< Perspektywa Belli >
- Puść mnie. - znowu zaczynam wiercić się w objęciach Zayna jednocześnie bijąc go pięściami. Nie chcę zrobić mu krzywdy, chociaż nawet nie mam jak, ale jestem przerażona całą tą sprawą, jak i tym co może stać się z Drake' nem. Jeśli Zayn nie pomógł chodzi tu o coś dużo gorszego, a w dodatku my jesteśmy bezradni. Mogę dostrzec że ktoś poruszył się w pomieszczeniu i chcę zobaczyć więcej, ale on mi na to nie pozwala. Swoją drogą jestem zaskoczona przyjściem Yasera i Harrego, który po chwili materializuje się obok nas.
- Musimy porozmawiać Zayn. - oświadcza. Przekręcam głowę by lepiej go widzieć i aż z wrażenia unoszę brwi. Jeszcze nie widziałam poważnego Harrego, chociaż mogę porównać jego wyraz twarzy do sytuacji kiedy się "poznawaliśmy". Spodziewałam się raczej "Siema kartofelku" i jakiegoś pocieszającego przytulenia, ale ten nawet nie zaszczyca mnie spojrzeniem tylko gapi się na brata. Co jest grane?
- Nigdzie nie wychodź, jasne? - Zayn odpycha mnie na długość ramion.
Przegryzam wnętrze policzka odwracając głowę.
- Jasne. - puszcza mnie, dzięki czemu mogę swobodnie usiąść na kanapie. Przez chwilę przypatruje mi się dziwnym spojrzeniem, ale odwraca głowę udając się do mojego ojca, który z kolei prowadzi ich do swojego królewskiego gabinetu. Rozglądam się i marszczę brwi widząc brak Mii i Trishy.
Zostawili mnie samą?
- Miło cię znowu widzieć Bello.
Mimowolnie spinam się na ten głos.
Yaser.
- Bardzo mi przykro w sprawie Drake' na. Oczywiście pomogę w poszukiwaniach i włączę w to moje wojsko. - jego głos jest spokojny, w ogóle wydaje się dziwnie spokojny. Siedzi po drugiej stronie kanapy oparty jedną ręką i ramię sofy, a w druga dłoń wystukuje palcem dziwny rytm na kolanie.
- Dziękuję. - sama jego obecność działa na mnie jakimś dziwnym sposobem unieruchamia. Czuję się nieswojo i niepewnie, nie wspominając już że w jakiś sposób mnie przeraża. Ratuję się słowami, które powiedział gdy pomogłam mu uciec. - Bardzo sobie cenie to, że tutaj przyjechałeś i masz chęci do pomocy. To wiele dla mnie znaczy. - nie mam panowania nad drżeniem mojego głosu.
- Przyjechałem tu tylko i wyłączenie dla ciebie i Drake' na. - wstaje z kanapy i przysiada się bliżej mnie. Nie wiem czy mam wstać i pójść na fotel, ale kiedy kładzie rękę na oparcie za mną, nie mogę się ruszyć. To aż dziwne, jakbym miała wewnętrzną blokadę, którą można włączyć w jakim się chce momencie. Dziwna myśl chodzi mi pogłowie, a mianowicie to, że Yaser mną steruje. To chore, ale w tym momencie najbardziej jak dla mnie wiarygodne.
- Mam coś na twarzy? - szepczę zakłopotana czując jego wzrok wypalający dziurę na moim profilu.
- Tak, zmęczenie. Powinnaś położyć się spać.
Wzdycham z racji tego, że już któraś osoba z kolei mi to mówi.
- Aż tak źle wyglądam? - szepczę sama do siebie dotykając swoich skroni. Pocieram je lekko czując narastający ból. Mam chęć wyjść przed ten cholerny obręb zamku, ale wiem, że straż mnie nie puści. Przecież ja tylko chcę ratować syna.
- Jak zawsze wyglądasz pięknie. - zamieram słysząc jego jedwabisty ton głosu. Wykorzystuje to, że odchyliłam się od oparcia i kładzie dłoń na mich plecach delikatnie je pocierając. Przechodzą mnie dreszcze. - Ale każdy potrzebuje snu i odpoczynku.
- Wiem. - wzdycham. Chyba lepiej żebym poszła na górę się położyć niż, by Zayn zobaczył mnie i Yasera. Pomimo iż nic nie robimy, podejrzewam że nie mają między sobą dobrych stosunków. - Jeszcze raz dziękuję za przybycie. - wstaję, a on za mną.
- Nie zapominajmy że to dzięki tobie tutaj jestem. Gdyby nie ty już dawno bym nie żył.
Przegryzam wnętrze policzka przypominając sobie tamten okres. Na samą myśl o opętaniu Zayna przechodzą mnie ciarki.
- Odprowadzę cię Bello.
- Nie, ja ją odprowadzę.
Zamieram na chwilę. Na miękkich nogach odwracam się w stronę Zayna.
- Ach, minęło tyle czasu od naszego spotkania synu. - Yaser wzdycha teatralnie spoglądając na mężczyznę. Zayn zwęża oczy lustrując ojca wzrokiem nie innym jak pogarda.
- Bella, chodź tu. - wyciąga do mnie rękę. Odruchowo spoglądam na Yasera, a ten lekko się uśmiecha. Odrzucając od siebie głupie myśli chwytam dłoń Zayna, który od razu przyciąga mnie do swojego ciała. - Christian prosi cię do swojego gabinetu. - patrzy na ojca beznamiętnie.
- Ja i Christian w jednym pomieszczeniu to nie wyjdzie drogie dziecko. - uśmiecha się cynicznie opadając na skórzaną sofę. - Wszystko co miałem do powiedzenia już mu powiedziałem. Jedynie gdy spotkasz swoją matkę przekaż jej, że ma mi chyba do wyjaśnienia ten brzuszek.
Przełykam nerwowo ślinę, nieświadomie zaciskając dłoń Zayna.
- Jeśli ci na tym zależy. - burczy chcąc udać się ze mną na wyższe piętro.
- Taka rada Zayn, pilnuj żony, bo ktoś może ci ją zabrać sprzed nosa. Bierz przykład z ojca.
Mój oddech przyśpiesza i modlę się w duchy by być już w swoim pokoju. Dobrze wiem, że mówiąc "ten ktoś" miał na myśli siebie. Może i był taki czas, że coś poczułam do Yasera, i za każdym naszym spotkaniem czuję jak ściska mi się żołądek, ale to nie to co czuję do Zayna. W ogóle powinnam być na niego wściekła za to co zrobił, ale nie jestem.
Mam dość, a życie cały czas nieustępliwie daje mi w kość.
Dlaczego tak jest?
- Prześpij się. - nakazuje stając w drzwiach.
- Nie wejdziesz? - marszczę brwi siadając na łóżku.
- Nie, musimy jechać. Już i tak dużo czasu minęło od - nie kończy widząc moją minę. Całe emocje które kumulują się we mnie zaraz wybuchnął, a artylerią będzie płacz.
Podchodzi do mnie i otula mnie ramionami. Czuję że mogłabym tak spędzić całe życie, tylko byle Drake był jeszcze z nami.
* * *
< Perspektywa Zayna >
- To jak szukanie igły w stogu siana. - prycha ojciec patrząc na nas z politowaniem.
- Masz inny pomysł? - warczę.
- Nie ma innego pomysłu Zayn. Tylko ci mówię, że to może nie wyjść a raczej na pewno. - wyciąga z kieszeni papierosy i odpala jednego. Mam tak wielką ochotę zaciągnąć się tytoniem, ale tak się kurwa składa że zostawiłem je w zamku. Jego też nie poproszę, więc pozostaje mi obejść się smakiem. - Czyje to dane? - pyta wskazując na kartkę papieru.
- Lancelota. - mamroczę odczytując imię na papierze. Zamykam poirytowany oczy czekając na Harrego i Christiana. Ile można wracać z górnego piętra? Musimy do kurwy nędzy iść.
Przez dźwięk mogę stwierdzić, że chwyta kartkę i zapewne czyta ją. Mijają minuty zanim drzwi się otwierają.
- W końcu. - wzdycham poirytowany wstając.
- Tu się nie pali. - przypomina Christian spoglądając na ojca.
- Czy ja o czymś nie wiem? - on również wstaje kładąc kartkę na stole o wskazując zapalniczką pewne zdanie.
- Lancelot McCline urodzony 12 lutego 1986. Biologiczna matka Trisha McCline, ojciec nieznany. - spogląda na nas wyczekująco. W jego oczach mogę dostrzec furię, którą próbuje ukryć.
- Nie czas teraz na takie rozmowy. - mówi Christian.
- A właśnie że czas! - uderza pięścią w stół. Taki wkurwiony nie był już od lat. - Okłamała mnie, a wszyscy dobrze wiedzą że mnie się nie okłamuje. - wychodzi trzaskając drzwiami tak mocno, że zamek się za nim zacina. Przeczesuję swoje włosy chwytając za klamkę, ale ani drgnie. Musimy ratować Drake' na a nie przejmować się nim. Lojalny mąż się kurwa znalazł. Od razu na myśl przychodzi mi, że wyszedł i pojechał do zamku. Kiedy jednak słyszę krzyk matki oblewa mnie zimny pot.
CZYTASZ
Broken the law 2 ➡Z.M✅
Fanfiction(druga część Broken the law. Jeśli nie przeczytałeś pierwszej nie zaczynaj Without Mercy) To się nie uda. - podpowiedział rozsądek. To ryzykowne. - mruknęło doświadczenie. To bezsensowne - potwierdziła duma. Mimo wszystko spróbuj. - szepnęło serce.