#11

633 59 65
                                    

Umbra - cień lub ciemność


Ostatnimi czasy Ashton zmienił swoją świętą rutynę. Teraz nie przychodził do mnie z samego rana i nie zaczynał ode mnie standardowego, porannego obchodu pokoi. Odkąd zacząłem jadać śniadania, z racji, że wiązało się to z możliwością przebywania blisko Michaela, Ashton spuścił trochę z tonu i przestał się aż tak zamartwiać. Nadal obchodził się ze mną jak z jajkiem, zresztą tak jak moja cudowna rodzicielka, która regularnie do mnie dzwoniła, jednak zachowanie czerwonowłosego pielęgniarza zmieniło się. I to na lepsze, a przynajmniej ja tak to odczuwałem.

Przyzwyczajony do tej zmienionej od jakiegoś czasu rutyny, przeraziłem się nie na żarty, kiedy Ashton ni stąd ni zowąd wparował do mojego pokoju, trzaskając przy tym drzwiami. Podskoczyłem na łóżku, na którym do tej pory siedziałem i przycisnąłem dłoń do lewej strony klatki piersiowej, w geście, który w moim mniemaniu miał mi pomóc uspokoić przyspieszone bicie serca i unormować puls, żebym nie padł trupem przed Ashtonem. Nie do końca tak chciałbym umrzeć. Co za żałosna śmierć, nawet nie z mojej winy.

- Przepraszam - bąknął czerwonowłosy, barkiem opierając się o zamknięte drzwi od mojej szpitalnej sali - Jak się czujesz?

- Serio wystraszyłeś mnie tak bardzo, że prawie wykorkowałem, tylko po to, żeby zapytać mnie jak się czuję? - prychnąłem i z niedowierzaniem pokręciłem głową - Zajebiście. Czuję się kurwa zajebiście.

- No i proszę - cyniczny uśmiech wykrzywił usta Ashotna, co rozjuszyło mnie jeszcze bardziej - Witaj z powrotem, stary Luke'u.

- Nie jestem stary! - zaoponowałem grożąc palcem wskazującym. Ten sam palec przysunąłem do brody, pokrytej ciemnym zarostem i przesunąłem nim wzdłuż mojej szczeciny - To co tutaj wyrosło, to tylko i wyłącznie twoja wina.

Ashton udał, że niczego nie widzi i jedynie wzruszył ramionami. Po chwili uśmiech zniknął z jego ust kompletnie, a chłopak spoważniał.

- Luke - powiedział Ashton, tuż po tym jak odchrząknął. Przyjrzałem mu się uważnie, sceptycznie mrużąc oczy. To nie może świadczyć o niczym dobrym - Jak tam sytuacja z Michaelem?

- A jak ma niby być? Wszystko w porządku. Jeszcze się nie pozabijaliśmy.

- Dobrze wiesz o co mi chodzi - stanowczo pokręciłem głową, dłonie zaciskając w pięści. Czułem jak paznokcie wbijają się w miękką skórę, wewnątrz moich zimnych rąk. Zapewne na mojej bladej skórze pojawiły się już charakterystyczne półksiężyce.

- Nie, właśnie nie wiem.

Strapiony Ashton wziął głębszy oddech i przeczesał swoje czerwone kosmyki włosów, które pokryte były grubą warstwą żelu, utrzymującą jego fryzurę w nienagannym porządku.

- Czy jesteście ze sobą blisko? - wypalił Ashton, a jego słowa popłynęły tak szybko z jego ust, że aż przypomniały mi o staromodnej armacie czy jakiejś broni palnej. Nie znam się.

- Nie wiem - odpowiedziałem, bo jak inaczej miałby to skomentować? Mówiłem szczerze. Naprawdę nie wiedziałem co dzieję się pomiędzy naszą dwójką. W końcu ja sam byłem gejem, a Michael był pewnie hetero. Jako gej już kilka razy zdarzyło mi się, że spodobał mi się jakiś heteryk. Nie mówię wcale, że to coś dobrego, w końcu za każdym razem czułem jako taki zawód. Nie mogłem odpowiedzieć Ashtonowi inaczej, bo nie chciałem znów poczuć się jak przegrany. Jak na razie byliśmy ze sobą blisko. Ja i Michael, dwójka dobrych kumpli, czy nawet przyjaciół. Nic więcej. I to, na chwilę obecną, było dla mnie wystarczające. Nie chciałem się w nic angażować, a chłopak nie potrzebował mieć jeszcze mnie na głowie, chociaż w pewnym sensie to już się stało, jako, że chłopak przejmował się każdym człowiekiem w odległości dwóch kilometrów od niego.

petrichor ▪ mukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz