Wielkanoc oraz poniedziałek minęły w szaleńczo szybkim tempie. Niedzielę spędziłem w gronie rodziny, która zjechała się do naszego miasta. Przyjechali dziadkowie, wujkowie oraz ciotki i ich dzieciaki. Cały dzień spędziłem przy stole w jadalni albo na kanapie w salonie. Odbyło się tradycyjne zbieranie jajek w ogródku oraz rozdanie symbolicznych upominków. Święta jak każde inne - przepełnione jedzeniem, pogawędkami oraz nudnymi programami w telewizji. Z wielkim odetchnięciem wpadłem do łóżka o północy, kiedy uporałem się z rodzicami ze sprzątaniem. Oczywiście nie przespałem większości nocy, co wcale mnie nie zdziwiło, więc przespałem pół poniedziałku. Zdaję sobie sprawę, że to niezdrowe i powinienem iść z tym do lekarza, jednak nie zamierzam robić z siebie psychicznie chorego. Zresztą, zapewne powoduje to jedynie stres, którego zdarzało mi się nazbierać przez szkołę, więc niedługo wszystko powróci do odpowiedniego funkcjonowania.
Nastała godzina dwudziesta pięćdziesiąt sześć w dzisiejszy wtorkowy wieczór. Chłodny powiem wiatru otula mnie swoimi ramionami. Drogę oświetlają nam przydrożne lampy. Na ulicach panuje słaby ruch. Wszędzie słychać jedynie ciszę. Niebo przyozdabia księżyc oraz kilkadziesiąt tysięcy gwiazd. Do moich nozdrzy dociera zapach Marlboro, które aktualnie popala Calum. Idziemy do domu kapitana drużyny koszykarskiej, gdzie odbywa się domówka, na która zaprosił nas Luke Hemmings. Zostało nam zaledwie kilka metrów do celu.
Na moim żołądku zawiązuje się supeł. Najprawdopodobniej spowodowany przez moje przejęcie. Denerwuję się faktem, że będą tam ludzie, których nie znam. Z całej drużyny znam jedynie Luke'a, a reszta jest mi nieznana. Owszem, kojarzę każdego z wyglądu oraz imienia i nazwiska, ale z większością nie miałem bliższej styczności oprócz przebywania w jednym pomieszczeniu. Z moją duszą introwertyka ciężko wpasować się w towarzystwo, a znając życie Caluma stracę z oczu po kilku minutach. I ponownie zostanę sam, sącząc piwo w kącie oraz rozmawiając z przypadkowymi, pijanymi ludźmi. Czemu najpierw coś zrobiłem, a potem pomyślałem?
Dostrzegamy piętrowy dom z numerem dwadzieścia cztery. Na schodku przed wejściem do środka siedzi dziewczyna, która pali papierosa. Lustruje nas wzrokiem, a potem spogląda na bok.
Ze środka wyżera mnie zdenerwowanie. Staram się głęboko oddychać, chociaż przyprawia mnie to o nieprzyjemne uczucie w żołądku oraz na sercu. W głowie powtarzam sobie optymistyczne zdania, jakby miało mi to pomóc w odnalezieniu wewnętrznej harmonii. Mógłbym zapalić papierosa, żeby się rozluźnić, jednak nie chciałbym słuchać narzekania Hooda, że jesteśmy spóźnieni. Chłopak jest podekscytowany faktem domówki u kapitana drużyny. Chociaż on jeden z naszej dwójki potrafi cieszyć się z dzisiejszego wydarzenia. Ja nie potrafię znaleźć żadnych pozytywnych stron, oprócz darmowego alkoholu oraz jedzenia.Stojąc pod drzwiami, słyszymy dudniąca muzykę oraz krzyki ludzi. Mulat pewnie łapie za klamkę i otwiera wejście, żebyśmy mogli przejść. Przepuszcza mnie w progu, a ja na miękkich nogach idę w głąb domu.
Przed nami rozciąga się otwarta przestrzeń. Jest to salon połączony z kuchnią. Na środku znajduje się parkiet oraz kanapy. Dostrzegam wiele tańczących dziewcząt. Siedzenia są oblężone przez chłopaków, których kojarzę z drużyny. Palą oni trawkę. Nad nimi unosi się gęsty kłęb dymu. Nie dziwi mnie fakt, że ich twarze są roześmiane oraz słychać spazmy chichotu. Na prawo dostrzegam telewizor oraz wieże stereo, z których leci muzyka. W miejscu, gdzie są blaty kuchenne, stoją butelki alkoholu, przekąski i czerwone kubeczki. Pomieszczenie jest skromne w dekoracje. Domyślam się, że zostały schowane, aby nie ucierpiały podczas przyjęcia. Znajduje się tutaj wiele ludzi, ale nie jest to największa domówka na jakiej byłem. Powiedziałbym, że to impreza dla najbliższych.
CZYTASZ
Lost Boy || Muke Clemmings ✔️
FanficProblemy sprawiły, że obydwoje się zgubili w życiu. Pomylili zakręty, wybrali złe ścieżki. Nie umieli sobie poradzić, aż ich drogi się złączyły. Wtedy wszystko obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Start - 26.07.2019 Konie...