-Muszę tam jechać?- spróbowałam odwieść rodziców od tego, moim zdaniem nie najlepszego, pomysłu. Ja, prawie 18-letnia omega mam jechać na wycieczkę z bandą młodych alf.
-Tak. Wszystko jest już załatwione- odparła moja mama.
-Świetnie.
Bez pożegnania ruszyłam w stronę samolotu. Czeka mnie tygodniowy pobyt z moją klasą we Włoszech. Jedyne co mnie pociesza to to, że jedziemy w dobrze znaną mi okolicę.
Wspinam się po schodach prowadzących prosto do wejścia i pokazuję stewardessie moją kartę pokładową. Zapowiada się długi lot. Siadam na swoim miejscu i modlę się, żeby obok mnie usiadł jakiś nieznajomy. Nie zamierzam męczyć się tyle czasu z jakimś pustakiem z mojej szkoły. Oddycham z ulgą, gdy widzę, że w moją stronę zmierza jakaś męska beta mająca na oko 30 lat i siada na miejscu obok. Pakuje swoją torbę pod siedzenie i wkłada słuchawki do uszu. Odwracam się zadowolona. Przynajmniej lot będzie spokojny.
Po kilku godzinach w końcu dolatujemy na miejsce. Wysiadam z samolotu i od razu kieruję się do mojej klasy. Staję lekko z boku, aby przypadkiem ktoś nie zauważył mojej obecności. Wspólnie idziemy do budynku, skąd zabiera nas autokar. Przez całą drogę patrzę się przez okno, próbując ignorować dziewczynę siedzącą obok. Gada ona o jakiejś sytuacji, która podobno wydarzyła się podczas lotu. Dziękuję Bogu, gdy nareszcie udaje mi się zobaczyć znajome miasteczko. Po kolejnych kilku minutach autokar zatrzymuje się, a ja od razu rzucam się do wyjścia. Wdycham świeże powietrze, dopiero teraz orientując się, jak duszno mi było.
-Uwaga!- krzyczy moja nauczycielka.- Teraz dostaniecie karty do pokojów. Rozpakujcie się, a o 16 przyjdźcie na obiad w tamtym budynku- mówi, wskazując na mały barak.
Czekam, aż wszyscy zabiorą swoje karty i dopiero wtedy biorę moją. Patrzę na numer i z niezadowoleniem wlokę się do domku. Szukam odpowiedniego budynku i z westchnieniem stwierdzam, że drzwi są otwarte. Wchodzę do środka i widzę dwie dziewczyny. Wzdycham cicho, witam się z nimi i idę do mojego łóżka. Zostawiam walizkę obok szafy oraz sprawdzam godzinę. 14:30. Postanawiam wyjść na zewnątrz i rozejrzeć się po okolicy. Nogi same prowadzą mnie do jednego z barów przy plaży. Jeszcze kilka lat temu potrafiłam spędzać tu całe wakacje. Przystaję przed drewnianym budynkiem, który ani trochę się nie zmienił. Zadowolona patrzę na napis "otwarte". Wchodzę po kilku schodkach i dotykam klamki. Naciskam ją oraz pcham drzwi. Moim oczom ukazuje się wnętrze, a do uszu dociera dźwięk dzwonka. Ruszam w głąb lokalu i staję przy ladzie. Spokojnie czekam, aż ktoś przyjdzie przyjąć moje zamówienie. Z zaplecza słychać jakieś przyciszone głosy, a chwilę później skrzypnięcie drzwi oznajmia czyjeś wejście. Powoli odwracam się i nie mogę uwierzyć własnym oczom. Piszczę cicho, a alfa dopiero wtedy patrzy się w moją stronę. Biegnę do niego i mocno przytulam.
-Tęskniłam!
-Ja też kotku, ja też.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
CZYTASZ
From the first howl
Werewolf-Przepraszam...- wyszeptałam, czując, jak moja wilczyca drapie mnie od środka. Szybko odwróciłam się i pobiegłam w przeciwną stronę, nie powstrzymując już łez. Uporczywie ignorowałam dziwne uczucie w klatce piersiowej, które rosło z każdym kolejnym...