#29

433 49 78
                                    

Lacuna - puste miejsce, brakująca część

W ogóle nie byłem zdziwiony, kiedy następnego ranka odkryłem, że druga połowa łóżka jest pusta, a Michael, którego tuliłem w nocy, zniknął. Pewnie wrócił do swojego pokoju. W końcu nieźle przeskrobaliśmy ostatnio w kuchni, a na domiar złego miałem punkty minusowe u personelu szpitala, jako, że niedawno chcieli mnie stąd wyrzucić.

Wstałem z łóżka przeciągając się. Musiałem się pospieszyć, jeśli chciałem być pierwszą osobą, która złoży życzenia Michaelowi. Szybko narzuciłem na siebie szpitalny szlafrok, w głębi ducha mając nadzieję, że Michael już ubrał swój i jak prawdziwa para będziemy do siebie pasować nie tylko pod względem charakteru czy usposobienia, ale również w aspekcie czysto wizualnym.

Drogę do jego pokoju pokonałem niemal w podskokach. W myślach nadal miałem chwile z poprzedniej nocy oraz czułe słowa, którymi się wymieniliśmy, przez co czułem się jakbym unosił się dwa metry nad ziemią. Gwałtownie wyhamowałem przed drzwiami prowadzącymi do jego pokoju.

Tylko, że coś było nie w porządku.

Zmarszczyłem brwi, z niezrozumieniem spoglądając na łóżko Michaela. Dlaczego drzwi do jego pokoju były otwarte? I dlaczego do jasnej cholery łóżko było puste? Ba, ono nie tylko było puste. Pielęgniarki kręcące się przy posłaniu, niegdyś należącym do kolorowowłosego pacjenta, którego pokochałem całym sercem, nie tylko w tej platonicznej idei, ścieliły jego łóżko. Śnieżnobiała pościel była zmieniana i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że pozostałe rzeczy Michaela również zniknęły.

Poczułem jak robi mi się niedobrze. Pusty żołądek skurczył się do wielkości orzecha, a gorzki posmak strachu podszedł mi do gardła, fundując odruch wymiotny, który stłumiłem w sobie.

- Luke.

Gwałtownie odwróciłem się twarzą do osoby, która zawołała moje imię. Po cichu liczyłem na to, że będzie to Michael, który cały roześmiany zaraz wytłumaczy mi tą sytuację, a ja rzucę mu się na szyję i zacznę go całować, jak w tych wszystkich komediach romantycznych, które chłopak tak namiętnie oglądał. Ukradkiem zerknąłem na numer sali szpitalnej, kompletnie ignorując potencjalnego rozmówcę, który raz jeszcze zawołał moje imię. Nawet nie spojrzałem na tego osobnika. Hm, numer sali się zgadzał, więc czemu Michaela tutaj nie było? To pewnie jakieś nieporozumienie. Na pewno zaraz przyjdzie i powie, że przenieśli go bliżej mnie. Albo dalej. Może dlatego wczoraj płakał? Bo przenosili go do innej sali, jeszcze dalej ode mnie?

- Luke - Ashton okazał się być osobą uparcie mnie nawołującą. Pielęgniarz położył dłonie na moich ramionach. Oszalałym wzrokiem potoczyłem po jego zmartwionej twarzy - Tak mi przykro.

Zimny dreszcz przeszedł moje ciało. Jak to jest mu przykro? Niby czemu? Przecież nic się nie wydarzyło.

W wyrazie niezrozumienia zmarszczyłem brwi i szybko zwilżyłem usta językiem, czując jak gorycz w moim gardle, ustępuje suchości. Otworzyłem i zamknąłem usta, ale nie wiedząc co powiedzieć, po prostu się zapowietrzyłem i znowu zerknąłem przez ramię, spoglądając na bezbarwne twarze pielęgniarek. Obraz rozmył mi się przed oczami. Teraz twarz Ashtona również wydawała mi się być nijaka, bezbarwna, jakby świat kompletnie stracił kolory. Jego głos był równie beztreściowy i jakby nie jego. Czułem się, jakby mój mózg przestał odbierać jakiekolwiek bodźce, a ja znów byłem spychany w otchłań, głębinę, mojego umysłu.

- Michael miał białaczkę.

Zamarłem. Słowa Ashtona echem odbijały się w mojej głowie, niczym zdarta płyta rozbrzmiewając po raz kolejny i kolejny... Poczułem jak tracę kontrolę nad własnym ciałem, umysłem oraz sercem. Mój puls zwolnił, a potem przyspieszył. Chyba coś niedobrego działo się z moim zaskoczonym organizmem. Nogi ugięły się pod ciężarem mojego chwiejnego ciała. Czułem się jakbym nie kontrolował samego siebie, jakbym kompletnie wypadł z rytmu, a przepadł w wiecznym letargu, z którego już miałem się nie wybudzić. Kolanami uderzyłem o podłogę, łkając głośno i chowając twarz w trzęsących się dłoniach. Miałem ochotę rwać sobie włosy z głowy albo krzyczeć, ale nie byłem już w swoim ciele. Czułem się jakbym oglądał tę scenę z pewnego dystansu, jakby to nie działo się naprawdę.

Bo to nie była prawda. Nie mogła być.

Miał białaczkę...

Jak to miał?

Przecież to niemożliwe.

Nierealne, niemożliwe, niesamowite, niewykonalne.

Michael, mój Michael, musiał żyć. On nie mógł umrzeć.

Nie on.

I nagle świat skurczył się do jednej, czarnej dziury, która pochłonęła wszystko. Wszystkie wspomnienia, uczucia, emocje czy nawet chwile. Nie tylko te dzielone z Michaelem. Och, jakże bolało mnie jego imię. Wszystkie ważne momenty, w których czułem choćby cień radości zniknęły, a zastąpiło je nieodparte przekonanie, że muszę jak najszybciej umrzeć.

Rzuciłem się do przodu, krzycząc i wierzgając, kiedy silne ramiona Ashtona złapały mnie wpół, dociskając do podłogi. Łzy wymieszały się ze śliną, ciągnącą się z szeroko otwartych ust, z których nadal wydobywały się ogłuszające wrzaski. Pielęgniarki, sprzątające w pokoju Michaela, rzuciły się na pomoc Ashtonowi, który uspokajająco szeptał mi coś na ucho. Ale ja nie słyszałem. Moja głowa zajęta była czymś innym.

Próbowałem się wyrwać. Może doczołgałbym się do okna. Te w korytarzu na bank otwierały się na oścież. Mógłbym w końcu wyskoczyć, chociaż lepiej by było skończyć ze sobą, skacząc z dachu. Tam gdzie go poznałem. Teraz zostały mi jedynie wspomnienia i czas przeszły. Jednak one też zostały wessane w czarną dziurę. Ciekawe czy jeszcze powrócą.

Uszczypnięcie. Niczym ukłucie komara, igła wbiła się w moją szyję, wypełniając moje żyły chłodem, które przeszyło na wskroś moje ciało.

- Spokojnie. Zaraz poczujesz się lepiej - gdzieś w oddali usłyszałem ściszony do szeptu głos Ashtona. Przed oczami, których powieki mozolnie opadały w dół, zamajaczyła mi pusta strzykawka. Zapewne po tym świństwie na uspokojenie, które tak bezczelnie mi wstrzyknęli, nie pytając przy tym o zgodę.

Chciałem zaprotestować. Jakoś zareagować. Zrobić cokolwiek. Nienawidziłem tej bezczynności, która opanowała moje ciało. Poczułem się odrzucony i niechciany. Jakbym już wcale nie był nikomu potrzebny. Nieudolnie próbowałem wyciągnąć rękę, jakoś walczyć z tym świństwem w moich żyłach, ale było już za późno. Moja dłoń opadła w dół, a dziwne mrowienie rozeszło się po moim ramieniu.

Moje usta ułożyły się w jedno słowo, zanim zapadłem w nienaturalny i niechciany sen.

Michael. 

***
...
Chwila ciszy dla Michaela... I dla mnie bo wiem że mnie zabijecie
Dlatego chciałabym coś powiedzieć
Wiem, że nikt nie lubi jak bohaterowie umierają, nawet ja, jako autorka
Ale ale
Pierwotny zarys tego ff miał pokazać jak czasami niedoceniamy życia i chcemy się zabić, a inni mają pod górkę, kochają i pragną żyć, a tu nagle coś się dzieje i nie pozwala im żyć tak długo jak by chcieli
Mam nadzieję, że po tych słowach nie zabijecie mnie i przeczytać to ff do końca
Zaraz wstawie ostatni rozdział + epilog 🖤
alternativetrash_1

petrichor ▪ mukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz