Perspektywa Margaret.
Mieszkanie z Alanem było całkiem przyjemne. Dbał o mnie i był czuły, czasem jednak miałam wątpliwości. W końcu nie odzyskałam pamięci. Nie byłam pewna wszystkiego, ale ufałam mu, w końcu jest on moim mężem. Wstałam z łóżka i przebrałam się w ubranie. Zobaczyłam, że już dawno go nie było w sypialni. Pewnie znowu pracuje w swoim pokoju. Kiedy byłam ogarnięta udałam się do jego gabinetu. Drzwi były lekko uchylone. Zobaczyłam jak siedzi na fotelu, jakby był całkowitym marazmie.
-O czym myślisz? -weszłam bardziej do środka.
-Prosiłem cię byś nie wchodziła tutaj. -odpowiedział mi chłodno.
-Tak wiem, ale przecież jesteś tutaj, więc chyba wolno mi wejść. To normalne, chyba nie masz nic do ukrycia? -mówiłam do niego z oburzeniem.
-Spokojnie, kochanie. -podszedł bliżej i mnie przytulił. Lubiłam kiedy to robił.
-Martwię się, ostatnio jesteś strasznie nieobecny. -powiedziałam to i objęłam go mocniej.
-Masz rację, wybacz, skarbie. -westchnął cicho. Nagle z naszych objęć wyrwał nas dźwięk telefonu. Podszedł do biurka i podniósł słuchawkę.
-Tak, słucham? -powiedział do słuchawki. Później zamilkł, ktoś coś do niego mówił z drugiej strony telefonu. Nie słyszałam, jednak o co chodzi.
-Dobrze, już jadę. -odłożył telefon.
-Muszę, skarbie jechać do firmy. Zostawiam cie samą postaram się wrócić jak najszybciej. -podszedł do wyjścia i zamknął drzwi. Ręką, która mnie obejmował lekko mnie wypychał. Zrozumiałam, że mam wyjść z pokoju.
-Dobrze, kochanie. -odpowiedziałam, wychodząc opornie z gabinetu.
-I pamiętaj nie wchodź do mojego pokoju. -mówiąc to pocałował mnie w czoło. Widziałam jak chwyta kurtkę. Później jeszcze na mnie spojrzał, a ja w tym czasie udałam się do kuchni. Słyszałam jak zamyka drzwi i odjeżdża autem. W końcu zostałam sama, nagle mój spokój przerwał kolejny dzwonek telefonu. Wyszłam z kuchni i usłyszałam odgłos odchodzący z gabinetu. Pociągnęłam za klamkę, a drzwi otworzyły się same. Stałam przy biurku przy, którym siedział jeszcze przed chwilą Alan. Nie wiedziałam czy odebrać. Ciekawość była jednak silniejsza. Podniosłam słuchawkę.
-Dzień dobry. -powiedziałam cicho.
-Dzień dobry. Czy mogę rozmawiać z Panem Collinsem? -powiedziała kobieta po drugiej stronie słuchawki.
-Nie ma go w tej chwili. Jestem jego żoną, więc może coś przekaże? -odpowiedziałam szybko i dosyć kulturalnie.
-Hm, żoną? Aleks nigdy o pani nie wspominał. -mówiła kobieta. Była zdziwiona tą informacją.
-A pani kim jest? -zapytałam niepewnie.
-Jestem jego ciotką, dawno się do niego nie odzywałam. Teraz, gdy mój stan zdrowia jest gorszy pomyślałam, że porozmawiam z nim, chociaż przez telefon -kobieta westchnęła cicho.
-W sumie mój mąż nigdy nie wspominał, że ma jakąś rodzinę. -byłam w szoku.
-Odciął się od rodziny wieki temu. Od tego...kiedy....to było straszne. Niestety...wypadek...psychikę...śmierć. -kobieta mówiła urywkami.
-Hallo, słyszy mnie pani? -nagle usłyszałam tylko pikanie w telefonie i komunikat ,,brak zasięgu''. Nie mogłam uwierzyć jaki Aleks on ma na imię Alan. Może starsza kobieta się pomyliła i co oznaczają te słowa? Usiadłam na krześle. Oprałam dłońmi głowę i zadręczałam się pytaniami. W końcu powiedziałam ,,stop". Zobaczyłam szuflady w biurku. I zaczęłam w nich grzebać. Wyciągałam różne papiery głównie dotyczyły one firmy. Zaczynałam wątpić, że coś znajdę. Nagle zajrzałam do zielonej teczki. I wtedy zrozumiałam wszystko. Ujrzałam urywek z gazety pt ,,Pożar w rodzinie Collinsów". Przeczytałam ten fragment.
,,Dnia 28.06.1999 roku. Był dniem dramatyczny dla całej rodziny Collinsów. Z nieznanych przyczyn, w ich domu wybuch pożar. Strażacy starali się ugasić ogień, lecz bezskutecznie. Prawie cały dom spłonął w raz z Helen i Andrew Collins. Nie udało się ich uratować. Spali w sypialni, gdy ogień rozprzestrzenił się po całym pokoju. Niestety już się nie obudzili. Jedynie udało się uratować ich syna. Dziesięcioletniego Aleksa, który był w tym czasie na samej górze. Dzieckiem najprawdopodobniej zajmie się jego ciotka Megan".
Zmroziło mi krew w żyłach. Czytając to poczułam nagły niepokój. Coś takiego jak strach i smutek w jednym. Aż teczka upadła mi z rąk. Rozsypały się jeszcze inne papiery. Zobaczyłam jeszcze akt urodzenia z imieniem i nazwiskiem Aleks Collins. Zamarłam w jednej chwili. Ja w ogóle go nie znam. Zaczęłam panicznie płakać. Wtedy usłyszałam parkowanie samochodu. Zaczęłam w panice zbierać papiery. Moje ręce zaczęły całe drżeć. Nie mogłam ich opanować. Słyszałam kroki w kierunku drzwi. Rzuciłam te karki byle gdzie i wybiegłam z pokoju. Wtedy otworzyły się drzwi. Widziałam jak wchodzi do mieszkania z uśmiechem. Jak mam udawać, że jest wszystko dobrze skoro tego nie czuje? Ogarnął mnie strach, lecz powtarzałam sobie, że jestem silna i dam radę.
-Witaj, kochanie. -powiedział to wieszając kurtkę.
-Witaj, skarbie. -lekko drżał mi głos.
-Wszystko dobrze? -zapytał.
-Tak, chyba się położę, coś boli mnie głowa. -znikłam za drzwiami sypialni. Muszę przemyśleć sobie parę spraw. W końcu rozmowa z jego ciotką i ta gazeta namieszały mi w głowie.
CZYTASZ
Zły
Misterio / SuspensoNie chciałem jej tego zrobić, lecz tak bardzo jej pragnąłem. Wszystko co robię jest dla jej dobra, choć czasem zmusza mnie do złego. Nigdy bym jej nie skrzywdził specjalnie. Była taka niewinna i beztroska kiedy ją dostrzegłem. Teraz na zawsze pozost...