Trzymałem w ręku dwa dokumenty... Dwa identyczne dokumenty, z tą samą datą wystawienia, z nazwiskiem tej samej osoby, Danielle Martin. Co to, kurwa, ma znaczyć?
Wyglądały prawie identycznie... Pierwsza różnica, jeden z nich został podpisany przez lekarza rodzinnego rodziny Gramant. Pamiętam starszego jegomościa, który po wypadku zajmował się Philipe. To z nim rozmawiałem przed wyjazdem i to on przekazał mi diagnozę odnośnie inwalidztwa i zerowych szans na powrót do zdrowia Philipe. Nie wiedziałem, że opiekował się również Danielle... Przez ten czas, który spędziłem przy jej łóżku, czekając aż się obudzi, ani razu nie widziałem tego konowała. No i jak, do chuja, mógł być lekarzem, który przyjął Danielle do szpitala, skoro ten fiut tam nie pracuje? Ma prywatne praktyki i kilka bogatych rodzin do obskoczenia. Biegunki, kaszel, sraszel... Te wszystkie arystokratyczne przypadłości, wliczając ataki jebanej migreny.
Zerknąłem na drugi... Podpisany przez jakiegoś lekarza rezydenta, tak przynajmniej jest na pieczątce. Przeleciałem wzrokiem początek, porównując z tym poprzednim i nie zagłębiając się zanadto w treść.
Sięgnąłem do teczki wyciągając z niej kolejny plik kartek, tym razem spięty zszywaczem. Tych również były dwa egzemplarze, z czego jeden był pojedynczą kartką papieru, a drugi miał ich co najmniej kilka. I tak jak w poprzednim wypadku, tutaj również zauważyłem powtarzające się dwa nazwiska.
Usiadłem opierając się o ścianę w sypialni odrzutowca, rozkładając dokumenty przed sobą. Coś nieprzyjemnego zaczęło ściskać mnie w piersi. Niejasne uczucie, że mam przed sobą coś, co przede mną ukrywano... Coś ważnego, zajebiście ważnego.
Dwa wypisy ze szpitala... Ta sama data wystawienia. Dwóch innych lekarzy.
Dwa skierowania na badania do laboratorium, podpisane przez tych samych lekarzy, jak na wypisach. Na jednym zwykła morfologia, o ile byłem w stanie stwierdzić, bo przecież jestem najemnikiem, a nie pieprzonym laborantem.
Sięgnąłem po ten pierwszy... Zacisnąłem szczękę, czytając. Danielle Martin, wiek 17, przyjęta na oddział ratunkowy w dniu 28 czerwca, przywieziona z wypadku samochodowego, w stanie ogólnym dobrym. Nastąpił opis urazów przekazany przez ratowników z ambulansu. Słowa tańczyły przed moimi oczami. Ten cholerny wypadek... Do tej pory nie byłem w stanie zrozumieć, dlaczego, u licha, Danielle pojechała z tym cholernym Philipe... Przecież prosiłem ją, żeby ukróciła tę znajomość.
Dobra, zażądałem tego. Szczeniak wciąż był blisko niej, ale nie łaził już za nią jak bezpański kundel. Było to raczej, jak obserwowanie z bezpiecznej odległości. Przynajmniej takie informacje przekazywała mi paryska grupa. Spotkali się może ze trzy, czy cztery razy, zawsze na ulicy, co wyglądało jak przypadek. Przestał odwiedzać ją w domu i łazić do kawiarni, w której pracowała.
Niestety, nie mam żadnych informacji o tych kilku dniach, następujących po moim nagłym wylocie z Paryża, kiedy to postanowiłem zerwać ten związek i odwołałem ochronę. Co robiła, z kim się spotykała w przeciągu tego niespełna tygodnia? Nie mam, kurwa, bladego pojęcia!
Odłożyłem wszystko na bok, sięgając po ten drugi wypis. Danielle Martin, wiek 17, przyjęta na oddział ratunkowy w dniu 28 czerwca, przywieziona z wypadku samochodowego... Dokładnie to samo co w poprzednim. Następne słowa sprawiły, że w ułamku sekundy z głuchym warknięciem, zerwałem się z cholernego łóżka. W stanie ogólnym bardzo ciężkim...
Ja pierdolę! Co to, kurwa, jest?! Z narastającym zdenerwowanie, zacząłem czytać skupiając się na każdym pojedynczym słowie. Jezu, kurwa, Chryste! Poza obrażeniami, spowodowanymi wypadkiem, Danielle miała liczne ślady na nadgarstkach i kostkach, siniaki na szyi i...
CZYTASZ
Danielle. Posklejam cię... Dziewczyny z klubu Fallen Angeles Tom 2
RomansJedno wyjście do klubu i spotkanie, do którego miało nigdy nie dojść. Po ośmiu latach przeszłość ponownie nabrała koloru roztopionego srebra i widoku mężczyzny, który rozkochał w sobie siedemnastoletnią dziewczynę, którą wtedy byłam. Odebrał mi coś...