30. Twoje serce

327 13 8
                                    

,,Zatraciłem siebie dla ciebie".

Niebo pochmurzyło się gdy tylko przekroczyłem próg kościoła. Wiedziałem ze to nie najlepszy pomysł żebym był w tym miejscu. W końcu jestem zły aż do szpiku kości. Zapach starości dało się wyczuć już na samym wejściu. Nie przyjemnie intensywna woń drażniła mój nos. Nienawidziłem tego miejsca, chociaż jako dzieciak przesiadywałem tu dosyć często. Moja szurnieta ciotka kazała mi co niedziele przychodzić tu i modlić się do Pana. W końcu to cud ze mnie uratowano. Powinienem wiec oddawać pokłony jak bezmyślna owca. Ślepo wierzyła też ze wiara uratuje i moją dusze, a ja wierzyłem ze wiara uratuje mnie od niej samej. Niestety uratować można się tylko samemu, wyrwać ostrymi pazurami wszystko co się należy. Od kiedy tylko pamiętam kieruje się tą zasadą. Ona jest dla mnie jak złoty środek na moją złość. Moja ciotka pewnie by tego nie pochwaliła w konsekwencji dostałbym szlaban. Czasem wydawało mi się ze karanie mnie, dawało jej swoistą radość i satysfakcję. W końcu ten ból zakrywał większe cierpienie. Teraz mnie to bawi, lecz w tamtym momencie przeżywałem trudne dzieciństwo z apodektyczną ciotką. Stałem tak jeszcze przy wejściu, wdychając powietrze. Patrzyłem na obrazy i figury. Pełno tandety i sztuczności. Nie mogłem tam wiecej wytrzymać narastające we mnie emocje podchodziły do gardła. Odwróciłem się na pięcie i udałem się do wyjścia. Ruszyłem do drzwi po czym zbiegłem ze schodów na dół. Zatrzymałem się już na zewnątrz i zacząłem panicznie oddychąć jakbym się dusił. To chyba znak bym tam wiecej nie wchodził. Oparłem dłonie o uda i pochyliłem się lekko ciałem do przodu. Czułem jak tlen wypełnia moje płuca i wszystko się normuje. Podniosłem wysoko głowę było całkowicie pusto. Jednak to prawdziwa wioska bez ludzi. Nie zastanawiając się długo ruszyłem szarym chodnikiem. Czułem promienie słońca na swoje skórze. To było takie przyjemne ciepło tak jak twoje Margaret. W końcu ktoś mnie kocha i potrafi rozbić lód mojego serca. Podążałem cały czas przed siebie gdy zobaczyłem mały kiosk. Nic specjalnego jakieś stare gazety na witrynie i produktu które mają po sto lat. Już miałem się wrócić gdy zobaczyłem ławkę obok sklepiku, a na niej siedziała młoda kobieta. Była szczupła ubrana w czarne spodnie i bluzkę na krótki rękaw białą. Miała wygodne sportowe buty. Włosy krótkie i bardzo ciemne. Jedyne co przykuło moją uwagę to duża podróżna torba. Wiedziałem ze to ona, mogła zmieniać kolor włosów, styl ubierania a i tak ją rozpoznam. Nie tylko z powodu jej bagażu. Przecież nie jestem na tyle głupi, inaczej nie miałbym swojej własnej firmy. Chwyciłem dłonią za broń którą miałem w kieszeni swoich spodni. Dziewczyna pochyliła się do przodu i zaczeła płakać. Jej szloch był słyszalny nawet z mojej odległości. Ująłem pistolet w dwie rece. Trzymałem go bardzo mocno za uchwyt i wymierzyłem w jej brzuch. Mój palec powędrował na spust. Sekunda dzieliła mnie od tego, ale nie mogłem tego zrobić. Jakaś dziewczyna podeszła do ciebie. Rozmawiasz z nią i widać ze chyba się przyjaznicie. Nie pozostaje mi nic innego jak śledzenie a potem atak. Uwierz zapłacisz za tą ucieczke i to nie tylko ty Margaret.

ZłyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz