#10

751 65 49
                                    

Kalopsia - złudzenie, rzeczy wydają się być piękniejsze niż naprawdę są


-Tylko jedna działka. Obiecuję. Proszę o tylko jedną, malutką, nieszkodliwą działkę.

Z grymasem na ustach, mocniej zacząłem masować moje skronie. Aktualnie siedziałem w nogach łóżka Caluma, który powrócił ze świata zmarłych i teraz jęczał mi nad uchem. Stadium bólu i nieświadomości minęło, a zastąpiła je uciążliwa faza łaknienia, jednak nie napędzana głodem czy pragnieniem, a brakiem heroiny w układzie krwionośnym Caluma.

-Myślisz, że jestem aż tak głupi, że ci uwierzę? - rzuciłem, zerkając spod byka na Caluma. Chłopak wydął policzki i w zamyśleniu przekrzywił głowę w bok.

- Tak- odpowiedział, całkowicie poważnym tonem, przez co zmuszony byłem zacisnąć usta i jedynie przewrócić oczami, chociaż w środku aż się gotowałem od nadmiaru komentarzy, które miałem przygotowane na taką okazję.

-Jezu, przestańcie. Jest dopiero dziewiąta, a wy już rzucacie się sobie do gardeł- oboje spojrzeliśmy w stronę drzwi, w których stanął Michael. Różowowłosy wyglądał na zmęczonego. Jego czupryna była jeszcze bardziej rozczochrana niż zazwyczaj, a jego oczy wydawały się być pozbawione dawnego blasku, jak gdyby chłopaka coś trapiło. Albo bolało.

-Wszystko w porządku? - zapytałem, z troską wpatrując się w Michaela, który lekko skinął głową, posyłając mi słaby uśmiech, który rozświetlił jego bladą jak papier twarz.

- Na pewno? Stary, wyglądasz gorzej niż ja - stwierdził Calum, wstając z łóżka, na którym dotychczas siedział i podchodząc do okna. Chłopak uchylił szybę i wdrapał się na parapet. Jego ciemne tęczówki przeniosły się na mnie, a na jego ustach pojawił się czarujący i zrelaksowany uśmiech.

-Podasz mi fajki? Są w szufladzie, w szafce nocnej- zapytał lekkim i pewnym siebie tonem. Moje oczy otworzyły się szerzej, a ja spojrzałem na chłopaka w niedowierzaniu.

-Pogięło cię? Przecież jeszcze wczoraj byłeś nieprzytomny, a teraz chcesz jarać?

-Możecie ciszej? - westchnął Michael, siadając obok mnie i opierając się o mnie ramieniem. Dreszcz wspiął się po moim kregoslupie, kiedy naga skóra mojego ramienia rozgrzała się pod wpływem bliskości Michaela. Głupio uśmiechnąłem się pod nosem, czując rozlewające się ciepło w podbrzuszu.

- To poda mi ktoś te fajki czy serio muszę je sobie sam wziąć?

- Na pewno dobrze się czujesz? - szpenąłem, nachylajac się w stronę Michaela. Tak naprawdę był to jedynie pretekst, żeby być bliżej jego ciepła. I zapachu, jako, że on zawsze ładnie pachniał. No i ciała. Ogólnie jego całego.

-Mhm.

-Ej, to.... - zaczął znowu Calum. Nie dane mu było skończyć, bo zirytowany do granic możliwości Michael podniósł się z łóżka i szarpnięciem otworzył pierwszą szufladę szafki nocnej, po chwili rzucając mulatowi paczkę papierosów.

-Myślałem, że pomagasz ludziom,a nie ich zabijasz- fuknąłem.

-Pomagam tym co chcą mojej pomocy. Jak już mówiłem, każdy decyduje o swoim życiu.

-Święta prawda - wybełkotał Calum, zaciskając zęby na papierosie, którego kurczowo trzymał w ustach, próbując go odpalić od srebrnej, zardzewiałej zapalniczki.

Kątem oka zerknąłem na Michaela, który z uwagą wpatrywał się w palącego Caluma. Michael zacisnął szczękę i wstał z łóżka, klaszcząc przy tym w dłonie.

petrichor ▪ mukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz