[21] Znów razem...

1.8K 96 30
                                    


- Wyglądacie tak... Okropnie.. - powiedział wszechojciec i ponownie się zaśmiał. - Jakie to zabawne. Młodzi, pełni miłości. Chociaż czy miłość to dobre określenie? Wy przecież nie znacie miłości. Clare, spójrz wokół... - rozłożył ręce i obrócił się dookoła. - Widzisz? Oni nie żyją przez ciebie. Swoją ukrytą zdolnością, zabiłaś ich.

Blondynka oderwała delikatnie głowę od klatki Kłamcy i rozejrzała się wokół. Wszyscy strażnicy którzy próbowali ją złapać, zginęli. Przez coś, nad czym nie potrafiła panować. Przez coś, co Dopiero w sobię odkryła...

- Dobrze się składa, że jesteście Teraz razem. Łatwiej będzie was zabić. - otworzył barierę ochronną i wycelował w  zakochany długą, ostrą włócznia. - Powiedzcie pa pa. - zamachnął się aby wycelować w nich wycelować. Clare i Loki przytulili się tak mocno, jakby było to ostatni raz. I w sumie słusznie.

Kiedy pogodzili się już ze śmiercią, usłyszeli jak włócznia upada na ziemię, a po chwili coś jeszcze.

Loki i Clare niepewnie otworzyli oczy. Odyn leżał nieprzytomny na ziemi. Spojrzeli nieco wyżej. Ich oczom ukazała się Frigga i metalowym kijem. Spojrzeli na nią ze łzami w oczach. Kobieta również nie hamując uczuć, podbiegła go młodych bogów, przytulając ich.

- Friggo... - powiedziała cicho Clare, na co starsza kobieta pogładziła ją po policzku.

- Już Dobrze moje dzieci... Ciiiiii.... Już dobrze.. - swoim aksamitnym głosem starała się ich uspokoić, kiedy jej się to udało, odsunęła się delikatnie. - Nie jesteście tu bezpieczni. Jesteście jednak zbyt słabi aby uciec.

- A co z moją władzą? - opomniał się Cicho kłamca, na co Frigga się uśmiechnęła.

- Niestety będziesz musiał o tym zapomnieć na najbliższy czas. - brunet lekko się zdenerwował.

- Znam pewne miejsce. - powiedziała nagle blondynka. - Tam gdzie mnie porwano.

- Chcesz wrócić do tego porywacza? - zadziwił się Loki.

- Pozwolił mi odejść. Naprawdę nie był taki zły. Można powiedzieć, że się zakolegowaliśmy. - wyjaśniła szybko.

- Więc Dobrze. - odpowiedziała Frigga, wyciągając jakąś dużą torbę. - W tej torbie znajdziecie wszytko aby jakoś uleczyć wasze rany. Spróbujcie nie zginąć. - to były ostatnie słowa Królowej. Potem wszytko zawirowało, a Clare i Loki leżeli na ziemi w ogrodzie, którym jeszcze rano przechadzała się blondynka.

Ledwo żywa wojownicza, delikatnie się podniosła. Nagle ujrzała podbiegającego w ich stronę Argo. Tracąc resztkę sił, opadła na ziemię i usnęła.

***

Gdy się obudziła, ujrzała jasne światło. Wszystkie co wydarzyło się w ostatnim czasie, powróciło jej do głowy.

- W końcu ktoś się obudził. - usłyszała znany jej głos umięśnionego mężczyzny.

- Argo.. - tylno na tyle było ją stać.

- Po co tu wróciłaś? A na dodatek z nim. - wskazał na śpiącego jeszcze bruneta.

- Ledwo przeżyliśmy.

- Zauważyłem po ranach. Starałem się je trochę obmyć. Stwierdziłem jednak, że lepiej będzie jeśli zrobicie to sami.. no Wiesz... - kobieta delikatnie się zaśmiała.

- Dziękuję ci. Jak tylko odzyskamy siły, znikniemy. - blondyn uśmiechnął się do kobiety. Nagle do ich uszu doszedł syk bólu. Loki się przebudził, razem z niemiłosiernym bólem. - Zajmę się nim. - Argo powiał głową i skierował się w stronę drzwi.

- Jakbyś czegoś potrzebowała, będę w ogrodzie. - opuścił komnate.

Clare zbierając w sobie wszystkie siły, wstała i sięgnęła po torbę. Jak Frigga zapowiedziała, było tam wszystko. Wyciągała potrzebne przyrządy i wróciła do Kłamcy.

- Loki.. - szepnęła mu do ucha. - Musisz się położyć na brzuchu. - brunet z bólem spojrzał na nią i z trudem wykonał polecenie.

Gdy blondynka zobaczyła jego plecy, wręcz zaniemówiła. Do głębokich ran zaczął się przyklejać materiał jego koszuli. Zaczęła więc od pozbycia się jej. Z pomocą nożyczek, przyszło jej to łatwo. Gdy przyszło do wyciągnięcia materiałów z ran, lekko się skrzywiła. Gdy tylko dotknęła jeden kawałek, Kłamca zwinął się z bólu.

Sięgnęła więc po środki przeciwbólowe, które choć minimalne pomogły.

Po godzinnej pracy, Strasznym bólu i stękach, rany księcia były wolne od materiału koszuli. Teraz przyszedł czas na odkażanie. Przy każdym dotknięciu jego pleców, wydawał z siebie pełen bólu syk.

Do obmycia przyszedł jej ostatnia, a zarazem największa rana. Przy pierwszym dotknięciu, Kłamca krzyknął z bólu.

- Loki... Jeszcze trochę.. - starała się go uspokoić, jednak na marne. Z współczuciem zaczęła szybko czyścić ranę.

Było to jedno z gorszych czynności jakie kiedykolwiek robiła. Nie tyle złe było grzebanie w jego ranach, jak jego krzyk. Krzyk pełen bólu.

Jeszcze gorzej było podczas nakładania maści. Jak się okazało, jedną ranę musiała trochę zszyć. Starała się to robić z taką delikatnością, jaką tylko umiała.

Gdy skończyła, była totalnie wyczerpana. Opadła na pryczę, na której leżała zaraz po przebudzeniu. Loki odwrócił się w jej stronę.

- Clare... - szepnął sięgając ręką do jej dłoni. Kobieta choć była wykończona, uścisnęła jego dłoń i delikatnie się uśmiechnęła. - Jesteś wspaniała... - blondynka przewróciła oczami i zdobiła dumną minę.

- Wiem.. - szepnęła.

- Jaka skromność... - podniosła się do pozycji siedzącej, a po chwili wstała podchodząc do kłamcy. - Choć.. - złapała go za rękę i pociągnęła w górę.

- Gdzie? - wstał zdziwiony. Wojowniczka jednak nie odpowiedziała i prowadziła go dalej...














~767

Outside The Law ~ Loki LaufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz