#24

557 55 54
                                    

Nepenthe - coś co pozwala zapomnieć o smutku i cierpieniu


Michael nie został zbyt długo w moim pokoju. Ledwie zdążyłem upić łyk kawy, która zdążyła już trochę ostygnąć. Poprzez "trochę" mam na myśli "bardzo". Napój był już na tyle zimny, że można go było pić duszkiem, czego nie polecam, chyba, że ktoś ma ochotę zafundować sobie zawał serca. Ja nie miałem problemów z przyczepieniem się do papierowego kubka i wychyleniem letniej kawy niemalże na raz. Michael patrzył na to wszystko z szeroko otwartymi oczami, podczas gdy ja jedynie odstawiłem pusty kubek na podłogę i protekcjonalnie otarłem usta grzbietem dłoni. Jakby tego było mało beknąłem, co Michael skwitował skrzywieniem się i odwróceniem głowy w bok.

- Błagam. Trochę kultury, panowie - pielęgniarka, którą już wcześniej widziałem w pokoju Michaela, zajrzała do mojej sali szpitalnej akurat w momencie, kiedy moje pokaźne beknięcie poniosło się echem po pokoju. Zniesmaczona kobieta powachlowała dłonią przed swoim zadartym do góry nosem, po czym oparła się biodrem o framugę drzwi - Mogę cię prosić, Michael? Badania czekają, a koledzy mogą zaczekać.

- Jasne. Widzimy się potem, Luke - Michael posłał mi swoje bezbarwne spojrzenie, machając do mnie na odchodnym. Wymamrotałem coś niezrozumiale pod nosem, po czym padłem do tyłu, kładąc się na plecach na łóżku.

Drzwi zamknęły się za nietypową parą, jaką tworzyli Michael oraz pielęgniarka. Westchnąłem, wyciągając przed siebie ręce, jak gdybym chciał dotknąć sufitu, który znajdował się za daleko, bym mógł go przynajmniej musnąć czubkami moich rozgrzanych od trzymania kawy palców.

Moje ramiona opadły równie szybko co się uniosły. Bezczynnie zaczerpnąłem pełne garście pościeli, bawiąc się nią i pocierając jej śliski materiał pomiędzy palcami. Zrobiłem motorek z własnych warg, obracając głowę w stronę okna. Szkoda, że nie mogłem otworzyć go szerzej. Już nie chodziło mi nawet o sam fakt, że mógłbym wtedy skoczyć. Nie, jakoś obrzydła mi ta wizja. Michael wyperswadował mi ją na dachu. Podcinanie żył też wydawało mi się być jakieś takie brutalne. Jezu, stawałem się mięczakiem i tchórzem.

Miałem ochotę otworzyć okno, żeby poczuć ten wiosenny wiaterek, który niósł ze sobą powiew świeżości i nadziei. Może brzmi to głupio i zbyt romantycznie, ale uwielbiałem wiosnę. Te budzące się do życia rośliny oraz niektóre istoty, jak gdyby zima była nie tyle za chłodna, co zbyt ciemna, aby przeżyć. Niewielu jest zdolnych do życia w ciągłym mroku. Podziwiam tych, którzy potrafią w nim wytrwać. W końcu nawet ludzie sięgają po sztuczne światło, kiedy ciemność nadchodzi.

Szaro-bury wróbel wylądował na parapecie mojego okna, zaciekawiony przekrzywiając główkę na wszystkie, możliwe strony. Zdawało mi się, że ptak przygląda mi się z niejakim zaciekawieniem. Gdybym miał czym, rzuciłbym tym czymś w okno i wystraszył intruza. Lubiłem zwierzęta, ale szanowałem również własną prywatność.

- I co się tak gapisz, co? Nie widziałeś nigdy wariata? - zmrużyłem oczy, sięgając za głowę i wyjmując spod niej poduszkę. Głowa momentalnie opadła na materac, przez co syknąłem, czując jak sprężyny wbijają mi się w czaszkę. Z nudów wycelowałem w okno, po czym zamachnąłem się i rzuciłem w okno. Poduszka smętnie osunęła się po parapecie, lądując na podłodze. Za oknem nie mogłem już dostrzec wróbla co znaczyło, że coś raz w życiu mi się udało. Ptak odleciał.

W sumie to nie tylko to mi się udało. Przecież Michael nazwał mnie wczorajszej nocy swoim bohaterem, ponieważ jako tako pomogłem mu pogodzić się z własną matką. Cóż, on też pomógł mi z ojcem, za co byłem mu poniekąd wdzięczny. Chyba nikt nie lubi się kłócić, a w szczególności nie z najbliższymi. Słowa Michaela podziałały jak miód na moje kruczoczarne serce, które rozrastało się z każdym, pięknym słowem, które padało z jego ust. Najbardziej lubiłem te, które zdawały się być zbyt intymne i prywatne, by były kierowane w moją stronę.

petrichor ▪ mukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz