Zakuro piła spokojnie swój sok pomarańczowy, pisząc z uśmiechem do Saki. Aktualnie przebywała na terenie Liceum Shinzen, do którego przeniósł się obóz treningowy. Pan Matsumoto akurat nie miał żadnego konkursu na oku i dał Zu spokój, więc dziewczyna przebywała w towarzystwie drużyny siatkarskiej Akademii Fukurodani, pełniąc funkcję pomocy trenera. I chodzącej apteczki, z której Bokuto nadmiernie korzystał.
Nishimiya spojrzała na boisko. Drużyna z jej szkoły bez trudu zdobywała kolejne punkty w meczu przeciwko Karasuno. Zu przyjrzała się jeszcze raz drużynie kruków. Wzrok skupiła na ich numerze 10. Ten chłopak miał według niej szanse na zostanie świetnym atakującym.
Potrząsnęła kartonikiem, ale okazało się, że skończył się w nim sok. Zakuro wstała i wyszła z sali w kierunku automatu z napojami. Zatrzymała się, gdy zobaczyła numer 9 od Karasuno. Była pewna, że gra na boisku. Chłopak wyjmował mleko w kartoniku, a Zu podeszła do automatu i wrzuciła monetę. Wcisnęła odpowiedni guzik i zdecydowała odezwać do czarnowłosego chłopaka:- Jesteś z Karasuno, prawda?
Chłopak popatrzył na nią i pokiwał głową.
- O ile dobrze pamietam, Kageyama?
- Tak.
- No to słuchaj mnie, Kageyama. - wyrzuciła pusty kartonik po soku do kosza i wyjęła z automatu nowy. - Jesteś rozgrywającym. Rozgrywasz piłki naprawdę dobrze i szybko. I... - ważyła słowa. - Tylko ten numer 10... Hinata, o ile dobrze pamietam, jest w stanie za nimi nadążyć. Jesteście naprawdę mocni. Razem. - wzięła resztę pieniędzy i schowała do kieszeni, po czym spojrzała na niego. - Dziwi mnie, że się od siebie odsunęliście.
Kageyama spojrzał na swoje buty.
- Ja i Hinata... Jesteśmy zupełnie inni. On jest taki... Beztroski i myśli bardzo prostolinijnie. Poza tym. - prychnął. - Nie jest osobą, która jest w stanie na razie wygrywać. Nie zamierzam mu podawać piłki, jeśli on i tak nie zdobędzie punktu.Zu delikatnie przechyliła głowę i uśmiechnęła się. Wbiła słomkę w kartonik i upiła łyk. Spojrzała w niebo.
- To mi przypomina pewną sytuację. Gdzieś w połowie drugiej klasy liceum. To będzie rok temu. - zauważyła zaskoczenie na twarzy Kageyamy. Zdał sobie sprawę, że ona jest starsza. - Po jednym z treningów Bokuto ćwiczył ataki z Akaashim. Ćwiczyli naprawdę długo i Akaashi miał już dość. Poprosił Bokuto, by zrobili sobie przerwę. I Bokuto... - spoważniała na to wspomnienie. - Bokuto bardzo wziął to do siebie. On ma... - szukała odpowiedniego słowa. - Skłonności do nadinterpretacji. To czasem wkurzające. Uznał wtedy, że Akaashi go nie docenia. Uważa, że nie da sobie rady. Zaczęli się kłócić, a potem Akaashi stwierdził, że nie będzie podawał piłki komuś, kto mu nie ufa. Pamiętam, że bardzo się wtedy wystraszyłam. Stałam pod drzwiami do sali i nie wiedziałam, co mam zrobić. Chłopcy o mało co się nie pobili. - uśmiechnęła się. - Następnego dnia Akaashi przyszedł do mnie na przerwie, żebym mu coś doradziła. Wiesz, co mu wtedy powiedziałam? - spojrzała Kageyamie głęboko w oczy. - Rozgrywający to bardzo ważna rola. I bardzo odpowiedzialna. Jesteś prawą ręką atakującego. Jesteś jego wsparciem. Dobra wystawa poprzedza dobry atak. Ale jeśli nie byłoby atakującego, to co byś zrobił? - uśmiechnęła się. - Nic. Jesteś nikim bez atakującego. Jesteś tylko połową. Tworzysz całość z atakującym. Kiedy to zrozumiesz. - wskazała na niego palcem. - W tym momencie staniesz się niepokonany.
Kageyama chwilę przyglądał się Zakuro, na której twarzy była wymalowana pewność siebie. Wyglądała jak zupełnie inna osoba. Było w niej coś zwierzęcego. Wyglądała jak dziki rumak. Pewny swojego, broniący swego stada i przekonań. Wiedział, że ma rację. Skłonił się.
- Dziękuję. Zapamiętam to. - i odszedł do sali gimnastycznej.
Zu stała jeszcze przy automacie. Wypiła swój sok i kupiła jeszcze jeden. Po chwili namysłu wyjęła jeszcze jedną monetę, by kupić batonik.
- Jebać. Najwyżej będę gruba.~*~
- Tak jest! - krzyknął Bokuto, zaciskając dłoń w pięść. - Jestem niesamowity! - złapał bidon, który rzuciła mu Zu.
- Tak, Bokuto, jesteś niesamowity! - weszła na wysokie tony i zaczęła słodzić. - Jestem twoją największą fanką, Boku-chan! Chcę mieć z tobą dzieci, mój ty najlepszy Asie! - mina jej zrzedła i wywaliła język na wierzch z obrzydzeniem. - Chyba cię pogięło.
- Chciałbym, żebyś kiedyś tak powiedziała na poważnie, Zu-chan. - prychnął udając obrażonego.
- Naprawdę? Mam zacząć? - uniosła brew.
- Wiesz co? Rozmyśliłem się. - powiedział szybko Kōtarō, widząc jak cwany uśmieszek powoli wpełza na twarz Zakuro.
Dziewczyna wzięła torbę i pociągnęła Bokuto za rękę. Wyprowadziła go poza salę, na szczyt wzniesienia. Kazała mu usiąść i przystąpiła do działania dezynfekującego.
- Dobrze, że to był ostatni mecz. - powiedziała, namaczając wacik w wodzie utlenionej.
- Ale przynajmniej to obroniłem. - oznajmił dumnie chłopak.
- Jasne. - przytknęła wacik do jego nadgarstka. - Przypomnij mi, żebym kupiła ci jakieś ochraniacze na nadgarstki.
- Nie trzeba... - umilkł, widząc karcący wzrok Zakuro.
Przez chwilę żadne z nich się nie odzywało. Zakuro skończyła dezynfekować otarcia i zajęła się zaszywanie dziury w ochraniaczu. W końcu odezwał się Kōtarō:
- Zu-chan...
- Hm?
- Ja wiem, że obiecałem czekać. - złapał się za kark. - Ale chciałem tylko zapytać, czy już wiesz...
Dziewczyna urwała nitkę i zawiązała supeł, by zaszycie się nie rozpruło.
- Bokuto, wiem że nie lubisz czekać. - schowała wszystko do torby. - Ale nie jestem jeszcze gotowa dać ci jednoznacznej odpowiedzi. - spojrzała na niego. - Do końca obozu. - powiedziała. - Do końca obozu dam ci odpowiedź. - podniosła się.
Kōtarō uśmiechnął się i wstał z trawy. Patrzył, jak Zu idzie w dół wzniesienia. Spojrzał w niebo.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo na to czekam...
CZYTASZ
Zaczęło się od focha... - Bokuto Kōtarō x OC
FanfictionW pierwszej klasie liceum Bokuto Kōtarō zrobił sobie z Nishimiyi Zakuro wroga... Nieświadomie, ale jednak. W drugiej klasie nadarza mu się okazja, by to naprawić. Czy wykorzysta te okoliczności? ~*~ Przypomniało jej się pytanie Akihiro: Kochasz go? ...