|Część 7|

2K 45 1
                                    

-Czy my...?

-Tak. Jesteś moją mate- powiedział, czekając na jakąś reakcję z mojej strony.

Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Czego on ode mnie oczekuje? Chcę się ze mną połączyć?

Miliony pytań pojawiły się w mojej głowie, a ja nie potrafiłam odpowiedzieć na żadne z nich. Chłopak chyba zauważył, że odleciałam, bo zaczął mi machać ręką przed twarzą.

-Czego ode mnie oczekujesz?- zapytałam, chcąc wiedzieć, co mnie czeka.

-Na razie niewiele. Nie chcę cię do niczego zmuszać. Po prostu chciałbym dostać twój numer, żeby móc się z tobą kontaktować- powiedział, a ja spojrzałam na niego zdezorientowana. Tego się nie spodziewałam.- Coś nie tak?

-Nie, nie. Po prostu myślałam, że powiesz coś innego- wytłumaczyłam.

-Myślę, że lepiej będzie, jeśli poczekamy do twoich szesnastych urodzin. Kiedy one są?

-W przyszłym miesiącu- powiedziałam.

-Okay. Co ty na to, żebyśmy spotkali się w dzień twojej szesnastki?- zapytał, a mi od razu spodobał się ten pomysł. Dopiero po chwili zorientowałam się, że będę wtedy kilometry od niego. Posmutniałam, zdając sobie sprawę, że nie wiadomo, kiedy zobaczę go ponownie.

-Mel? Wszystko okay?- zapytał z troską w głosie.

-Przecież wyjadę. Jak się spotkamy?- powiedziałam pełna wątpliwości.

-Przyjadę do ciebie na tydzień, okay? Wtedy zobaczymy, jak sprawy się potoczą. Jeżeli będziesz chciała i twoi rodzice się zgodzą, wrócisz tutaj ze mną- oznajmił spokojnie, przytulając mnie do siebie.

Wtuliłam się w niego, chcąc się trochę ogrzać. Nawet nie zorientowałam się, kiedy zrobiło się tak zimno. Luke chyba to zauważył, bo ściągnął bluzę, którą miał na sobie i mi ją założył.

-Dziękuję- mruknęłam, wdychając jego zapach. Było mi cieplutko.

Sięgnęłam po mój telefon, chcąc sprawdzić godzinę i byłam przerażona. Dochodziła osiemnasta, co oznacza, że niecałą godzinę temu powinnam być już w ośrodku na zajęciach. Zerwałam się na równe nogi.

-Wszystko w porządku?

-Tak. Po prostu spóźniłam się na zajęcia i pewnie mnie zabiją, jak tam wrócę- westchnęłam cicho.- Odprowadzisz mnie?- popatrzyłam na niego błagalnym wzrokiem.

-Mam lepszy pomysł- powiedział.

Skierowałam się na zewnątrz, słysząc, że Luke idzie za mną. Gdy już wyszłam, miałam się odwrócić, żeby zapytać, jaki lepszy sposób powrotu wymyślił chłopak, ale usłyszałam łamanie się kości. Po chwili przede mną stał wielki czarny wilk.

-Żartujesz sobie ze mnie. Nie zgadzam się- zarzekłam, na co zwierzę prychnęło i samo wpakowało się pode mnie. Pisnęłam, gdy nagle poleciałam w górę. To nie mogło się dobrze skończyć.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Przedostatni rozdział maratonu za nami!

Poza tym wow

Nawet nie wiecie, jak się ucieszyłam, gdy to zobaczyłam

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Nawet nie wiecie, jak się ucieszyłam, gdy to zobaczyłam.

Trzymajcie się <3

From the first howlOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz