♔ 22-You're getting unbearable

3.5K 246 20
                                    

- Chyba powinieneś sobie iść. - mamroczę nie wiedząc jak kulturalnie mam go wyprosić. Oczywiście, że powinnam być mu wdzięczna za schronienie mnie w ten trudny  czas, ale jest jakaś granica, której nie powinien przechodzić. Przynajmniej tak mi się wydaje. Musi  znać swoje miejsce jako ojca, a nie konkurenta.

- Dlaczego ? - spogląda na mnie nic nie rozumiejąc.

- Dobrze wiesz dlaczego. - zamykam oczy, by nie myśleć o przykrych rzeczach, a zwłaszcza o kolejnej mojej kłótni z Zaynem.

- Czyżby wam się nie układało ? - unosi brwi.

Nie no tego już jest za wiele.

- Powinieneś patrzeć na siebie i nie interesować się nami. - zauważam trzymając swoje nerwy na wodzy. Przecież nie mogę nakrzyczeć na Yasera. To byłoby ... dziwne i niedorzeczne. Poza tym jest za dobrze wychowana by  powiedzieć mu prosto z mostu by sobie poszedł.

- Nudzi mi się samemu. - wzdycha lekko się uśmiechając. Mam wrażenie, że wcale tak nie jest. Po prostu chce namieszać w naszym życiu.

- Więc zrób co, żeby ci się nie nudziło. - proponuję ze zmarszczonymi brwiami.

- No właśnie robię. - nabiera rześkie powietrze do płuc.

Szczelniej otulam się sweterkiem czując zimny powiew na plecach.

- Co ? 

- Nic. - ucina zamykając oczy, gdy znienacka słońce wychodzi zza chmur oświetlając promieniami jego twarz.

- Co ty tutaj robisz ?

Momentalnie się wzdrygam, co nie uchodzi uwadze Yasera.

- Nie takim tonem Zayn. Twoja żona się ciebie boi. - mówi wstając. Czuję się źle patrząc raz na Zayna a raz na Yasera, bo gdyby zaczęli tutaj się bić, co ja niby miałabym zrobić ? Mam nadzieję że Zayn ma trochę oleju w głowie jak i jego ojciec by nie wszczynać kolejnej wojny. - Już wychodzę. - uśmiecha się podle unosząc swoje ręce w geście obronnym, a następnie podążając do wyjścia zanim Zayn zdąża wypowiedzieć choćby jedno słówko. Po chwili jego wzrok kieruje się na mnie.

Przełykam nerwowo ślinę.

- Co on tu robił ? - zadaje pytanie, następnie zaciskając szczękę.

- Nie wiem. - wzruszam ramionami.

- Jak to nie wiesz ? Do kurwy nędzy on nie może tak po prostu tutaj przychodzić jak do siebie !

- To nie jest moja wina. - bronię się wstając. Nie lubię gdy krzyczy stojąc nade mną jak kat. Czuję się jak pies, który jest pomiatany przez swojego właściciela. - Do cholery to ty powinieneś pilnować kto przebywa w twoim zamku. - podchodzę do niego bliżej. Jego oczy emitują złością w moją osobę.

- Pod moją nieobecność to ty powinnaś tutaj rządzić. - warczy.

Prycham.

- Okej, w takim razie powiedz mi gdzie byłeś. - zakładam ręce na piersiach.

Przez jego milczenie stwierdzam, że trafiłam tym w sedno. 

Pomimo iż powinnam się cieszyć, że  zagięłam go czymś, czuję smutek.

Ukrywa coś przede mną ?

- Porozmawiamy jak dorośniesz. - rzucam wymijając go.

- Czekaj. - chwyta mnie za rękę, zwinnie obracając do siebie twarzą.

- Czego ? - warczę w jego stronę. 

Mam już dość całego tego cyrku.

Miało być pięknie i kolorowo kiedy będziemy małżeństwem. Niestety tak nie jest.

Broken the law 2 ➡Z.M✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz