Zaspany pukam w drzwi do domu Hemmingsów. Odpowiada mi szczekanie Lucyfera oraz kobiecy głos. Marszczę brwi. Ogarnia mnie lekka dekoncentracja oraz rozkojarzenie. Poprawiam swój plecak, który wisi na moim ramieniu. Odruchowo naciągam swoją fioletową bluzę w dół oraz przejeżdżam palcami po włosach. Domyślam się, że to rodzicielka Luke'a, więc wypada pokazać się z najlepszej strony, chociaż czuć ode mnie odór tytoniu, a pod oczami znajdują się ogromne oraz sine wory.
Przełykam ciężko ślinę, słysząc przekręcany zamek w drzwiach. Wysilam się na uśmiech, który mógłby zakryć wszelkie oznaki zmęczenia i chęć wypicia kilku litrów mocnej kawy. W duchu przeklinam blondyna, który nie wysilił się, aby poinformować mnie o poznaniu jego mamy. Mógłbym wtedy zapobiec wypaleniu papierosa w drodze na nasze korepetycje oraz przygotowałbym w głowie kilka ładnych zdań, którym mógłbym oczarować jego mamę.
Wejście się otwiera, a w progu dostrzegam niską kobietę. Jej jasne włosy opadają falami na ramiona. Są pofalowane. Grzywka przysłania czoło. Rysy twarzy są bardzo zbliżone do tych Luke'a. Wyglądają wręcz identycznie. Wokół oczu posiada kilka zmarszczek, które powstały w wyniku rozciągającego się uśmiechu. Obarcza mnie przyjaznym spojrzeniem.
- Dzień dobry - witam się, przeskakując z nogi na nogę. Mój głos jest lekko ochrypły od spalonej fajki oraz niedawnego przebudzenia się. - Michael Clifford. - podaję dłoń na przywitanie, którą kobieta łapie w swoją. Jej skóra jest gładka.
- Liz Hemmings - przedstawia się, nie przestając zarażać swoją radością. - Miło ciebie poznać. Wchodź, Luke czeka u siebie.
- W porządku - odpowiadam, przekraczając próg domu. Kobieta zamyka za mną drzwi, aby piesek nie uciekł na podwórko. Lucyfer atakuje moje nogi, kiedy tylko zamierzam ściągnąć buty. Jedną dłonią głaszczę pieska, a drugą rozwiązuje sznurówki w swoim obuwiu.
Mama Luke'a znika za jednymi z par drzwi, tłumacząc się zostawionym obiadem na ogniu. Jedynie kiwam głową, kierując się w stronę pokoju Luke'a. Lucyfer dotrzymuje mi kroku.
Kiedy jestem na samym końcu schodów, moim oczom ukazuje się półnagi chłopak. W pośpiechu przekłada ubrania w szafie. Włosy są rozmierzwione. Mój wzrok pada na nagą skórę chłopaka. Dostrzegam napinające się mięśnie ramion. Przyglądam się płaskiemu brzuchu, który jest subtelnie zarysowany. Robi mi się gorąco. Ciepło uderza w moją twarz, więc momentalnie oblewa mnie szkarłatny rumieniec. W żołądku rozlewa się żar. Podniecenie penetruje mój organizm. Ze świstem wypuszczam powietrze przez usta, aby zrzucić z siebie ciśnienie.
Nie posiada ciała greckiego Boga, ale dla mnie jest idealne pod każdym względem. Wydaje się, jakby skóra było miękka a zarazem napięta. Jej odcień wpada w żółte tony, które wybijają błękit tęczówek. Jest lekko muśnięty kwietniowym słońcem, co dodaje mocniejszej barwy. Z każdym ruchem dostrzegam napinające oraz rozluźniające się mięśnie. Wszystko ze sobą współpracuje, co widać gołym okiem. Żywa rzeźba.- Um, hej - rzuca Hemmings, który wyciąga szarą koszulkę ze swojej szafy. Nie jest ani trochę zakłopotany, kiedy mi dosłownie miękną kolana, a moje policzki niemiłosiernie pieczą. - Przepraszam, niedawno brałem prysznic.
- Nie szkodzi.
Chłopak zakłada swoją koszulkę, czym kończy moje trzydzieści sekund w raju. Na moją twarz wkrada się grymas, który próbuję zasłonić uśmiechem.
Siadam na łóżku, rzucając na bok mój plecak. Moje nogi są jak z waty, a w ustach zrobiło się sucho. Gorąco zaczyna powoli schodzić, ale będzie to długotrwały proces. Mój organizm dostał niezłego szoku, spowodowanego przez Luke'a Hemmingsa. Podwinąłem rękawy swojej bluzy, aby poczuć trochę orzeźwiającego chłodu.
CZYTASZ
Lost Boy || Muke Clemmings ✔️
FanfictionProblemy sprawiły, że obydwoje się zgubili w życiu. Pomylili zakręty, wybrali złe ścieżki. Nie umieli sobie poradzić, aż ich drogi się złączyły. Wtedy wszystko obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Start - 26.07.2019 Konie...