1. Witamy w piekle

395 12 20
                                    

Siedziała naga na dużym łóżku, z podciągniętymi kolanami pod brodę i oplatała je dłońmi. Ciche chrapanie przecinało ciszę i roznosiło się po sporej sypialni. Po raz kolejny spełniła życzenie swojego mężczyzny, nie mając kompletnie ochoty na seks. James był jednak człowiekiem, który uważał, że należało mu się wszystko od życia. Zawsze dostawał to, co chciał. Nie ważne jaki był tego koszt, a sięgał naprawdę na najwyższe półki. Uniosła wzrok znad kolan, spoglądając w stronę zegara, który tykał głośniej niż normalnie, a przynajmniej tak jej się zdawało. Podniosła się z łóżka i poszła do toalety, gdzie weszła pod prysznic i zmywała z siebie wstyd, zażenowanie i niechęć do samej siebie. 
— Czemu nie śpisz? — usłyszała za swoimi plecami i krzyknęła wystraszona. 
— Chciałam się umyć. — odpowiedziała Jamesowi, spuszczając wzrok. 
— Przecież dobrze wiesz, że po wszystkim lubię się do ciebie przytulić. Zawsze musisz wszystko robić po swojemu? — mruknął niezadowolony, a dziewczyna prychnęła z pogardą pod nosem. 
— Zaraz do ciebie dołączę, tylko skończę i będziesz mógł się przytulić. — powiedziała i odwróciła się do niego plecami. Wzięła głęboki wdech i przewróciła oczami. Spełniła oczekiwania swojej matki, każde jakie przed nią postawiła. Skończyła szkołę baletową, zarabiała na tańcu, ucząc młodszych od siebie, ale również dostawała gażę w poważnych pokazach. Nie żyło się jej źle. Poznała mężczyznę, który przez pewien czas był jej partnerem w tańcu. Jednak zakrawało to, o jeden z tych romantycznych filmów, gdzie wytańczyli sobie drogę do wspólnego życia. Jednak mawiają, że komedie romantyczne nie mają kontynuacji, bo przecież bohaterowie żyli później długo i szczęśliwie. Jednak kulisy nie są zawsze tak kolorowe jak się wydaje. James przejął szkołę tańca i to nie byle jaką. Stratford Dancing Academy było spełnieniem marzeń wielu dzieciaków, jednak jej mężczyzna skupił się na tym, by wybierać tam najlepszych z najlepszych, rozsiewając chwałę i splendor dookoła, zgarniając wiele prestiżowych nagród w konkursach. Nie był to jednak odpowiedni człowiek, na odpowiednim miejscu. Władza pochłonęła go doszczętnie. Ponoć im więcej posiadasz, tym więcej chcesz, dokładnie tak było w tym przypadku. Brał garściami, co tylko mu się zamarzyło i w żaden sposób nie liczył się z nikim. Kilka razy próbowała go ustawić do pionu, ale z marnym skutkiem. Jednak każdy oczekiwał od niej, że jako jego kobieta, będzie chodzić zawsze idealnie ubrana, umalowana. Nie mogła sobie pozwolić na gorszy dzień, a wszystko musiało działać jak w zegarku. Wiele razy zastanawiała się nad tym, że szkoła, która miała pomagać dzieciom, rozwijać ich pasję, zamieniała się powoli w obóz pracy. Wystarczyło niewielkie potknięcie, by urosło do rangi końca świata i przekreśliło karierę nie jednego z dzieciaków. Próbowała poskarżyć się matce, ale ta zawsze, uparcie brała jego stronę i powtarzała Alex, że musi być silniejsza. Jednak tak naprawdę James zrobił jej cholerne pranie mózgu, skutkujące tym, że nie czuła się dobrze we własnej skórze. Od dawna uważała, że musi spełniać jego zachcianki, bo nie miała dokąd iść. Jej wypłata za pracę w szkole, lądowała na jego koncie, gdzie zarzekał się, że było ich wspólnym, ale ona za każdym razem musiała się tłumaczyć, na co były jej potrzebne pieniądze i żebrać o każdego dolara. 
— Długo jeszcze?! — krzyk chłopaka dobiegający z sypialni, wyrwał ją z zamyślenia. 
— Już idę. — odpowiedziała i zakręciła wodę. Wyszła na niebieski dywanik i wytarła ciało z wody, po czym zarzuciła na siebie koszulkę. 
— Po co ci ta szmata, wiesz, że lubię jak śpisz nago? — powiedział z niby czarującym uśmiechem, jednak dziewczyna jedyne co poczuła to presję. Dla świętego spokoju ściągnęła ubranie i weszła do łóżka. — Dużo lepiej. — mruknął i przyciągnął ją do siebie, obejmując mocno ręką. Zacisnęła powieki, prosząc już tylko boga o szybki sen. Szczęście w nieszczęściu jej prośba szybko została spełniona i nadeszło ukojenie nerwów i stresu, kiedy udała się w krainę snów. 

Przespała kilka godzin, nim jej telefon zaczął wydawać z siebie coraz głośniejsze dźwięki, wibrując i skacząc po szafce nocnej. Niechętnie uniosła się i wyłączyła alarm. Szturchnęła śpiącego obok Jamesa. 
— Jeszcze moment... — mruknął cicho. 
— Szkoła czeka. — poklepała go po ramieniu i podniosła się. Udała się do garderoby, gdzie ubrała się elegancko, a w torbę spakowała baleriny i trykot. Zeszła na dół, gdzie naszykowała lekkie śniadanie i podała je na stół. Nie musiała długo czekać, żeby jej mężczyzna zszedł na dół. Podała mu do śniadania flat white i sama zaczęła im pakować drugie śniadanie do pracy. To był taki codzienny rytuał, a może zwykłe przyzwyczajenie, bo wiele czynności robiła automatycznie, jak robot. 
— Jakie plany na dzisiaj? — zapytał popijając kawę i zajadając kanapki. 
— Ja mam dzisiaj trzy grupy po dwie godziny na balet. Do ciebie mają przyjechać przedstawiciele międzynarodowego konkursu tanecznego, żeby zorganizować go w twojej szkole, więc naszykuj się do tego. Poza tym sprawy bieżące, jeśli coś się wydarzy. Zapomniałabym, jeszcze Kate z księgowości chciała pogadać o podwyżce i mógłbyś być przychylny, robi naprawdę dobrą robotę. — powiedziała z lekkim uśmiechem. 
— Zobaczymy, nic nie obiecuję, wiesz dobrze, że nasz budżet... 
— Jest ograniczony. Znam to. Jednak rodzice płacą ci co miesiąc tysiące, za swoje dzieciaki, więc spróbuj mimo wszystko coś ogarnąć. — poprosiła i wzięła dwa pudełka chowając je do torby. — Wkładam ci tu drugie śniadanie. 
— Wiesz, że kupię sobie coś na stołówce i nie musisz tego robić? — zapytał, mierząc ją wzrokiem. 
— Po prostu doceń to, że zrobiłam, a jak nie będę patrzeć, to możesz to nawet do kosza wyrzucić, tylko do cholery doceń... — mruknęła. 
— Nie wypada, by tak piękna kobieta rzucała mięsem. — upomniał ją, a dziewczyna zacisnęła mocniej dłoń na torbie. Usiadła do stołu i zjadła szybko. Po czym wstawiła talerze do zmywarki. 
— Możemy się zbierać? — zapytała z lekkim uśmiechem i wsunęła na nos okulary przeciwsłoneczne. Wzięła z szafki kluczyki od audi A8, jednak szybko została zawrócona. 
— Nie tym razem. — powiedział dość chłodnym i surowym tonem. 
— No proszę cię, kupiłeś go trzy miesiące temu i ani razu nie pozwoliłeś mi nawet przejechać się po parkingu. — powiedziała nieco zrezygnowana. Pewnie, gdyby nie fakt, że mieli wychodzić, a ona zrobiła już sobie delikatny makijaż, byłaby skłonna rozpłakać się. 
— Następnym razem kochanie. — pocałował ją w czoło i zabrał z jej ręki kluczyki. Westchnęła lekko i ruszyła w stronę srebrnego, eleganckiego auta, które już na nich czekało na podjeździe. Wsiadła do środka i trzasnęła drzwiami. — Nie trzaskaj, to nie obora, a jak nie pasuje ci, to możesz jechać autobusem. — rzucił od niechcenia, a schowana za ciemnymi okularami dziewczyna spiorunowała go wzrokiem, który gdyby tylko mógł zabijać, chłopak leżałby już martwy. Złapała za swój telefon i od niechcenia zaczęła przeglądać social media. 
— Może kupimy taki mop do domu? — spytała pokazując mu reklamę. 
— A na co nam taki? Zwykły też daje radę. — uciął szybko, nie widząc sensu w zakupowaniu droższego sprzętu. 
— To może pora żebyś ty posprzątał tym zwykłym. — powiedziała i spojrzała na niego. 
— Przecież ci mówiłem, że nie jestem najlepszy w sprzątaniu, a ty potem i tak narzekasz, że musisz chodzić i po mnie poprawiać. — zaśmiał się lekko, skręcając na ostatnią prostą, prowadzącą do nowoczesnego kompleksu budynków, połączonymi ze sobą szklanymi korytarzami.
— Jasne. — rzuciła od niechcenia i przerzuciła oczami. Telefon mężczyzny zawibrował, a że był połączony z systemem samochodowym, powiadomienie pojawiło się na wyświetlaczu. — Księżniczka? — uniosła brew, ale mężczyzna zaśmiał się tylko i odciągnął do góry powiadomienie, sprawiając, że zniknęło z ekranu. 
— To po ostatnim wypadzie do baru z chłopakami. Był zakład o poderwanie laski i zdobycie jej numeru, a ci debile podali mój i teraz rozżalona wypisuje. Nie ma co się stresować. — zaśmiał się ciepło. Odpuściła temat, ale nieprzyjemne ciepło rozeszło się po jej plecach, dając jej dziwnie niepokojące uczucie. W końcu zaparkował auto na szkolnym parkingu i oboje udali się do jego gabinetu. Wyciągnęła ze swojej torby jedno z pudełek i zostawiła mu na biurku.
— Zbieram się na zajęcia. — powiedziała i westchnęła cicho. Zatrzasnęła za sobą drzwi i ruszyła w kierunku swojej sali tanecznej, gdzie w toalecie przebrała się i naszykowała wszystko, co było jej potrzebne do zajęć. 

Grupy wymieniały się, jednak podczas ostatnich zajęć sprzęt muzyczny zaczął szwankować. Zrobiła krótką przerwę i udała się do gabinetu swojego mężczyzny, gdzie wiedziała, że stał dodatkowy sprzęt z nowej dostawy. Weszła do pierwszego pomieszczenia, gdzie nie było sekretarki, co bardzo ją zdziwiło. 
— Gdzie Ana? — zapytała drugiej asystentki, która była przyjęta na staż. 
— Wyszła wcześniej, musiała odebrać dzieci ze szkoły. — powiedziała młoda dziewczyna, która w mniemaniu Alex, cierpiała na ADHD, bo za każdym razem zdawała się być cholernie nadpobudliwa. 
— James wie? 
— Tak sam jej pozwolił. — odpowiedziała z uśmiechem i wróciła do energicznego układania dokumentacji. Brunetka wzruszyła lekko ramionami i zapukała do gabinetu chłopaka, po czym kiedy odpowiedziała jej cisza, pchnęła drzwi, wchodząc do środka. Gabinet był pusty, ukucnęła przy pudełkach i wzięła jeden ze sprzętów grających, po czym ruszyła w stronę swoich podopiecznych, którzy czekali na nią na sali. 
— Nazwij mnie księżniczką... — usłyszała  z męskiej łazienki i skonsternowana zatrzymała się. Jednak kiedy pojawiło się głośne damskie jęknięcie, zrobiło jej się ciepło. Bez namysłu pchnęła nogą drzwi, jednak widok mężczyzny jej życia, posuwającego na umywalce swoją sekretarkę, było czymś, czego się nie spodziewała. Upuściła z hukiem karton i wybiegła stamtąd, czując się tak bardzo upokorzona, jak chyba jeszcze nigdy. Wpadła do jego gabinetu i porwała kluczyki od auta, po czym ruszyła w stronę parkingu. — Alex! Zaczekaj! — James wybiegł za nią. 
— Po co?! Mnie tez chcesz wyruchać?! Jeszcze w szkole?! Kurwiarz! — wykrzyczała ile sił w płucach i odepchnęła go od siebie, kiedy się zbliżył. Otworzyła samochód i wsiadła do środka. — Wróć sobie autobusem. — rzuciła na odchodne, trzaskając drzwiami od auta. 
— Wysiadaj... Nie jesteś w stanie teraz prowadzić... — usłyszała jeszcze przez zamknięte drzwi, jednak przygazowała samochód na jego słowa i agresywnie ruszyła. Po policzkach spłynęło jej kilka łez, kiedy wrzuciła jedynkę, mężczyzna stanął na środku drogi, próbując  zatrzymać ją, jednak gorycz i zniesmaczenie wzięły nad nią górę. Ruszyła, a on nie zdążył uciec, więc przetoczył się po brzegu maski i zaklął kilka razy. — Wariatka! 
— Kutas... — mruknęła i wyjechała na ulice Glendale. Jechała przed siebie, a jej myśli galopowały w nieznane, poświęciła dla tego faceta wszystko, co mogła. Zawsze starała się być dla niego najlepszą wersją samej siebie i na co to wszystko? Otarła wierzchem dłoni łzy, wszystko w jednej chwili się załamało. Przecież miało być idealnie, przecież miała być tą bez skazy i zawsze najlepszą. Czuła, że po raz kolejny świat zawiódł ją, a ona nie była mu dłużna, gotując taki sam los. Nikt nie mówił, że będzie łatwo, ale nikt nie ostrzegł, że może być tak trudno i ciężko. Bańka bezpieczeństwa została przebita, a zaufanie do ludzi złamane. Wiedziała, że mogła polegać już tylko na sobie. Jednak jechała w nieznane, nawet nie patrzyła na kierunkowskazy, które symbolizowały wybierane przez kierowców cele. Nie interesowało ją, gdzie jechała, tylko z zawrotną szybkością, na jednej z autostrad pokonywała kolejne mile, oddalając się od miejsca, które jeszcze rano nazywała domem. Nie mogła już tam wrócić, bo nie mogłaby mu spojrzeć w twarz. Czuła odrazę nie tylko do niego, ale i do samej siebie, że była na tyle głupia i naiwna. Dzień, który zaczął się tak zwyczajnie, przyniósł ze sobą bombę, której nie spodziewała się w najśmielszych czas. Nie była święta, sama czasem flirtowała z mężczyznami, ale finalnie sama siebie przyzywała do porządku. Nie byłaby w stanie wziąć się za kogokolwiek, będąc w związku. Może dlatego, że nie raz doświadczyła cierpienia przez złamane serce i nie życzyłaby tego najgorszemu wrogowi. Mrygająca kontrolka, wskazująca na brak paliwa, wyrwała ją z zamyślenia. Przeklęła pod nosem, bo zdążyło się już ściemnić, a może to tylko ciemne chmury, z których spadł ulewny deszcz, pozwalało jej myśleć, że było już późno. Mówią, że szczęśliwi czasu nie liczą, ale załamanym czas płynie dwa razy szybciej, kiedy pozwalają, by zgubne myśli wypełniały ich umysł, a czasem i ciało. Zwolniła nieco, by przejść w bardziej ekonomiczny tryb jazdy. Rozglądała się uważnie na prawo i lewo szukając jakiejś stacji, jednak nie było nawet znaku informującego, by cokolwiek miało się pojawić za jakiś czas. Rozglądała się uważnie, przemierzając jeden z lasów Arizony, kiedy niespodziewanie na drogę wyskoczył jej jeleń. Odbiła kierownicą, uciekając przed zderzeniem ze zwierzęciem, po czym zjechała z drogi, przebijając balustrady i uderzyła w drzewo. — Kurwa! — krzyknęła podminowana do końca i uderzyła dłońmi w kierownicę. Rozpłakała się, bo chyba ten dzień nie mógł się skończyć gorzej. Rozpięła pas i kilkoma ruchami, odepchnęła od siebie poduszkę powietrzną, która wystrzeliła w jej twarz. Zdenerwowana wyszła z auta i rozejrzała się po, jak nazłość, pustej drodze. Schowała dłonie pod pachy i ruszyła przed siebie w nieznaną. Przeklinała siebie w myślach, że nie wróciła chociaż po torebkę, żeby zabrać telefon, albo ubrania, bo trykot i zimny deszcz, nie zdawały się być najlepszym połączeniem. Schowała dłonie pod pachy i co jakiś czas zdmuchiwała z nosa deszcz, który planował skapnąć na jej usta. Szła chyba z godzinę, kiedy zobaczyła wielki szyld z napisem "Witamy w piekle", a nad wejściem do przydrożnej restauracji był nieco mniejszy z napisem "Piekło". — Cudownie, no po prostu cudownie... Bo przecież to nie mógł być "Przytulny jednorożec", gdzie dają gorące kakao i ciepłe koce. — marudziła pod nosem do samej siebie. Podeszła bliżej, kiedy zza niskiego, drewnianego płotu wyłonił się rząd idealnie zaparkowanych motocykli. Podeszła powoli, czując jak w balerinach miała więcej wody i błota, niż materiału. Jej uwagę przykuł jeden z motorów, przed którym się zatrzymała. Przednie światło było zamontowane tak, by wyglądało, jakby czaszka trzymała je w zębach. Było w tym coś przerażającego i fascynującego zarazem. Przejechała po lampie palcami, kiedy przejechał przez drogę tir i maszynami zatelepało. Zabrała ręce, nie chcąc ich stracić, po czym otworzyła drzwi do baru, gdzie uderzył ją zapach mocnego alkoholu, zmieszanego z dużą dawką testosteronu i wrzawą siedzących przy stolikach motocyklistów. Mieli wyszyte na skórzanych kamizelkach słowa z dużego szyldu, a pod spodem "Dzieci piekła". Zwróciła na siebie uwagę wszystkich, kiedy jej trykot idealnie przylegał do ciała, a mokry materiał i zimno, sprawiły, że jej sutki odznaczały się na nim idealnie. Przeszła niepewnie przez środek baru, starając się nie rozglądać na boki. Spuściła głowę, pozwalając by woda kapała powoli na podłogę. Znów wsunęła dłonie pod pachy, zasłaniając się, kiedy czuła na sobie spojrzenia mężczyzn. Mogłaby przysiąc, że droga do baru liczyła kilometr, a nie kilkanaście kroków. — Przepraszam... — zagaiła do barmana, który stał do niej plecami. Mężczyzna szybko odwrócił się i zmierzył ją wzrokiem z uśmiechem. 
— Macie tutaj telefon? Miałam wypadek i nie mam jak zadzwonić po pomoc... — powiedziała cicho, a oczy jej błyszczały od napływających łez. 
— Mamy, ale przy takiej pogodzie możesz zapomnieć o dodzwonieniu się gdziekolwiek. — wskazał na stary telefon po swojej prawe stronie. Mogła zapytać zebranych klientów, pewnie tak zrobiłby każdy normalny człowiek, jednak od zawsze miała problem z nawiązywaniem kontaktów z nieznajomymi. 
— Dziękuję. — odpowiedziała cicho i usiadła przy barze, dygocząc z zimna. Nie wierzyła, że jeszcze znajdowały się na tym świecie takie dziury, jak to. Z drugiej strony cieszyła się, bo chociaż nie leciało jej na łeb i było o niebo cieplej niż na zewnątrz. 
— Gratis od firmy. — powiedział barman, stawiając przed nią kubek gorącej herbaty. Skinęła głową w podziękowaniu i zaczęła dmuchać w gorący napój, próbując go ostudzić, by nie poparzyć ust. 
— Chyba pomyliłaś adres, co? — usłyszała za sobą, kiedy stanął jeden z mężczyzn. Był nie za wysoki i dość przy kości, miał brodę i głowę ogoloną na łyso, zakrytą bandaną. — Może chcesz się, no wiesz... — zaśmiał się cwano. — To na bank cię rozgrzeje. 
— Dziękuję za miłą propozycję, ale poczekam na poprawę pogody, wykonam telefon i znikam. — powiedziała jak najbardziej spokojnym tonem, chociaż tym razem nie zadrżała z zimna. 
— Nie daj się namawiać, na bank nie przeżyłaś jeszcze takiej przygody... — mężczyzna już wyciągał dłoń w kierunku kobiety, kiedy głośny trzask w drewniany stolik, doprowadził go do porządku. 
— Ona jest moja... — usłyszała z najciemniejszego kąta, a kiedy odwróciła wzrok, ujrzała bursztynowe oczy i białe zęby, które ewidentnie odznaczały się w półmroku. 

Piekło nigdy nie śpi || Jason Momoa FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz