#17

569 62 104
                                    

Tacenda - sprawy, której lepiej pozostawić nieporuszone; rzeczy, których lepiej nie wypowiadać



Pierwszym co zobaczyłem po przekroczeniu progu własnej sali szpitalenj były niebieskie włosy Michaela, który dziarskim krokiem kierował się w moją stronę, machając do mnie wesoło. To nasze wpadanie na siebie powoli stawało się naszą nadzwyczajną rutyną. Nie mam pojęcia czy była to zasługa mojego wiecznego błądzenia bez celu po korytarzach szpitala, czy może sam los tak chciał, ale zdecydowanie nie przeszkadzało mi to.

- Właśnie miałem cię odwiedzić - zawołał Michael, pospiesznie się do mnie zbliżając. Potaknąłem, kurczowo oplatając własną talię ramionami. Michael zmierzył mnie podejrzliwym wzrokiem - Co jest?

-Nic - skłamałem od razu, patrząc gdzieś w bok. Niebieskowłosy przybrał ten swój pokerowy wyraz twarzy, kciuki zaczepiając o kieszenie szlafroka, zakrywającego jego szczupłe ciało.

- Nie kłam. Przecież widzę, że coś jest nie tak. Co się stało?

- Mój ojciec się stał - wywróciłem oczami, wymijając chłopaka, jednak nie odchodząc zbyt daleko. Zwolniłem kroku, prawie stając w miejscu, dopóki Michael nie znalazł się u mojego boku, abyśmy razem mogli pokręcić się po szpitalu. Zerknąłem na chłopaka, aby sprawdzić czy nadal mnie słucha, po czym kontynuowałem swój wywód - Znowu przyprowadził mi nową panią psycholog.

- Pomogło? - zagaił niebieskowłosy, wpatrując się w profil mojej twarzy. Pokręciłem przecząco głową, na co chłopak westchnął głośno.

- Ani trochę, ale to już mnie nawet nie dziwi. Sęk w tym, że tym razem mnie przeprosił za swoje chamskie zachowanie.

- No to chyba dobrze, prawda?

- Właśnie nie - Michael, nie rozumiejąc co mam na myśli, zmarszczył brwi - On tylko gra. W sumie to dla mnie nic nowego, ale przykro mi się robi, kiedy myśli, że nabierze mnie na te swoje denne przeprosiny, które nie mają w sobie nawet krztyny prawdy.

- A skąd wiesz, że kłamie? Może tym razem mówi prawdę?

- Bo on zawsze kłamie - wzruszyłem ramionami, skręcając w pierwszy lepszy korytarz. Nie chciałem rozmawiać o moim ojcu. Miałem go dość. Postanowiłem więc jak najszybciej zmienić temat, uprzednio kontrolnie zerkając na Michael - A ty co robiłeś, podczas gdy ja użerałem się z własnym ojcem?

- Miałem badania - burknął pod nosem. Jego twarz znowu zmieniła się w zamkniętą książkę. Ta cholerna twarz pokerzysty denerwowała mnie coraz bardziej. Teraz to już nawet nie była zamknięta książka, a sterta papieru bez okładki, przez co nie wiedziałem kompletnie co mam myśleć. Skołowany zacząłem patrzeć pod nogi, pogrążając się w otchłani mojego ciemnego umysłu.

- Jakie? - chciałem ciągnąć temat, ale chłopakowi widocznie nie było to na rękę. Niebieskowłosy teatralnie westchnął, przykładając dłonie do skroni, które zaczął masować, pokazując swoją bolączkę.

- Chyba dostałem migreny - skwitował moje pytanie, skręcając w korytarz, który prowadził na klatkę schodową. Chłopak już wskoczył na pierwszy stopień i obejrzał się przez ramię, zerkając na mnie wymownie - Może powinienem odpocząć.

- Albo wreszcie powiedzieć mi co ci dolega. Czy to jest naprawdę aż tak wielki sekret, że nikt nie może wiedzieć? - prychnąłem, zaciskając dłonie w pięści.

- Nie zrozumiesz - odparł zwyczajnie Michael, co wycisnęło z mojego gardła stłumiony, pogardliwy śmiech.

- Nie chcesz gadać to nie gadaj. Tylko, żebyś tego potem nie żałował. To boli, Michael. Otwieram się przed tobą, ty nawet widziałeś moje załamanie nerwowe...

petrichor ▪ mukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz