#14

672 63 114
                                    

Gibel - nie śmierć czy samobójstwo, a zwyczajnie proces podczas którego ktoś przestaje istnieć; pogarszający się stan, który jest bolesny dla innych


Sztuczny, żółty blask szpitalnych lamp, które były dosłownie wszędzie, zarówno na korytarzach, w pomieszczeniach tylko dla personelu, jak i w moim pokoju, przytłaczały mnie i przyprawiały mnie o migrenę, która dawała mi się we znaki coraz bardziej. Moja głowa pulsowała niemiłosiernie. Sfrustrowany szarpnąłem za moje loki i ukryłem czaszkę, w której dudniło od tępego bólu, w moich rękach. Zacisnąłem palce na moich włosach, niezbyt delikatnie masując głowę, którą przeszyła kolejna fala, promieniującego od czoła, bólu.

Szczerze mówiąc, kiedy ktoś zapukał do moich drzwi, nawet nie odróżniałem już tego odgłosu, od szumu krwi, który rozniósł się po raz kolejny w mojej głowie. Usłyszałem skrzypnięcie źle naoliwionych drzwi, prowadzących niestety do mojej obecnej sypialni, jednak byłem zbyt zmęczony, żeby choćby unieść głowę o centymetr wyżej. Ktoś stanął naprzeciwko mojego łóżka, jednak nie odważył się usiąść.

- Czego? - warknąłem, będąc pewnym, że to Ashton przyszedł mnie trochę pomęczyć. W końcu nikt inny się mną nie przejmował. Calum nigdy nie pojawiłby się tutaj z własnej woli, a Michael od kilku godzin nie opuszczał swojej szpitalnej sali, po tym jak dostał ataku paniki, kiedy zobaczyłem jego lecące garściami włosy.

- Przepraszam - drgnąłem, słysząc znajomy głos. Tembr owego głosu był zdecydowanie zbyt głęboki i zachrypnięty, żeby należeć do Ashtona czy Caluma.

Powoli, żeby nie sprawić sobie jeszcze większego bólu fizycznego, uniosłem głowę, wyżej i wyżej, aż w końcu spojrzałem wprost na Michaela, który nerwowo wiercił się w miejscu, bujając się na piętach. Chłopak trzymał ramiona splecione za plecami, a jego, świeżo umyte oraz ufarbowane, pastelowo niebieskie włosy błyszczały w sztucznym świetle szpitalnych żarówek. Co prawda jego czupryna nie była całkowicie niebieska. W niektórych kosmykach dało się zauważyć przebłyski blondu, jako, że chłopak najpierw wybielił włosy, żeby pozbyć się różowego koloru, zanim pozwolił mi sięgnąć po tubkę z niebieską farbą.

- Za co ty mnie przepraszasz? - zmarszczyłem brwi, podkreślając moje zdziwienie, które odczuwałem. To ja powinienem go teraz błagać o wybaczenie. I to na kolanach. W końcu to ja zostawiłem go samego, kiedy najbardziej mnie potrzebował. To pielęgniarki mu pomogły, a nie ja.

- Za moje zachowanie. Zachowałem się jak skończony dureń i dzieciak. Zareagowałem kompulsywnie, ale... - chłopak zapowietrzył się, wpatrując się w czubki swoich szpitalnych łapci, którymi nerwowo szurał po podłodze. Niebieskowłosy wziął głębszy wdech i wydech, zanim kontynuował - Ale mało osób wie dlaczego tutaj jestem. Nienawidzę pokazywać słabości, dlatego staram się tak dobitnie udowodnić innym pacjentom, że można mieć problemy ze zdrowiem i nadal cieszyć się z życia.

- Czyli nie powiesz mi co ci dolega? - ściszyłem głos do szeptu, jakbym obawiał się, że ktoś nas usłyszy. Marne szanse, skoro mówiliśmy tak cicho.

Michael zacisnął usta w wąską kreskę. Jego ramiona oplotły jego sylwetkę, a chłopak zaczął skubać zwisającą z nogawek spodni nitkę.

- Nie. Przepraszam.

- Nic się nie stało - próbowałem się uśmiechnąć, by ukryć zawód. Po cichu liczyłem na to, że chłopak wreszcie się przede mną otworzy i opowie mi coś więcej o sobie. Czemu on potrafił mówić dosłownie o wszystkim, ale nie o własnej chorobie? Przecież to jest cholerny szpital, każdemu coś tutaj dolega - Powiesz mi jak będziesz gotowy.

petrichor ▪ mukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz