7.

337 28 0
                                    

Dzisiaj nastał drugi kwietnia, czyli poniedziałek. Został tydzień do wiosennej przerwy, gdzie przez pięć dni uczniowie korzystają z wolności od szkoły. Jedni oglądają zaległe seriale na Netflix, a drudzy imprezują. Jeszcze inni wyjeżdżają w odległe miejsca albo nie posiadają konkretnych planów. Należę do ostatniego typu. Jednak przeczuwam, że skończę nudno, czyli ze spędzeniem całych dni w swoim domu albo w towarzystwie Caluma. Najczęściej właśnie tak wyglądają moje wiosenne przerwy. Nie narzekam, ale nie jest to szczyt moich marzeń. Cieszę się, że odpocznę od szkoły i wyśpię się po tylu nieprzespanych nocach oraz porankach.

Stoję w kolejce po drugie śniadanie wraz z moim przyjacielem. Cierpliwie przesuwam tackę po blacie oraz zerkam na bruneta, który intensywnie z kimś SMS'uje. Nie wnikam, ponieważ to nie mój interes. Jedynie obserwuję jego mimikę twarzy, a ona pozostaje neutralna.
W oczekiwaniu na posiłek zaczynam wygrzebywać swoje słuchawki z kieszeni spodni. Są trochę poplątane, ale niezbyt się tym przejmuję. Sprawnie podpinam je do telefonu i włączam swoją ulubioną piosenkę. Wkładam słuchawkę jedynie do lewego ucha, żeby w razie potrzeby móc usłyszeć Hooda albo chłopaków, z którymi zdarza nam się zapalić papierosy. Planujemy dzisiaj usiąść w jednym stoliku, ponieważ mamy wiele sobie do powiedzenia. Nie widzieliśmy się cały poprzedni tydzień, bo każdy z nich miał swoje obowiązki, a ja przygarnąłem Hemmingsa pod swoje skrzydła. Nie było możliwości w ciągu pstryknięcia palcem przenieść się z biblioteki na trybuny albo do stołówki, żeby zarazem nie spóźnić się na lekcje.

W weekend nie spotkałem się z Luke'iem. Chłopak miał rodzinny wyjazd. Przez sobotę oraz niedzielę nie wymieniliśmy nawet jednej wiadomości, a to wyraźnie dało mi znać, że nasza znajomość polega jedynie na korepetycjach z matematyki. Nie ukrywam, ale zrobiło mi się trochę przykro. Po ostatnim weekendzie oraz kilku innych rozmowach myślałem, że zostaliśmy chociaż znajomymi, jednak pomyliłem się. Poczułem się przy nim inaczej. Jakbym nie był nudnym gościem. Rozjaśnił mój mrok, a ja to polubiłem. Zachłysnąłem się złudną nadzieją, którą zniszczył w ciągu czterdziestu ośmiu godzin. Zabolało mnie serce, ale chyba taki mój los, aby nie posiadać wielu przyjaciół. Trochę mi smutno, jednak zaciskam zęby i staram się zapomnieć o tym przeklętym uczuciu, które nieprzyjemnie wierci dziurę w moim sercu.

Podchodzę do kucharki i proszę o kanapki z szynką oraz sok pomarańczowy. Kobieta nakłada na moją tackę jedzenie, a ja szybko płacę za swoje zamówienie. Przesuwam tackę dalej, wpuszczając Caluma. Chłopak równie szybko uwija się z jedzeniem, więc nie mija minuta, a staje obok mnie i informuje o jednej rzeczy:

- Ashton zaprosił nas do swojego stolika.

- Ashton? Ashton Irwin?

- Tak.

Marszczę brwi w zdziwieniu, a zarazem przechodzi przeze mnie żal, ponieważ kontakt z Ashtonem oznacza kontakt z Luke'iem. Dzisiaj nie mam ochoty na jakąkolwiek rozmowę z nim, kiedy odkryłem bolącą prawdę. Właściwie była ona wiadoma od początku naszej znajomości, ale pozwoliłem sobie na zbyt wiele fantazji. Chyba powróciła moja pierwotna nienawiść do jego osoby.

- Czego chce od nas Ashton? - dopytuję, depcząc po stopach Hooda. - A właściwie czego chce ode mnie? Ty się z nim kolegujesz, więc to żadna nowość, jednak ja jestem mu obcy...

- Ale zadajesz się z Hemmingsem - przerywa mi przyjaciel, kiedy zgrabnie wymija inne osoby na stołówce. - A gdzie Hemmings, tam i Irwin. Już to przerabialiśmy, Clifford.

- A chłopacy...?

- Nie przyjdą, poszli po fajki do sklepu.

Ciężko wzdycham, zaciskając mocno palce na tacce. Wzrasta we mnie nieuzasadniony gniew oraz gorycz, które palą moje gardło. Próbuje z tym walczyć, ponieważ nie mam wytłumaczenia na taką reakcje, ale chyba przegrywam z własnymi uczuciami. Serce szybciej oraz mocniej tłoczy krew, która wręcz buzuje w moich żyłach.
Kroczę za brunetem. Mój chód jest niespokojny. Palce bieleją od trzymania tacki z posiłkiem. Mam ochotę skłamać, że zostawiłem swój zeszyt albo książkę w szafce i pilnie muszę po nią iść, jednak kłamanie powoduje u mnie wyrzuty sumienia. Nie lubię siać fałszerstwa. Szczególnie wobec najbliższych, a Caluma zdecydowanie zaliczam do tego grona. Właściwie bez niego byłbym nikim. Nie miałbym żadnych znajomych ani taryf ulgowych u innych uczniów. Wiele osób kojarzy Hooda, co daje jeszcze więcej korzyści z naszej przyjaźni, które pojawiły się z czasem. Cieszę się, że mam tak wiernego przyjaciela. Niewiele osób pozostaje w bliskich stosunkach z kimkolwiek, kiedy mamy do wyboru tak wielu ludzi. Zwyczajnie zaczynamy ufać większemu gronu albo nie ufamy nikomu. Nasza znajomość jest wyjątkowa i słyszałem kilka razy, że większość nam tego zazdrości. Właściwie traktujemy się jak bracia, których połączyło więcej niż więzy krwi.

Lost Boy || Muke Clemmings ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz