Po obiedzie, podczas którego zapoznani zostaliśmy z planem następnego dnia, mieliśmy czas wolny. Większość osób poszła do pobliskiego parku, który mijaliśmy, jadąc autokarem. Ja postanowiłam po prostu przejść się w wilczej formie po lesie, bo miałam nadzieję na chwilę spokoju.
Tak oto znalazłam się w środku lasu, nie wiedząc, którędy wrócić. Po około godzinie bezskutecznego krążenia byłam wycieńczona. Położyłam się na ziemi, chcąc chwilę odpocząć i przemyśleć, co powinnam zrobić dalej. Szczerze mówiąc, bałam się jak cholera. Przeklinałam siebie za taki głupi pomysł, jakim była samotna wycieczka do lasu. Co, jeśli już nigdy mnie nie znajdą? Czy będą w ogóle szukać? Kiedy zorientują się, że mnie nie ma?
Przez mój umysł przelatywało milion myśli na sekundę, a ja sama zaczynałam coraz bardziej panikować. Z tego stanu wyrwał mnie dźwięk łamanej gałęzi. Dopiero wtedy zorientowałam się, że nie byłam sama. Około trzech metrów ode mnie stała wielka, czarna jak smoła alfa z pięknymi, zielonymi oczami. Pochyliłam głowę i ukazałam swoją uległość, mając nadzieję, że wielki wilk postanowi mnie oszczędzić. Zwierzę spojrzało na mnie niezrozumiale, po czym zatoczyło kółko wokół mnie, przyglądając się mi z każdej strony. Jakie było moje zdziwienie, gdy poczułam lekkie szturchnięcie w bok. Gwałtownie odskoczyłam, prawie wpadając na drzewo. Moja omega na mnie zawarczała z niewiadomych mi powodów. Spojrzałam z powrotem na wilka i zobaczyłam, że przechylił on pyszczek w bok i ciągle mnie obserwował. Wyglądał, jakby nad czymś intensywnie myślał. Nagle odwrócił się ode mnie i zaczął iść w tylko sobie wiadomym kierunku. Myślałam, że chce, abym za nim podążyła, więc tak też zamierzałam zrobić. Krótkie warknięcie odwiodło mnie jednak od tego pomysłu. Posłusznie usiadłam i czekałam na dalszy rozwój wydarzeń. Po chwili zobaczyłam, że zza krzaków, w których kilka minut wcześniej zniknął wilk, wychodzi przystojny chłopak. Podszedł do mnie i wyciągnął rękę w moją stronę. Zbliżyłam się do niego i powąchałam ją, by chwilę później wsadzić pod nią pyszczek, domagając się pieszczot. Nie wiem dlaczego, ale przy chłopaku czułam się bezpiecznie. Wydałam pomruk zadowolenia, gdy poczułam delikatne głaskanie po głowie.
-Możesz się przemienić?- zapytał czarnowłosy, na co tylko pokręciłam łbem.
Nie miałam przecież żadnych ubrań, a nie będę przed nim paradować nago. Zielonooki tylko westchnął.
-Jestem Lucas- przedstawił się.- Zgubiłaś się? Chodź za mną. Zaprowadzę cię na skraj lasu- powiedział, nie dając mi nawet czasu na odpowiedź.
Powoli ruszył przed siebie, a ja podążałam za nim. Przez całą drogę rozglądałam się na boki, próbując rozpoznać jakiekolwiek drzewo, lub kamień. Niestety nie udało mi się to. Nie miałam zielonego pojęcia, gdzie byłam. Po kilkunastu minutach doszliśmy na skraj lasu, gdzie mieliśmy się rozdzielić. Ja jednak nadal nie potrafiłam określić swojego położenia. Wpatrywałam się we wszystko w zasięgu wzroku, ale nic nie wydawało się znajome. Spojrzałam na chłopaka i zaskomlałam cicho. Już po chwili odwrócił się w moją stronę i delikatnie przykucnął.
-Co się dzieje?- zapytał, ale ja nie mogłam mu przecież odpowiedzieć.- Nie trafisz stąd do domu?
Pokręciłam przecząco głową. Powoli zaczynało robić się ciemno i bardzo zimno. Chciałam już wrócić do ośrodka i zakopać się w kołdrze. Przez twarz zielonookiego przeszedł wyraz zdezorientowania, który zniknął tak samo szybko, jak się pojawił.
-Nie masz jeszcze osiemnastu lat, prawda?
Skinęłam, a jego mina nagle diametralnie się zmieniła.
-No tak! To wszystko wyjaśnia. Jesteś tu z wycieczką szkolną?- zaczęłam machać ogonem w ramach potwierdzenia.- Chodź, odprowadzę cię do ośrodka.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
#TeamDylan czy #TeamLucas ?
CZYTASZ
From the first howl
Werewolf-Przepraszam...- wyszeptałam, czując, jak moja wilczyca drapie mnie od środka. Szybko odwróciłam się i pobiegłam w przeciwną stronę, nie powstrzymując już łez. Uporczywie ignorowałam dziwne uczucie w klatce piersiowej, które rosło z każdym kolejnym...