19. Nieznajomy

359 13 0
                                    

Perspektywa Margaret.
Mieszkanie z Alanem było całkiem przyjemne. Dbał o mnie i był czuły, czasem jednak miałam wątpliwości. W końcu nie odzyskałam pamięci. Nie byłam pewna wszystkiego, ale ufałam mu, w końcu jest on moim mężem. Wstałam z łóżka i przebrałam się w ubranie. Zobaczyłam, że już dawno go nie było w sypialni. Pewnie znowu pracuje w swoim pokoju. Kiedy byłam ogarnięta udałam się do jego gabinetu. Drzwi były lekko uchylone. Zobaczyłam jak siedzi na fotelu, jakby był całkowitym marazmie.
-O czym myślisz? -weszłam bardziej do środka.
-Prosiłem cię byś nie wchodziła tutaj. -odpowiedział mi chłodno.
-Tak wiem, ale przecież jesteś tutaj, więc chyba wolno mi wejść. To normalne, chyba nie masz nic do ukrycia? -mówiłam do niego z oburzeniem.
-Spokojnie, kochanie. -podszedł bliżej i mnie przytulił. Lubiłam kiedy to robił.
-Martwię się, ostatnio jesteś strasznie nieobecny. -powiedziałam to i objęłam go mocniej.
-Masz rację, wybacz, skarbie. -westchnął cicho. Nagle z naszych objęć wyrwał nas dźwięk telefonu. Podszedł do biurka i podniósł słuchawkę.
-Tak, słucham? -powiedział do słuchawki. Później zamilkł, ktoś coś do niego mówił z drugiej strony telefonu. Nie słyszałam, jednak o co chodzi.
-Dobrze, już jadę. -odłożył telefon.
-Muszę, skarbie jechać do firmy. Zostawiam cie samą postaram się wrócić jak najszybciej. -podszedł do wyjścia i zamknął drzwi. Ręką, która mnie obejmował lekko mnie wypychał. Zrozumiałam, że mam wyjść z pokoju.
-Dobrze, kochanie. -odpowiedziałam, wychodząc opornie z gabinetu.
-I pamiętaj nie wchodź do mojego pokoju. -mówiąc to pocałował mnie w czoło. Widziałam jak chwyta kurtkę. Później jeszcze na mnie spojrzał, a ja w tym czasie udałam się do kuchni. Słyszałam jak zamyka drzwi i odjeżdża autem. W końcu zostałam sama, nagle mój spokój przerwał kolejny dzwonek telefonu. Wyszłam z kuchni i usłyszałam odgłos odchodzący z gabinetu. Pociągnęłam za klamkę, a drzwi otworzyły się same. Stałam przy biurku przy, którym siedział jeszcze przed chwilą Alan. Nie wiedziałam czy odebrać. Ciekawość była jednak silniejsza. Podniosłam słuchawkę.
-Dzień dobry. -powiedziałam cicho.
-Dzień dobry. Czy mogę rozmawiać z Panem Collinsem? -powiedziała kobieta po drugiej stronie słuchawki.
-Nie ma go w tej chwili. Jestem jego żoną, więc może coś przekaże? -odpowiedziałam szybko i dosyć kulturalnie.
-Hm, żoną? Aleks nigdy o pani nie wspominał. -mówiła kobieta. Była zdziwiona tą informacją.
-A pani kim jest? -zapytałam niepewnie.
-Jestem jego ciotką, dawno się do niego nie odzywałam. Teraz, gdy mój stan zdrowia jest gorszy pomyślałam, że porozmawiam z nim, chociaż przez telefon -kobieta westchnęła cicho.
-W sumie mój mąż nigdy nie wspominał, że ma jakąś rodzinę. -byłam w szoku.
-Odciął się od rodziny wieki temu. Od tego...kiedy....to było straszne. Niestety...wypadek...psychikę...śmierć. -kobieta mówiła urywkami.
-Hallo, słyszy mnie pani? -nagle usłyszałam tylko pikanie w telefonie i komunikat ,,brak zasięgu''. Nie mogłam uwierzyć jaki Aleks on ma na imię Alan. Może starsza kobieta się pomyliła i co oznaczają te słowa? Usiadłam na krześle. Oprałam dłońmi głowę i zadręczałam się pytaniami. W końcu powiedziałam ,,stop". Zobaczyłam szuflady w biurku. I zaczęłam w nich grzebać. Wyciągałam różne papiery głównie dotyczyły one firmy. Zaczynałam wątpić, że coś znajdę. Nagle zajrzałam do zielonej teczki. I wtedy zrozumiałam wszystko. Ujrzałam urywek z gazety pt ,,Pożar w rodzinie Collinsów". Przeczytałam ten fragment.
,,Dnia 28.06.1999 roku. Był dniem dramatyczny dla całej rodziny Collinsów. Z nieznanych przyczyn, w ich domu wybuch pożar. Strażacy starali się ugasić ogień, lecz bezskutecznie. Prawie cały dom spłonął w raz z Helen i Andrew Collins. Nie udało się ich uratować. Spali w sypialni, gdy ogień rozprzestrzenił się po całym pokoju. Niestety już się nie obudzili. Jedynie udało się uratować ich syna. Dziesięcioletniego Aleksa, który był w tym czasie na samej górze. Dzieckiem najprawdopodobniej zajmie się jego ciotka Megan".
Zmroziło mi krew w żyłach. Czytając to poczułam nagły niepokój. Coś takiego jak strach i smutek w jednym. Aż teczka upadła mi z rąk. Rozsypały się jeszcze inne papiery. Zobaczyłam jeszcze akt urodzenia z imieniem i nazwiskiem Aleks Collins. Zamarłam w jednej chwili. Ja w ogóle go nie znam. Zaczęłam panicznie płakać. Wtedy usłyszałam parkowanie samochodu. Zaczęłam w panice zbierać papiery. Moje ręce zaczęły całe drżeć. Nie mogłam ich opanować. Słyszałam kroki w kierunku drzwi. Rzuciłam te karki byle gdzie i wybiegłam z pokoju. Wtedy otworzyły się drzwi. Widziałam jak wchodzi do mieszkania z uśmiechem. Jak mam udawać, że jest wszystko dobrze skoro tego nie czuje? Ogarnął mnie strach, lecz powtarzałam sobie, że jestem silna i dam radę.
-Witaj, kochanie. -powiedział to wieszając kurtkę.
-Witaj, skarbie. -lekko drżał mi głos.
-Wszystko dobrze? -zapytał.
-Tak, chyba się położę, coś boli mnie głowa. -znikłam za drzwiami sypialni. Muszę przemyśleć sobie parę spraw. W końcu rozmowa z jego ciotką i ta gazeta namieszały mi w głowie.

ZłyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz