-Co cię tu sprowadza?- zapytał Dylan.
-Tygodniowa wycieczka szkolna, na którą rodzice kazali mi jechać- stwierdziłam, kładąc brodę na jego klatce piersiowej i patrząc się na niego z dołu.
-Nie chciałaś się ze mną spotkać?- zrobił minę smutnego szczeniaczka, która miała chyba wywołać moją litość.
-To nie tak- zaczęłam się tłumaczyć.- To są po prostu obcy ludzie, większość to alfy, a ty wiesz, jak ich nie lubię, a poza tym...
Chłopak musiał zauważyć, co się działo, bo jak najszybciej mnie uciszył. Byłam mu wdzięczna, gdyż jedynym czego mi w tym momencie brakowało, to był atak paniki.
-Shhh. Spokojnie. Głęboki wdech i wydech.
Policzył ze mną powoli do 10, jednocześnie uwalniając feromony, aby jeszcze bardziej mnie uspokoić i upewnił się, że wszystko jest okay.
-Chodź, odprowadzę cię. Powinnaś odpocząć- powiedział. Chciałam zaprotestować i zapewnić, że dam sobie radę, ale widząc jego wzrok, od razu porzuciłam ten pomysł.
Skierowaliśmy się w stronę mojego tymczasowego lokum. Przez całą drogę rozmawialiśmy ze sobą i nadrabialiśmy lata rozłąki. Niedługo potem staliśmy pod bramą wjazdową na teren ośrodka. Nie chciałam się z nim żegnać, więc nie ruszałam się z miejsca, chcąc zostać tam jak najdłużej. Niestety godzina 16 zbliżała się wielkimi krokami, a ja nie mogłam pozwolić sobie na nieobecność na obiedzie. W końcu postanowiłam przytulić bruneta i skierować się do domku. Odwróciłam się do niego ostatni raz i pomachałam. Powolnym krokiem ruszyłam do mojego celu, mając nadzieję, że żaden z opiekunów nie zauważył mojego chwilowego zniknięcia. Otworzyłam drzwi do mojego domku i weszłam do środka. Przywitałam się krótko z dziewczynami, które nawet nie zwróciły na mnie uwagi zbyt zajęte ekranami telefonów. Westchnęłam cicho. Ten tydzień zapowiada się naprawdę wspaniale.
Usiadłam na moim łóżku i sięgnęłam po telefon. To był dopiero pierwszy dzień, a ja już nie miałam co robić. Z nudów zaczęłam przeglądać wszystkie portale społecznościowe, na których jak na złość nic się nie działo. Minuty dłużyły mi się w nieskończoność, więc gdy zauważyłam, że jest za pięć szesnasta, westchnęłam z ulgą. Podniosłam się, otrzymując zdziwiony wzrok od moich koleżanek.
-Co jest?- zapytała jedna z nich.
-Zaraz szesnasta. Trzeba się zbierać- odpowiedziałam, stojąc w progu.
Nie czekając na ich reakcję, wyszłam i zamknęłam za sobą drzwi. Wolnym krokiem ruszyłam do budynku stołówki, przed którym stało już kilka osób. Zatrzymałam się kawałek od nich, żeby nie musieć z nimi rozmawiać. Nie dogadywałam się ze swoją klasą.
Od kiedy poszłam do liceum, nie miałam żadnych przyjaciół. Oprócz Dylana, z którym i tak nie rozmawiam za często.
Czasami brakowało mi kontaktu z ludźmi, ale nie mogłam się przełamać i po prostu podejść do kogoś na korytarzu, żeby do niego zagadać. Byłam na to zbyt nieśmiała, a poza tym bałam się odrzucenia.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
CZYTASZ
From the first howl
Werewolf-Przepraszam...- wyszeptałam, czując, jak moja wilczyca drapie mnie od środka. Szybko odwróciłam się i pobiegłam w przeciwną stronę, nie powstrzymując już łez. Uporczywie ignorowałam dziwne uczucie w klatce piersiowej, które rosło z każdym kolejnym...