25. Kraina Morfeusza

1.3K 68 14
                                    

Gdy nasi bohaterowie przeżywali w miarę szczęśliwie pierwsza śnieżna dni, za murami Hogwartu trwała walka. Nie mówiono jeszcze o wojnie, ponieważ wszelkie wrogie działania i odwet ze strony aurorów i zakonu, odbywały w ukryciu, ale i tak ich obraz docierał do oczu i uszu czarodziei oraz mugoli, chociaż ci drudzy nie rozumieli, z czym mieli do czynienia.

Okrutny los jednak postanowił przypomnieć uczniom Hogwartu o istnieniu Czarnego Pana. Cios został zadany grupie, z której pochodziło najwięcej jawnych przeciwników Voldemorta. Pewnie nikogo nie zdziw fakt, że celem ataku uczniów, kierowanych przez Śmierciożerców, był dom Godryka Gryffindora.

Nigdy nie udało się wyjaśnić jak dokładnie do tego doszło, a właściwie, kto za to odpowiada, lecz we wtorek, drugiego grudnia, zdecydowana większość Gryfonów z trudem dotarła na śniadanie nękana bólem głowy i dziwnym osłabieniem, które uniemożliwiało jakiekolwiek skupienie się. Jakaś dziewczynka upadła, próbując zająć miejsce. McGonagall ruszyła ku niej, ale wtedy kolejni Gryfoni zaczęli się osuwać na ziemię.

Syriusz próbował złapać Marlenę, gdy tej zakręciło się w głowie, ale sam był wyczerpany i gdyby nie czujność Remusa, który jako jeden z niewielu czuł się dobrze, oboje uderzyli by głowami o stół.

Jako, że przedstawiciele pozostałych domów nie przejawiali żadnych objawów, kazano im bezzwłocznie udać się do swoich dormitoriów. Nauczyciele przetransportowali wszystkich Gryfonów do skrzydła szpitalnego gdzie szybko zabrakło łóżek, pielęgniarka nie widziała jeszcze czegoś takiego. Uczniowie z trudem oddychali, byli wykończeni, nie mieli sił nawet żeby ruszyć ręką. Ci, którzy nie stracili przytomności, wodzili wzrokiem za nauczycielami, którzy próbowali im jakoś pomóc.

Grupę piętnaściorga Gryfonów, którzy nie mieli żadnych objawów, poprowadzono do gabinetu dyrektora.

- Kiedy wasi przyjaciele zaczęli przejawiać niepokojące objawy?- zapytał Dumbledore. Większość stojących przed nim uczniów stanowili pierwszoroczni. Nie spodziewał się, że usłyszy od nich jakieś sensowne informacje. Najwięcej wiary pokładał w Potterze i Lupinie, ale ten pierwszy był wytrącony z równowagi złym stanem zdrowia Lily i Syriusza.

- Mam wrażenie, że już wczoraj wieczorem niektórzy źle się poczuli- oznajmił Remus.- Przed kolacją wszystko wyglądało normalnie. Później my dwaj poszliśmy na szlaban i gdy wróciliśmy o dwudziestej spora cześć mieszkańców naszej wieży była już w pokojach, a ci obecni w salonie wyglądali na zmęczonych. Z trudem obudziliśmy Syriusza.

- Czyli was dwóch nie było w wieży pomiędzy siedemnastą a dwudziestą?

- Wyszyliśmy stamtąd wpół do szóstej- doprecyzował Remus.

- A wy, co robiliście w tym czasie?- spojrzał na pozostałych.

Szybko się okazało, że po kolacji troje piątoklasistów i dwoje szóstoklasistów udało się prosto do biblioteki i wróciło nieco przed rozpoczęciem ciszy nocnej. Pierwszoroczni, którzy byli zdrowi, spędzili ten czas z profesorem Slughornem, ponieważ polegli na egzaminie z eliksirów i musieli zapracować na poprawę oceny. Dumbledore ucieszył się, że od razu odkrył wspólny mianownik, miał nadzieję, że to pomoże.

Odesłał zdrowych Gryfonów do wielkiej sali, a sam z profesor McGonagall i profesorem Slughornem poszedł obejrzeć wieżę, w której jego zdaniem musiało dojść do zakażenia wszystkich chorych.

- Skąd mamy pewność, że to tutaj do tego doszło?- zapytał Horacy, gdy przeszukiwali pokój wspólny Gryfonów.

- To jedyne miejsce gdzie przebywali wszyscy chorzy, nikt z poza tego domu tu nie był, a objawy pojawił się jedynie wśród Gryfonów- wyjaśnił dyrektor.- Możemy również ustalić, kiedy mniej więcej doszło do zakażenia. Ci, którzy pozostali zdrowi nie wrócili tutaj po kolacji. Najwcześniej pojawili się pierwszoroczni, którzy wrócili od ciebie Horacy, było to o dziewiętnastej trzydzieści, później zjawił się pan Lupin i Potter, a na koniec pozostali. Żadna z tych osób nie zachorowała. Substancja musiała być tutaj i działać około dwóch godzin.

- Jedna z uczennic, która czuła się w miarę dobrze, w porównaniu z innymi, powiedziała, że wróciła tutaj o dziewiętnastej- dodała profesor McGonagall, rozglądając się po salonie.- Gruba dama nie widziała jednak nikogo podejrzanego.

- Ktoś mógł wejść niezauważony, gdy inni odwrócili jej uwagę- stwierdził dyrektor.- Wejść i zostawić ten dziwny kamień- wszyscy troje spojrzeli pod jeden z foteli stojących przy drzwiach.- Nie wygląda mi to na typową własność ucznia naszej szkoły.

- Przyjrzę się temu dokładnie i sprawdzę czy mógł zaszkodzić naszym uczniom, chociaż przyznaję, że wcześniej się, z czym podobnym nie spotkałem- stwierdził nauczyciel eliksirów.- Bardzo ciekawe, zjawisko.

- Raczej tragiczne- poprawiła go Minerwa.- Mam nadzieję, że szybko znajdziesz antidotum albo, że objawy szybko ustąpią.

Niestety sprawa była bardziej skomplikowana niż się wydawało. Pielęgniarka wezwała do pomocy dwóch pracowników świętego Munga, ponieważ przy takiej liczbie pacjentów, nie była w stanie wszystkimi jednocześnie się opiekować. Niektórzy Gryfoni byli w naprawdę złym stanie. Jednym z najcięższych przypadków była Lily, która wróciła do wieży, jako jedna z pierwszych i siedziała w salonie przez większość wieczora. Marlena, która odzyskała przytomność, przyglądała się jej, ale nie mogła nic zrobić, nie miała nawet siły usiąść. Po chwili zdołała lekko przekręcić głowę by zobaczyć śpiącego na drugim końcu sali Syriusza. Jeszcze nigdy nie widziała go tak spokojnego, co tylko bardziej ją przerażało.

- Jak to nie możemy ich zobaczyć!?- James odchodził od zmysłów, a stojący przed nimi profesor Flitwick, który nie pozwalał mu wejść do szpitala, tylko pogarszał sprawę.- Ale to moi przyjaciele!

- Rozumiem, ale nie możemy ryzykować, proszę wracać do siebie nim przydzielę panu szlaban, panie Potter- Remus złapał przyjaciele za ramię i pociągnął w przeciwnym kierunku.

- Jak do tego doszło?- James był wściekły, przez co z trudem mógł zebrać myśli.- Widziałeś Lily, była taka słaba, ale nie chciała zostać w pokoju. Ledwo szła.

- Widziałem- w przeciwieństwie do przyjaciela, Remus starał się zachować spokój.- Slughorn już bada tą substancję, która im zaszkodziła. Na pewno szybko im pomogą.

Niestety nadzieje Lupina rozwiało pogorszenie się stanu zdrowia trojga pacjentów. Lily i dwoje młodszych uczniów miało coraz większe problemy z oddychaniem, dlatego postanowiono o ich przeniesieniu do szpitala w Londynie, gdzie medycy dysponowali lepszym sprzętem.

Pod wieczór, Syriusz odzyskał nieco sił i spróbował usiąść, ale pielęgniarka go powstrzymała.

- Nie ruszaj się, bo pogorszysz swój stan, musisz oszczędzać siły.

- Co z Marleną, Marleną McKinnon?- kobieta spojrzała na drugi koniec sali.- Na śniadaniu straciła przytomność.

- Jej stan się nie pogarsza, teraz śpi, ty też powinieneś to zrobić...

- A Lily i Peter?- kobieta zmarszczyła czoło.

- Robimy wszystko, co w naszej mocy byście poczuli się lepiej. Musisz się uspokoić i pozwolić nam pracować- Syriusz patrzył na nią, czując, że czegoś mu nie mówi, ale nie miał siły żeby pytać o coś więcej.

Położył się z powrotem i utkwił wzrok w suficie. Bał się, nie tylko o siebie, właściwie najbardziej obawiał się o życie swoich przyjaciół. Nie musiał być lekarzem żeby wiedzieć, że to, co ich spotkało nie jest normalne. Ucisk w klatce piersiowej utrudniał mu oddychanie, czasami miał wrażenie, że nie może złapać tchu. Bał się, że jak zaśnie to nie uda mu się już obudzić, ale nie miał sił żeby walczyć ze zmęczeniem. Podobnie jak koledzy i koleżanki odpłynął do krainy Morfeusza, pozostawiając swój los w rękach innych.

Oczko w głowie Syriusza BlackaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz