Brian

1.3K 56 18
                                    


Walka była krwawa. Straciłem wielu mych najlepszych dowódców i dzielnych wojowników, lecz pewny jestem, że zaskoczyliśmy ludzi. Oni naprawdę uważają nas za dzikie zwierzęta, nie potrafiące walczyć ze swoimi instynktami. Mylili się. Ciągle się mylą, nie chcą nawet spróbować zmienić swojego postrzegania, ale pogodziłem się z tym, że nie zbawię świata. Aktualnie liczy się wyłącznie przetrwanie. Zaniepokojony wpatrywałem się w mój oddział konnicy. Zaraz mieliśmy wyprowadzić nasze ostateczne siły, na czele ze mną i Samem. Byłem świadomy tego, że ludzie nie wysłali do walki tych gigantów, co mnie niepokoiło. Gdzie oni, do jasnej cholery, schowali gigantów?! Lecz my też mamy swojego asa w rękawie w postaci smoka. Na tę myśl uśmiechnąłem się delikatnie. To dzięki Katy. Jest po naszej stronie, co oznacza, że nie ma nas do końca za zwyrodnialców złych do szpiku kości... Chociaż w tej kwestii ze smokiem, też nie obeszło się bez komplikacji. Gdy dłonią wskazała na armię ludzi, smok schylił swój grzbiet i łbem przysunął Katy do siebie. Dalszych wydarzeń nawet nie chcę sobie przypominać, bo w skrócie - był lament. Ta ludzka dziewczyna bała się go dotknąć, a co dopiero wejść na jego cielsko, ale koniec końców...

-Panie! - z letargu wyrwał mnie jeden z doradców. Musimy ruszać. 

-Masz rację. - dobyłem swojego końskiego kościotrupa, a jego grzywa zapłonęła żywym ogniem. Dołączył do mnie Sam, a cały, ustawiony w rzędach oddział, czekał na moje skinięcie ręką. Zanim jednak to zrobiłem, spojrzałem na dach mojego pałacu gdzie stał on, wielki potwór, a na jego wielkim cielsku blondynka, która z tej perspektywy wydawała się malutka i delikatna jak płatek śniegu. Spuściłem wzrok i podniosłem rękę krzycząc "ruszamy w walce o naszą godność i zwycięstwo!" i słychać było już tylko tętent koni.

***

Plan był teoretycznie prosty - przebić szyki, rozproszyć ich, by nie trzymali zwartej pozycji i zamknąć ich atakując z obu skrzydeł. Katy wkroczy, gdy na horyzoncie spostrzegę te zmodyfikowane monstra, o których mówił mój zwiadowca. Mam nadzieję, że uda mi się z nią porozumieć myślami, tak jak kiedyś. W głowie kłębiły mi się myśli. Nie jest to moja pierwsza, bitwa, lecz tu ogarniało mnie uczucie otaczającego zewsząd niebezpieczeństwa. Było to uczucie zaciskającego się wokół mojej szyi kręgu. Dusiło mnie to i nie mogłem się pozbyć tego niepokoju. 

Pole bitwy ogarnięte było niejako mgłą, dymem i tumanom kurzu, dlatego też wydawało mi się, że z otchłani wydobył się zwarty szereg równo ustawionych żołnierzy ludzkich. Czekali na nasz ruch i spełniliśmy ich oczekiwania. Wbiliśmy się w zwarty oddział i zaczęliśmy rzeź.


KATY

Nie wiem jak opisać to, co czułam. Strach? Jeśli tak, to nie był to typowy lęk. To było przeczucie, że dzisiaj coś się wydarzy, coś niekoniecznie dobrego. Tłumaczyłam to sobie, że, DO LICHA, trwa wojna, jest bitwa, więc no mam prawo czuć takie emocje i jest to normalne, jednak w głębi duszy wiedziałam, że mimo wszystko nie chodzi o to, a o coś zupełnie innego. 

Zawiał wiatr, który pobawił się moimi włosami unosząc je i kręcąc nimi w najróżniejsze strony. Siedziałam wygodnie na Viserionie i muskałam jego chropowaty od ogromnych łusek grzbiet. Bałam się, że gdy wzniesiemy się w powietrze, nie utrzymam się na jego grzbiecie, lecz nie chciałam na ten moment myśleć o tym. Nie byłoby zbyt dobrym pomysłem wyobrażanie sobie wizji swojej śmierci, chociaż... na pewno nie byłaby to jakaś "nudna śmierć", myślę, że byłabym nawet bezkonkurencyjna w turnieju na najbardziej fenomenalną śmierć w historii. 

~Wylatuj, widzę je. - przestraszyłam się, słysząc nagle głos Briana w głowie. Zamknęłam oczy, wypuściłam z ust powietrze.

-Dago hon - powiedziałam do stworzenia i tym razem posłusznie wzbił się w powietrze ze mną na grzbiecie. 

Na początku Viserion mocno szarpnął. Krzyknęłam przerażona i starałam mocno się go przytrzymać. Po chwili jednak lecieliśmy w linii prostej, dzięki czemu trochę się uspokoiłam i dosłownie przez moment afirmowałam otaczającą mnie rzeczywistość. Świat z góry był piękny, naprawdę piękny. 

Dostrzegłam nasz cel. Za armiami toczącymi zaciekle bitwę, były one. Wielkie mutanty. W życiu nie widziałam tak okropnych istot, bo nie, z pewnością nie są to ludzie. Była ich piątka. Te około pięciometrowe stwory były łyse, twarz miały zdeformowaną, a z ich paszcz wyłaziły ostre i ustawione blisko przy sobie kły. Oczy miały małe i wepchnięte jakby w głąb oczodołów. Zbudowane były potężnie. Torsy ich pokrywały pancerze. I to przerażające spojrzenie, jakby szaleńców. 

Gdy byliśmy już w odległości około stu metrów od stworów, poklepałam smoka dwa razy po jego cielsku, a on wypuścił ze swojej paszczy chmurę ognia. Usłyszałam nierównomierny ryk i głośne stąpnięcia o ziemię. Olbrzymy straciły orientację i machały chaotycznie rękoma. Wpadły w popłoch. Wzniosłam się wraz ze smokiem w górę, by móc się zawrócić i posłać kolejny żar z jego pyska. Wtem jednak poczułam szarpnięcie i charknięcie smoka. Zaczęliśmy wirować w powietrzu, a ja zobaczyłam tylko, zdecydowanie zbyt blisko nas, jednego z podpalonych olbrzymów, trzymającego wściekle ręce w górze, przedziurawione w okropny sposób skrzydło Viseriona i zbliżającą się niebezpiecznie ziemię. Potem była już tylko ciemność.


Brian

Widziałem to wszystko. Jej lot był efektowny, a ludzie z przerażeniem zadarli głowy, by ujrzeć stworzenie, które przecież wymarło kupę lat temu. Gdy przeleciała nad nami, na moment byliśmy spowici w cieniu, potem zawiał porywisty wiatr, a kroczące w naszą stronę giganty stanęły w ogniu. Ziemia się zatrzęsła, a olbrzymy ryczały i chwiały się na swych grubych nogach. Wykorzystując roztargnienie wrogów, zacząłem zadawać więcej pchnięć i szybciej pozbawiałem żyć ludzkim istotom. Jednak potem stało się to, przez co przestałem myśleć racjonalnie. Spadający i robiący przy tym piruety jak baletnica smok, upadł na ziemię. Wraz z Katy. Ogromny smok i Katy upadli, a raczej huknęli na ziemię, blisko podpalonych orków.

-Ja pierdole, kurwa mać! - ryknąłem, a ci, którzy byli blisko mnie, widocznie się zatrwożyli. Ludzie i moi wojownicy, jakkolwiek nierealnie mogłoby to zabrzmieć, stanęli w miejscu. Wielu przez nieustępujące drgania ziemi, upadło i nie miało sił się podnieść, a ja biegłem, biegłem do tej ludzkiej dziewczyny, z nierealną nadzieją, że tli się w niej jeszcze życie. 



Wielu z Was miało dosyć wymęczających opisów walki i perspektywy ludzi, więc pojawili się Ci znani bohaterowie :)) 

W zamiarach mam jeszcze jeden rozdział i epilog, moi drodzy :ccc




Władca WampirówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz