|Część 27|

839 26 0
                                    

-Trzy, dwa,- zaczęłam odliczanie. Stwierdziłam, że dam mu czas na ucieczkę.- jeden.

Aaron nie ruszył się z miejsca. Podeszłam do niego powolnym krokiem, obchodząc go dookoła. Był w tamtym momencie moją ofiarą. Ukazałam swoje kły, a kiedy chłopak zapatrzył się na mnie, dałam sygnał Luke'owi, by wyszedł i zawołał Dylana. Wysunęłam pazury, przygotowując się do ataku. Chłopak wciąż stał w miejscu, więc podeszłam do niego, wyprowadzając pierwszy cios. Głowa alfy odleciała w bok, a na twarzy pojawił się wyraz zaskoczenia. Uśmiechnęłam się słodko. Spojrzałam prosto w jego oczy i warknęłam donośnie. Już w tamtym momencie wyglądał na przerażonego. Uderzyłam go po raz kolejny, tym razem w brzuch. Aaron zgiął się w pół. Nawet nie próbował się bronić, wiedząc, że tylko pogorszyłoby to jego sytuację. Wzięłam zamach, ale w momencie, gdy moje pazury miały spotkać się z jego policzkiem, zostałam powstrzymana.

-Zostaw mnie- rozkazałam mocnym głosem.- Puszczaj!- szarpałam się.

Uścisk tylko wzmocnił się. Pokój wypełnił piękny zapach lasu po deszczu. Dylan. Odwróciłam się w jego stronę i przytuliłam. Miałam nadzieję, że odwrócę tym jego uwagę, ale mój plan się nie powiódł. Westchnęłam ciężko, widząc, że droga do Aarona była zablokowana. Bez słowa wyszłam. Na korytarzu wpadłam na Lucasa, który cały się trząsł.

Podniosłam lekko jego głowę i zobaczyłam łzy, które spływały po policzkach chłopaka. Od razu przytuliłam go i zaprowadziłam do jednego z wolnych pokoi. Usiedliśmy na łóżku i siedzieliśmy cicho. Chciałam dać chłopakowi czas.

-Dlaczego to właśnie mnie to spotyka?- Luke odezwał się po kilku minutach.- Najpierw ty, teraz dowiaduję się, że moim mate jest alfa...- szeptał załamany.

-Hej, wszystko będzie dobrze. Musicie po prostu porozmawiać o tym wszystkim- chciałam go pocieszyć.

-On nie wygląda na takiego, który jest w stanie być uległym. Pewnie będzie mnie do tego zmuszać- jego ciałem wstrząsnął szloch.- Wtedy, gdy nie chciał mnie puścić, ja... Dziękuję- przytulił mnie.

Odwzajemniam uścisk i powoli głaskałam go po plecach. Był naprawdę roztrzęsiony.

Przekręciłam nas tak, że leżeliśmy przytuleni na łóżku. Niedługo później chłopak zasnął zmęczony płaczem. Powoli wstałam, nie chcąc go obudzić i wyszłam na korytarz. Wróciłam do biura Dylana. Dwie alfy nadal były w środku. Podeszłam do bruneta i spojrzałam na Aarona morderczym wzrokiem.

-Co on ci zrobił?- zapytał.- Musiałaś od razu go bić?- był zły.

-Znieważył mnie- powiedziałam na pozór spokojnie.

Wyszłam stamtąd jak najszybciej, nie czekając na jego reakcję. Nie wiem dlaczego, ale zabolał mnie jego ton. Nie chciałam, żeby się gniewał. Mój wewnętrzny wilk skomlał smutny. Postanowiłam pójść do pokoju Luny, gdzie, bez mojej zgody, nie mógł przebywać nikt. Zamknęłam się od środka i rzuciłam na wielkie łóżko. Łzy swobodnie spływały po moich policzkach, a ja nawet nie miałam siły ich powstrzymywać. Zmieniłam się w wilka, gdyż było mi zimno i spojrzałam w okno. Z mojego pyska wydobyło się bolesne wycie, a później głośne skomlenie. Usłyszałam pukanie w drzwi, ale je zignorowałam. Wiedziałam, że to Dylan, a w tamtym momencie nie miałam ochoty przebywać z nim w jednym pomieszczeniu.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Ostatni rozdział maratonu

Mam wrażenie, że powinnam na chwilę przystopować z dramami i dać im trochę spokoju...

Trzymajcie się <3

From the first howlOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz