Następnego dnia odbył się pogrzeb dziadka. Nawet nie wiem, kiedy poprzedniego dnia poszłam spać. Informacje mnie tak przytłoczyły, że poprzedni dzień pamiętam jak przez mdłe.
— Erin? — usłyszałam cichy głos Julki, uniosłam na nią wzrok. Starałam się uśmiechnąć, żeby pokazać dziewczynie ze wszystko jest okej. Jednak nie dałam rady — Już jedziemy... Na pewno dasz radę? — zapytała siadając koło mnie.
Widziałam zmartwienie w jej oczach, jednak nie potrafiłam nic zrobić, smutek był zbyt wielki, żeby udawać. Jakby nie tabletki na uspokojenie które dała mi wcześniej Cordi, najpewniej leżałabym w łóżku zalana łzami.
— Tak, muszę tam być w końcu to mój dziadek — powiedziałam lekko załamującym się głosem. Podniosłam się z łóżka poprawiając czarną sukienkę. Mój dziadek umarł po raz drugi i tym razem nie wróci. Choćbym nie wiadomo jak tego pragnęła.
— Erin... Martwię się o ciebie — powiedziała Julka, gdy tylko wyszliśmy z jej pokoju.
— Julka. A ty jakbyś się czuła... Na moim miejscu? Skarciłam dziadka i to wszystko była moja wina. I tych cholernych lodów.
Emocje zaczęły brać górę a leki na uspokojenie coraz słabiej działać. Nie wiedziałam, czy dam rady być na pogrzebie. Jednak na zamierzałam zawieść dziadka, to ostatni raz, kiedy będę mogła do zobaczyć. Nie czekając na Julkę wyszłam z domu i wsiadłam do samochodu Marka, nie chciałam się rozpłakać. Musiałam być silna, jednak jeśli jeszcze chwilę spędziłabym z dziewczyną na pewno bym pękła.
Mark wiedział jak sie czuje.Na szczęście nie odzywał się przez całą podróż za co byłam mu niezmiernie wdzięczna. Potrzebowałam jego obecność, jednak nie zniosłabym żadnej rozmowy. Nawet o pogodzie.
Gdy zatrzymaliśmy się przed cmentarzem w moich oczach znowu pojawiły się łzy. Nie mogłam znieść myśli, że już nigdy nie spotkam dziadka. A tak bardzo do kochałam.
***
Patrzyłam jak trumnę z ciałem dziadka spuszczają do ziemi. Łzy falami wylewały się z moich oczu. Nie wierzyłam, że go już z nami nie ma. Julka cały czas mnie przytulała, za co byłam jej bardzo wdzięczna potrzebowałam jej. Potrzebowałam kogoś, kto po prostu przy mnie będzie.
Kiedy ludzie zaczęli składać kondolencje moim rodzicom, ruszyłam w stronę samochodu brata. Nie dałam rady tam być i widzieć tych wszystkich ludzi, których w ogóle nie znalazłam. W momencie, gdy odwracałam się do odejścia, zauważyłam Tsurugiego stał niedaleko, w czarnym garniturze. Nie chciałam go teraz widzieć, on mógł uratować mojego dziadka, a nie mnie. Mój dziadek mógłby teraz żyć, jakby chłopak zamiast mnie pociągnął jego.***
Przez tydzień nie wychodziłam z pokoju. Jedynie co robiłam to oglądałam zdjęcia moje i dziadka. Dalej nie mogłam się pogodzić z jego odejściem. Mój ból wcale nie znikał, a z dnia na dzień coraz bardziej się powietrza. Zaczęłam mniej jeść, zamknęłam się w sobie. Nie miałam ochoty, na jaki kolwiet kontakt z inną osobą. Chociaż znajomi cały czas próbowali się, że mną skontaktować. Jednak mój rozładowany telefon skutecznie im to uniemożliwiał. Julka nawet kilka razy nawet do mnie przyszła, ale zawsze udawałam, że śpię. Co było prawie niemożliwe, bo każdej nocy śnił mi się ten koszmarny wypadek. A potem dziadek, który zawsze powtarzał, że to moja wina.
Jednak dzisiaj postanowiłam wyjść z domu. Pójść na trening ten ostatni raz.
Podeszłam do lustra, przyglądając się mojej bladej cerze, wyglądałam jak zombi. Zaschnięte łzy na policzkach, wory pod oczami, przetłuszczone włosy, których dawno nie myłam. Nie obchodziło mnie jak teraz wyglądam. Nie musiałam wyglodac ładnie nawet nie chciałam. Związałam włosy w wysokiego kucyka. Przemyłam twarz woda, wkładając czarną bluzę.
Nie mówiąc nic rodzicom wyszłam z domu, wiedziałam, że powinnam wrócić dosyć szybko. Nawet nie powinni zauważyć, że mnie nie ma.
Ruszyłam dosyć szybkim biegiem w stronę boiska. Kiedy drużyna mnie zauważyła zaprzestała trenigu. Przez chwilę po prostu się na mnie gapili. Ja nie zwracając na nich uwagi zbieglam na dół podchodząc do Marka. Po chwili koło nas pojawiła się całą drużyna.
— Kapitanie — spojrzałam na chłopaka, który patrzył na mnie zmartwionym wzrokiem — Trenerze... — na chwilę się zatrzymałam nie byłam pewna czy na pewno chce to powiedzieć. Jednak ja już nie potrafię myśleć o piłce tak jak dawniej. Sprawia mi to za duży ból.
— Odchodzę z drużyny — powiedziałam cicho spuszczając wzrok.
Za mną kilku chłopaków wciągnęło powietrze, a inni coś zaczęli mówić między sobą.
— Jak to?! Erin nie możesz! Przecież Ty to kochasz — po chwili usłyszałam zmartwiony głos Tenmy.
— Miłość przemija Tenma — powiedziałam cicho.
Widząc wzrok Tenmy, nie potrafiłam tam być dłużej. Czułam się jeszcze gorzej niż wcześniej. Czemu ja się przejmuje tym co powiedzą inni.?
Ktoś zaczął biec za mną, przez co przyspieszyłam nie chciałam już tu byc. Piłka przypominała mi dziadka, a te wspomnienia bolały.
— Tenma! Zostaw ją! Ona potrzebuje czasu. — usłyszałam jeszcze poważny głos Tsurugiego. Potem już byłam za daleko, żeby cokolwiek usłyszeć.
Dziesiejszy rozdział ma tylko 763 ale mam nadzieję że przyjemnie się czytało. Jeśli macie jakieś uwagi piszcie, lub jeśli znaleźliście jakiś błąd. Jak wam podoba się historia Erin?
CZYTASZ
Zrozumieć - Inazuma Eleven Go
FanfictionErin Evans zaczyna swoją przygodę z gimnazjum Raimona. Nie może już sie wręcz doczekać pierwszego dnia i w tym eliminacji do drużyny. Lecz pierwszy dzień nie jest taki bajkowy jak myślała.