#21

748 57 56
                                    

Jayus - żart tak bardzo nieśmieszny i źle opowiedziany, że nie możesz powstrzymać się od śmiechu

- To są chyba jakieś jaja.

Tak brzmiały pierwsze słowa, które wydobyły się z mojego wyschniętego na wiór gardła, zaraz po tym, jak ociężale podniosłem się z bajzlu, który powstał na moim niewygodnym łóżku. Moje zaspane oczy ledwo zarejestrowały twarz Ashtona, która rozmazywała się coraz bardziej, z każdą mijającą chwilą. Kiedy wreszcie udało mi się, choć mozolnie, otrzeźwić umysł, dyskretnie szczypiąc palcami u jednej dłoni skórę na nadgarstku drugiej, zauważyłem, że pielęgniarz nie przyszedł tutaj sam.

- I po co ja w ogóle wstawałem? Wynocha z mojego pokoju. Oboje - to mówiąc wbiłem wzrok w mojego ojca, która niewzruszony nie poruszył się nawet o milimetr. Mężczyzna stał tuż za plecami Ashtona, który nerwowo zaśmiał się, posyłając przepraszające spojrzenie w stronę polityka, znanego również jako mojego własnego ojca. To z jego cholernych plemników urodził się taki nieudacznik, jakim byłem ja sam.

- On żartuje - Ashton ponownie zaśmiał się nerwowo, próbując pozbyć się napięcia, które panowało między mną, a moim rodzicielem.

- Wcale, że nie - splotłem ramiona na piersi. Wyprostowałem się, chcąc wyglądać dumnie, poważnie i jak na mój wiek przystało, a nie jak jakiś niedorozwinięty pokurcz, który bardziej odpowiadałby z opisu do mojego stanu psychicznego - Co ty tutaj tak właściwie robisz?

- Jestem twoim ojcem, Luke - wzdrygnąłem się. Już nawet nie chodziło mi o ton głosu, który przybrał. Ten niestety kojarzył mi się z czarnym charakterem jakiegoś starego filmu. Sprawę pogarszało zdanie, które mój ojciec zdecydował się wypowiedzieć. Kwestia ta przecież użyta była również w "Gwiezdnych Wojnach", kiedy to Darth Vader wyznał Luke'owi Skywalkerowi, że jest jego ojcem. Nie powiedziałbym jednak, że byłem podobny do samego Luke'a Skywalkera. Dzieliliśmy jedynie imię, na tym nasze podobieństwa się kończyły. W końcu ta kultowa postać walczyła po jasnej stronie mocy, podczas gdy ja aktualnie przebywałem po tej ciemnej stronie. Nie koniecznie uśmiechało się do mnie ta perspektywa, ale cóż ja mogę poradzić. Zapewne wiele bym zdziałał, gdybym tylko się choć troszkę postarał, ale wyznam szczerze, że nie mam już na to siły.

- I myślisz, że to upoważnia cię do robienia wszystkiego co tylko zechcesz? To wcale tak nie działa, tato - to ostatnie słowo wysyczałem z takim jadem, że Ashton aż odsunął się od framugi. Moja mimika twarzy zmieniła się diametralnie, kiedy to aktorskim gestem pozbyłem się wykrzywionej w grymasie złości maski, a przybrałem inny wyraz, bardziej ludzki i dla większości kojarzący się z codziennością. Moje kąciki ust wygięły się w przesłodzonym uśmiechu. Ten uśmiech, słodki jak ulepek, był obietnicą krwawej jatki, jeśli stopa mojego ojca wstąpi na teren zakazany, to jest metraż mojego pokoju. Odsunąłem się w tył, robiąc więcej miejsca w przejściu. Moja mina zachęcała do wejścia, jednak postawa mówiła coś zupełnie innego. Mój ojciec zamrugał dwa razy, wyginając jedną brew do góry, tak, że jego twarzy pokrył metaforyczny znak zapytania.

- Nie zaprosisz nas do środka? - zapytał, przez co mój uśmiech zbladł, aby po chwili całkowicie opuścić moją twarz.

- A co teraz robię? - burknąłem pod nosem.

- Odstawiasz teatrzyk. Ja i tak nie zamierzam stąd iść.

- A szkoda - westchnąłem, nadal nie chcąc się poruszyć choćby o milimetr.

- To...Co teraz robimy? - odezwał się ponownie Ashton, drapiąc się przy tym po karku, który pokrywały drobne, krwistoczerwne włoski, sterczące na wszystkie strony.

petrichor ▪ mukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz