♔ 36-You are my life

3.4K 259 11
                                    

- Bella powinnaś się położyć. - szepcze Lancelot delikatnie chwytając moją dłoń. - Jesteś wykończona, sen dobrze ci zrobi.

- Nie zasnę. - przegryzam wargę, by znowu się nie rozpłakać. - Co tu się  dzieje? - pytam cicho przełykając nerwowo ślinę. Dlaczego do cholery jasnej nie mogę mieć jakiegoś spokojnego i prostego życia? Zawsze coś wyskakuje, psując wszystko. Mam już serdecznie dość tej niepewności co będzie jutro i strachu na każdym kroku o swoje życie. W dodatku Zayn z tatą nie wracają, nawet nie dając znaku życia. Jeszcze raz spoglądam na zegarek i wzdycham. Nie ma ich osiem godzin. 

Osiem cholernych godzin.

Różne scenariusze nawiedzają moją głowę, jednak tak jak powiedziała Mia, jestem dobrej myśli. Kiedy jednak wyobrażę sobie, że nie zobaczę już Drake' na uginają się pode mną nogi. Ma zaledwie dwa miesiące i z chęcią zamieniłabym się z nim miejscami. Byleby nie cierpiał. Ten ktoś chce bym wyszła po zmroku przed plac zamku, więc tak zrobię. Nie zniosę myśli, że przeze mnie ktoś jeszcze może zginąć.

- Zayn tutaj jest?

Podnoszę głowę na jego pytanie.

- Nie, wraz z tatą szukają Drake' na. - znowu spuszczam głowę i zaczynam bawić się palcami. 

Nie płaczę. Już nie. Po prostu nie mam sił, cały zapas łez wylewałam przez kilka godzin. Teraz zamiast płakać umieram w środku. Czuję się jakby ktoś zabrał cząstkę mojego serca z zamiarem jej nie oddania. Podąża za mną dziwna myśl, która sugeruje,  że jeśli nie odnajdą Drake' na powinnam strzelić sobie kulką w łeb. On jako jedyny mnie nigdy nie zranił, ani porzucił. Był moją ostoją.

- Bello. - w drzwiach pojawia się Mia.

- Stało się coś? - wstaję szybko poprawiają swoją sukienkę.

- Wrócili. - to jedno sowo sprawia, że moje serce zabija sto razy szybciej. Bez pożegnania z Lancelotem wybiegam z pomieszczenia i udaję się do sali głównej. W brzuchu zaczyna mnie ściskać na samą myśl o niepowodzeniu. Zatrzymuję się nagle widząc ich twarze.

- Gdzie Drake? - pytam słabo. Tata siada na krześle biorąc lampkę i nalewając do niej wina, by później opróżnić ją do końca. Nawet nie zaszczyca mnie spojrzeniem, przez co spoglądam na Zayna.

- Nie znaleźliśmy go.

- Jak to go nie znaleźliście? - dyszę czując jak nogi się pode mną uginają. Dostrzegam, że Zayn coś do mnie mówi, ale całkiem wyłączam się na słowa innych. Nic nie słyszę widząc przed oczami jakieś czarne plamki. Potem czuję tylko jak moje ciało upada na podłogę.

                                                                                      *  *  *

< Perspektywa Zayna >

Po pocałowaniu Belli w czoło wstaję z jej łóżka i wychodzę na korytarz. Nie zamykam drzwi, tylko lekko je uchylam na wszelki wypadek. Wiem, że nie powinienem jej zostawiać, ale muszę wykonać dwa telefony decydujące o życiu mojego syna. Zaciskam szczękę czując rosnący gniew na samego siebie. Jam mogłem być tak głupi i nie przyjechać tutaj wcześniej, tylko cały czas nawiedzać Harrego z pretensjami że zabrał mi żonę. Oczywiście, że wiedziałem, że tutaj jest, ale myślałem że przerwa dobrze nam zrobi. Poza tym byłem pewny że nic jej tutaj nie grozi. Tymczasem to właśnie na Dobrej Stronie ktoś chce ją zabić. Wzdycham chwytając słuchawkę od bezprzewodowego telefonu i wyciskam dobrze zapamiętany mi numer.

- Tak? - Harry odbiera już po pierwszym sygnale. - Bello dlaczego nie było cię przy przejściu? Wyraźnie powiedziałem, że grozi ci niebezpieczeństwo.

Broken the law 2 ➡Z.M✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz