#28

481 48 37
                                    

Alexithymia - niemożność opisania emocji w werbalny sposób


Kolejna bezsenna noc. Myślałem, że po tym całym dniu nic nie robienia będę mieć wszystkiego dość i zasnę bez problemu. Znowu się pomyliłem. Pomiędzy bezcelowym przewracaniem się z boku na bok wzbierała we mnie paniczna frustracja, wywołana brakiem snu po raz drugi z rzędu. Zdarzały się oczywiście epizody, kiedy to moje ciężkie powieki nie otwierały się na dobre kilkanaście minut lekkiego snu, przerywanego natłokiem myśli czy też tym dziwnym, jednostajnym uczuciem, które niczym mantra wryło się w mój mózg, zapewniając mnie, że niedługo stanie się coś strasznego.

Tylko co?

Gdybym miał telefon pewnie zadzwoniłbym teraz do mamy i pogadał z nią. Pewnie z braku innych opcji wpierw przeprosiłbym ją za swoje szczeniackie i wulgarne zachowanie. Wstyd mi było, jak tylko myślałem o tym jak to bezczelnie wyrzuciłem ją z pokoju czy opryskliwie lub chamsko się do niej zwracałem. Niczym nastolatek przechodzący okres buntu wyżywałem się na niej, a swoje burzliwe emocje wyładowywałem właśnie na jej osobie, nie mając nikogo innego pod ręką. W końcu do ojca nie odważyłbym się tak zwrócić w obawie, że mężczyzna wymierzy mi cios w policzek czy co gorsza pchnie się na akt przemocy tak okropny, że uszkodzi moje ciało bezpowrotnie. Nie mówię tutaj o śmierci. O niej nadal potajemnie fantazjowałem, szczególnie teraz kiedy to miałem tyle wolnego czasu, pomiędzy atakami furii na samego siebie, a epizodami półsnu.

Właśnie musiałem zapaść w taki epizod, kiedy to mózg przegrał z resztą organizmu i na chwilę wyłączył się, dając mi krótki moment wytchnienia. Tym razem to nie skomplikowane myśli sprawiły, że moje zaspane oczy się otworzyły, wpatrując się uparcie w mrok panujący w sypialni. Nie, obudziłem się przez to dziwne ugięcie się materaca, jak gdyby ktoś wszedł do mojego pokoju i położył się obok mnie.

Spiąłem się czując jak ktoś owija ramię wokół mojej talii i przyciąga moje plecy do swojego torsu. Napięte do granic możliwości mięśnie rozluźniły się dopiero, kiedy skrawek niebiesko - białawego koloru mignął mi gdzieś przed oczami.

- Michael? - wychrypiałem, czując jak sucho mam w gardle. I żadnej wody w zasięgu ręki. Pięknie.

- Śpij - wyszeptał, mocniej zaciskając dłonie na mojej koszulce, którą miętosił pomiędzy palcami.

- Ale właśnie nie mogę - powiedziałem, zniżając głos do szeptu, w obawie, że ktoś nas usłyszy. Mrok panujący zarówno za oknem jak i w sali szpitalnej utwierdzał mnie tylko w przekonaniu, że było już stanowczo za późno na takie nocne pogaduszki, a co dopiero odwiedziny.

Za sobą usłyszałem cichy szloch. Michael płakał? Poczułem jak serce ściska mi się piersi. Przewróciłem się na drugi bok, uprzednio zdejmując z siebie ramię chłopaka. Teraz leżałem twarzą do niego, trzymając jego dłoń ciasno przy sobie. Przyłożyłem jego rękę do lewej strony klatki piersiowej, aby chłopak czuł bicie mojego serca. To samo zrobiłem z własną dłonią, przykładając ją do torsu Michaela, ukrytego pod koszulką ciasno przylegającą do jego skóry. A to ci nowość.

Jego serce biło równie szybko co moje. Czasami biło lekko nierówno, przez co głębiej zastanowiłem się czy jest to efekt choroby czy może mojej bliskości.

- Co się dzieje? - zapytałem, kciukiem drugiej dłoni ścierając łzę z kącika lewego, zielonego oka.

- Nic.

- Przecież widzę. Michael, kocham cię... - te słowa miały podziałać na niego kojąco... Właśnie, miały. Jednak cała ta sytuacja nabrała innego, niespodziewanego obrotu.

petrichor ▪ mukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz