- Amir.
Zero reakcji.
- Amir!
Dalej to samo.
Nikt, ani nic nie ma odwagi przerwać głuchą ciszę która panuje w zamku.
- Amir do kurwy nędzy gdzie jesteś! - rozglądam się za wilkiem i powiem szczerze, że przeszukałem wszystkie pomieszczenia zamku i nie znalazłem go. Nie wiem czy robi sobie ze mnie jaja chowając się gdzieś gdzie nigdy nie pomyślałbym że jest, czy po prostu zasnął.
Albo zdechł ze starości.
Nie na pewno nie.
A może?
Nie mam pojęcia ile ma lat więc to by wyjaśniało jego zniknięcie.
Lub zostaje jeszcze jedna opcja, a mianowicie : Ktoś go załatwił.
- Kate nie widziałaś przypadkiem Amira? - wchodzę do kuchni od razu odnajdując wzrokiem kobietę. Odwraca się do mnie lekko uśmiechając.
- Niestety nie. Przyszykowałam mu jedzenie, ale nie przyszedł o tej porze co zawsze. Myślałam że jest z panem.
Kiwam tylko głową odchodząc i zakładając płaszcz. mając nadzieję, że jest na zewnątrz wychodzę.
Straż otwiera przede mną drzwi, a po chwili otula mnie zimny wiatr. Wdycham go rozglądając się za zdechlakiem.
- Poszukajcie za obrębem zamku. - nakazuje strażnikom. Kiedy kiwają głową na zgodę, postanawiam obejść zamek dookoła sprawdzić czy czasami nie ma go w ogrodzie.
Jednak po dłuższej chwili szukania mam ochotę się poddać. Jest Zimno, zbyt zimno jak na mnie i powinienem dać nura w pióra, a nie uganiać się za głupim Amirem.
Śledzę wzrokiem ścieżki ogrodu i miejsca obok krzewów, ale nie widzę wilka.
Momentalnie czuję chłód. Nie taki jak podmuch wiatru, czy wiatr śnieżny. Chłód taki... do szpiku kości.
Wzdrygam się odwracając, z zamiarem wrócenia do zamku, ale zamiast tego staję oniemiały w miejscu.
Amir leż z zamkniętymi oczami na podłożu, a to co przed nim widzę odbiera mi tlen z płuc.
- Irmin?
* * *
< Perspektywa Belli >
Zmęczona przecieram oczy i siadam. Ziewam przeciągle rozciągając swoje kończyny na łóżku i z westchnieniem spoglądam na Drake' na.
Śpi.
Całą noc płakał, przez co teraz będzie odsypiał cały dzień ze zmęczenia. Niestety ja muszę wstać i doprowadzić sobie do porządku.
Kiedy jestem już w łazience i przemywam twarz zimną wodą przez myśli przelatują mi wspomnienia ze wczoraj.
Ciąża.
Niespodziewanie zaczynam krztusić się śliną na tyle głośno, że Drake budzi się i zaczyna płakać. Na szybko wycieram twarz ręcznikiem i idę do dziecka. Biorę go na ręce lekko kołysząc jednocześnie odpuszczając sobie poranny prysznic. Mogę się założyć że pod wpływem cieplutkich kropel wody zasnęłaby na stojąco.
Delikatnie kładę syna na łóżku i nadal na niego patrząc ubieram się w suknię. Włosy spinam w niechlujnego koka, a potem mały Malik zostaje przebrany.
Z ogromnym westchnieniem biorę go na ręce nie dopuszczając do siebie myśli, że znowu będę matką. Oczywiście, że chciałam mieć dwójkę, lub trójkę dzieci, ale nie teraz. Nie w takiej sytuacji w jakiej się znajduję. Zayn mnie zdradził i powiem szczerze że jeśli ktoś mi jeszcze powie, że stało się coś strasznego, wykończę się. Za dużo nerwów, rozpaczy i zranionego serca. Po prostu mam dość. Mogłam od razu wyjść za Lancelota i cieszyć się miłym i spokojnym życiem. Niestety wszedł mi w drogę taki ktoś jak Zayn jednocześnie mieszając w moim życiu jak w kotle.
Próbuję powstrzymać łzy które formują się w kącikach oczu.
Nie ma go ze mną, a ta myśl dobija mnie jeszcze bardziej. Chociaż wyobrażenie sobie, że jest w naszym zamku z Holly doprowadza do tego, że mam ochotę bić pięściami w ścianę.
Przyjaciółka, tak?
Prycham w myślach biorąc się w garść i uśmiechając się z wymuszeniem do Mii.
- Hej słonko. - wita mnie odbierając Drake' na. Dobrze wie, że nie mam sił na karmienie go. W moim wieku powinnam sama zając się sobą, a nie dwumiesięcznym dzieckiem, a w szczególności nie powinnam zostawać znowu matką.
- Dzień dobry. - siadam na krześle na wprost taty. Wita mnie uśmiecham tak samo jak Trisha. Kiedy przyjechałam, nie pytali o nic. Mogę powiedzieć, że jestem im za to wdzięczna. Nie chcę zwierzać się z moich problemów.
Powinnam powiedzieć ojcu o ciąży? Nie, chyba nie. Ta myśl jeszcze do mnie nie dochodzi, a co dopiero jego reakcja.
Po chwili przy nas pojawia się rycerz z wieścią, że ktoś prosi mnie do telefonu. Ze zmarszczką między brwiami i obawą, że to Zayn wycieram usta serwetką i podążam do urządzenia.
- Tak? - pytam niepewnie zagryzając wargę.
- Bella wracaj szybko na Ciemną Stronę. - marszczę brwi na bardzo, ale to bardzo poważny głos Harrego.
- Dlaczego? Coś się stało?
- Stanie się jeśli nie wrócisz.
- Harry mów jaśniej. - głos zaczyna mi drżeć, sama nie wiem czemu. Przecież tutaj jestem bezpieczniejsza niż tam, Zayn chce mi coś zrobić?
- Ktoś próbuje cię zabić.
- Co? Harry dobrze się czujesz?
- Bella natychmiast wracaj. Będę czekał na ciebie przy przejściu.
- Harry, ale o czym tu mówisz? - pytam zdesperowana czując jak strach zaczyna mnie paraliżować.
Słyszę westchnienie po drugiej stronie, a sama wystukuję palcami jakiś rytm na ścianie.
- Po prostu przyjedź, okej? Nie jesteś tam bezpieczna. - jego głos jest głęboki i powolny.
- Ale dlaczego? Harry proszę powiedz mi. - błagam. - Zayn tutaj jest? To o niego chodzi?
- Po prostu przyjedź. Z dzieckiem.
Chcę jeszcze mu coś powiedzieć i zapytać, ale słyszę tylko pip pip pip...
Zdezorientowana odkładam słuchawkę i na drżących nogach wchodzę do salonu. Tam w najlepsze tata rozmawia z Lancelotem. Kiedy mnie dostrzega, uśmiecha się, ale nie odwzajemniam gestu.
- Gdzie Drake? - pytam Mię mając dziwne przeczucie. Trisha spogląda na mnie zdezorientowana podając szklankę gosposi.
Mam zamiar zaraz po wzięciu Drake' na zacząć się pakować i oznajmić ojcu żeby pomógł mi wrócić na tamtą stronę. Nie wiem czy dobrze robię, ale nie mogę ryzykować. W końcu Harry nie chce dla mnie źle, prawda?
- Śpi w łóżeczku w kuchni. - delikatnie się do mnie uśmiecha. Kiwam tylko głową i wchodzę do pomieszczenia.
Oblewa mnie zimny pot widząc otwarte okno na oścież. Spanikowana podchodzę do łóżeczka i zamieram.
Jest puste.
- O mój Boże. - dyszę dostrzegając kartkę po środku materaca.
Kto następny?
CZYTASZ
Broken the law 2 ➡Z.M✅
Fanfiction(druga część Broken the law. Jeśli nie przeczytałeś pierwszej nie zaczynaj Without Mercy) To się nie uda. - podpowiedział rozsądek. To ryzykowne. - mruknęło doświadczenie. To bezsensowne - potwierdziła duma. Mimo wszystko spróbuj. - szepnęło serce.