", którego użył było metaforycznym skrótem dla "życie".

Nie wiem nawet, która była godzina, kiedy stanąłem przed drzwiami prowadzącymi do pokoju Michaela. Potarłem twarz dłońmi, na chwilę przytrzymując je przy oczach. Ciemność ukoiła moje zmysły, a w szczególności różnorodne, czarne myśli, które znowu mnie atakowały, dźgając mnie kościstym barkiem w bok, aby później zamienić go na tępy nóż, który wbija się gdzieś w mój lewy bok, zakładam, że pomiędzy żebra, aby potem przebić mocno bijące serce. Wtedy mój system zatrzymałby się, tak jak od dawna tego pragnąłem.

petrichor ▪ mukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz