- Hej. - przywitała się Nishimiya siadając obok Bokuto.
Ten od razu wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
- Hey,hey, hey! Nishimiya-san!
Zu wyjęła z torby książki i zeszyt do japońskiego. Usiadła na miejscu i cierpliwie czekała na nauczycielkę.
Od pamiętnego dnia z parasolką minęły trzy dni i Zakuro stwierdziła, że zwykłe „hej" lub „cześć" skierowane do Bokuto nie zaszkodzi. Oczywiście każdą jego próbę nawiązania kontaktu, pod tytułem: „Jak się masz" albo „Co tam u ciebie" zbywała zwykłym: „dobrze". Ale Kōtarō był uparty i ciągle, nie zrażając się, próbował namówić Zu do jakiejkolwiek rozmowy dłuższej niż dwa wyrazy. Rozochociła go rozmowa pod parasolem, więc nie zamierzał się poddawać.- Nishimiya-san, co u ciebie? - zapytał z uśmiechem.
- Dobrze.
- Mogłabyś rozwinąć?
- Niezbyt. - Zakuro wcale to nie nudziło. Wręcz przeciwnie, sprawdzała granice wytrzymałości Bokuto.
Sowa nadął policzki i zamierzał coś powiedzieć, ale weszła nauczycielka, tym samym uciszając rozgadaną klasę. Po przywitaniu i sprawdzeniu obecności zaczęła prowadzić lekcję. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie pewna malutka sprawa...
- A teraz popracujecie trochę w parach. - oznajmiła pani Fujima.
Ta informacja sprawiła, że Zu omal nie spadła z krzesła, a przecież nie było ono uszkodzone. Nerwowo zerknęła na Bokuto, który dalej słuchał zadania, które kazała zrobić nauczycielka.
Saki, gdzie jesteś, gdy cię potrzebuję...
Ale Saki została uziemiona w pierwszej ławce, przez co nie mogła uratować przyjaciółki z opresji. Posłała jej tylko pokrzepiające spojrzenie i wróciła do pracy ze swoją parą.
Bokuto z kolei spojrzał na Zakuro z uśmiechem. Mieli za zadanie przeanalizować wiersz.
- Wiesz, nie jestem dobry w analizie... - podrapał się po karku.
Zu niepewnie spojrzała do jego zeszytu i otworzyła szeroko oczy. Świecił pustkami.
- A... gdzie są twoje notatki? - zapytała.
- Aaaa.... notatki... - chłopak zaśmiał się nerwowo.
- Jak masz zamiar się czegokolwiek nauczyć bez notatek?! - Zu prawie krzyknęła i wzięła do ręki jego zeszyt. Na cały temat miał może dwa zdania zapisane. Dwa z trzydziestu. Zu uderzyła otwartą dłonią w czoło i przejechała nią po twarzy. - Masz szczęście, że nie mamy skończyć tej analizy dzisiaj. Nie, żeby obchodziły mnie ty i twoje oceny, ale na razie pisz to, co ci mówię. Jasne? - rozkazała.
Bokuto ze skruchą pokiwał głową. Zu przedyktowała mu pierwsze zdania. Następnie zaczęła z niego wykrzesywać jakieś informacje, które on sam wyciągnął z wiersza. Praca z nim była nawet trudniejsza niż z Saki. Aczkolwiek musiała przyznać, że czasem nie mogła powstrzymać śmiechu:
- Gdzie ty tu widzisz światełko w tunelu? - Zu zachichotała cicho.
- Tu o tych świecach przecież! No widać! Ogień! Światło! Światełko w tunelu! Pociąg! - ciągnął zadowolony z siebie chłopak.
- Ty naprawdę musisz uzupełnić wiadomości w swoim zeszycie. - śmiała się dalej Nishimiya, po czym pokazała notatkę w swoim zeszycie. - Świece to jeden z motywów „Vanitas", czyli przemijania. Chodzi o to, że ogień na świecach nie świeci wiecznie, tylko gaśnie, kiedy świeca się spali. Tak samo jak w życiu. Ta świeca to nasze życie, a ogień to czas, który je pochłania. - wytłumaczyła.
Bokuto patrzył na nią z otwartymi ustami.
- Ty jesteś jak dla mnie za mądra. - stwierdził w końcu.
- Wiem. - westchnęła Zu. - A teraz pisz dalej.
Tak minęła im lekcja japońskiego. Zakuro podziwiała głupotę Bokuto, a on zachwycał się jej wiedzą.
~*~
- Bokuto, ty chyba serio potrzebujesz pomocy z nauką... - Zu pacnęła się w czoło.
Okazało się, że Bokuto nie ma problemów tylko z japońskim, ale też z historii i geografii. Pomieszał daty na kartkówce z pierwszego przedmiotu i nie rozumiał większości rzeczy z drugiego. Prawie wszystkie notatki spisywał od Zakuro, bo sam nie wiedział, co zapisać. Nishimiya chcąc nie chcąc musiała się na to zgodzić, bo chłopak ciagle zaglądał jej do zeszytu.Na koniec lekcji Zu zatrzymała na chwilę Bokuto:
- Słuchaj, przypomnij mi, żebym ci wysłała zdjęcia notatek z trzech ostatnich lekcji z historii, japońskiego i geografii. I lepiej, żebyś to jak najszybciej przepisał, bo czarno widzę twoje oceny na koniec roku. - powiedziała, pakując do torby zeszyty.
- Dzięki, Nishimiya-san. - Kōtarō podrapał się po karku.
- Potraktuj to jako przejaw litości, bo nie oszukujmy się, jak na ciebie patrzę to tylko na to mi się zbiera. - prychnęła Zu i wyszła z klasy.
Była to ostatnia lekcja, więc podeszła do Saki i razem ruszyły do wyjścia ze szkoły. Jednak dzisiaj, mimo dnia wolnego Zu, nie zamierzały iść do kawiarni na korepetycje. Było pochmurnie i szaro, a rodzice Saki znów gdzieś wyjechali. Przyjaciółki obrały więc sobie za cel pobliską piekarnię, w której czasem coś kupowały. Zu zawsze twierdziła, że piekarnia to drugie miejsce, w którym mogłaby pracować. Uwielbiała zapach świeżego chleba i ciasta w piekarniku. W dodatku w piekarniach zawsze było ciepło, a Zu należała do zmarzluchów. W przeciwieństwie do Saki, której żaden śnieg ani deszcz zupełnie nie przeszkadzał.
Koleżanki kupiły sobie po pączku i wróciły na teren szkoły. Usiadły na jednej z ławek i zaczęły rozmawiać. Było jeszcze wcześnie i szkoła była otwarta. Od czasu do czasu czuły tylko na sobie wzrok woźnego, który groźnie łypał okiem, czy te dwie przypadkiem nie chcą mu zadeptać trawy.
W pewnym momencie obydwie dziewczyny zamilkły. Usłyszały głosy dobiegające z sali gimnastycznej i powoli, skracając się niczym prawdziwi ninja zakradły się do niej. Stanęły przy drzwiach i Zu lekko wyjrzała za nie. Zaraz nad nią pojawiła się zaciekawiona głowa Saki. Drużyna siatkarska miała trening. Męska drużyna siatkarska. Rozgrywali akurat mecz między sobą.
- O, patrz! Bokuto serwuje! - szepnęła Saki do starszej przyjaciółki.
Faktycznie, gdy Zu spojrzała na serwującego był tam nie kto inny jak sowopodobny jegomość. Podrzucił wysoko piłkę, wyskoczył i mocny serw poleciał na przeciwną drużynę.
- Mi już by ręce odjebało... - Saki gwizdnęła z podziwem.
Ale Zu była zbyt zafascynowana meczem, by zwrócić uwagę na słowa koleżanki. Była tak cicho, że Saki co chwilę sprawdzała, czy żyje. Dopóki jeden z odbierających źle przyjął piłkę, która poleciała gdzieś w bok boiska.
- Jak odbijasz, pacanie! - krzyknęła zawiedziona Zakuro, załamując przy tym ręce.
Cała drużyna spojrzała w stronę drzwi... ale nikogo już tam nie było.
- Czy to nie był przypadkiem głos Nishimiyi? - zastanowił się na głos Bokuto.
- Bokuto, czy ty znowu przyprowadziłeś jakąś fankę?! - krzyknął trener.
- Nie! Nie! Przysięgam! - białowłosy zaczął machać energicznie rękami. - Poza tym, Nishimiya nie jest moją fanką!
Trener tylko pokręcił głową i kazał wrócić chłopcom do treningu. Sam wyjrzał za drzwi sali, ale zauważył jedynie dwie sylwetki biegnące na złamanie karku do wyjścia z terenu szkoły. Westchnął i wrócił na salę.
Tymczasem Saki i Zu biegły ile sił w nogach, zbiegając tym samym z miejsca zdarzenia.
- Taktyczny odwrót! To nasza specjalność! - wydyszała Zu, gdy były już w bezpiecznej strefie domu Nishimiyi.
- Chryste, nie biegłam tak szybko odkąd raz goniłam autobus rok temu. - wysapała Saki.
Nishimiya tylko się zaśmiała i weszła do mieszkania. Wpuściła Saki do środka i razem zrobiły sobie babski wieczór. Jak dobrze, że następnego dnia zaczynał się weekend...
CZYTASZ
Zaczęło się od focha... - Bokuto Kōtarō x OC
FanfictionW pierwszej klasie liceum Bokuto Kōtarō zrobił sobie z Nishimiyi Zakuro wroga... Nieświadomie, ale jednak. W drugiej klasie nadarza mu się okazja, by to naprawić. Czy wykorzysta te okoliczności? ~*~ Przypomniało jej się pytanie Akihiro: Kochasz go? ...