26. Pomocny Kamień

1.2K 74 26
                                    

Syriusz obudził się ponownie dopiero następnego dnia po południu, ale wcale nie czuł się lepiej, wręcz przeciwnie, było jeszcze gorzej, chociaż nie wiedział jak to jest możliwe. Tylko widok śpiącej w oddali blondynki dawał mu ukojenie, dalej tam była, walczyła.

Po chwili zrozumiał,  że coś, a raczej ktoś, go obudził, był tego pewny. Słyszał znajome głosy, dobiegające z niedaleka. Obrócenie głowy, by zobaczyć, co się dzieje, po drugiej stronie jego łóżka, wymagało użycia niemal całej siły, jaka w nim pozostała, było jednak warto. Na wolnym posłaniu, które zeszłego dnia zajmowała pewna rudowłosa Gryfonka, siedziało dwóch pokiereszowanych huncwotów. Wyglądali jakby stoczyli brutalną walkę na pieści, a patrząc na to, co spotkało ich przyjaciół, Syriusz wcale by się nie zdziwił gdyby okazało się, że ci dwaj postanowili w swej głupocie odpłacić znacznie liczniejszym Ślizgonom.

- Jakbym nie miała dość roboty!- fuknęła na nich pielęgniarka.- Czyżby wam umknęło, co tu się dzieje?

- Ależ skąd, to właśnie, dlatego tak wyglądamy- wyjaśnił Remus.- Przepraszamy za kłopot.

Kobieta westchnęła z dezaprobatą i zabrała się za doprowadzenie ich do porządku, co nie było takie łatwe jak się wydawało. Stłuczenia, zadrapania, złamany nos i wiele innych ran odniesionych w starciu z domniemanymi sprawcami obecnego stanu zdrowia większości Gryfonów.

Gdy pielęgniarka na chwilę wyszła, dwaj huncwoci szybko podeszli do przyjaciół. Peter i Marlena spali w najlepsze, dlatego niezwłocznie podeszli do Syriusza, który nie miał siły żeby chociażby poruszyć ręką.

- Wytrzymaj jeszcze trochę, do zamku przyjechało kilku wybitnych znawców eliksirów żeby ustalić jak wam pomóc- oznajmił mu Remus.- Ślizgoni się nie przyznają, ale nie pozwolimy żeby im to uszło płazem.

- Widzę- z trudem wymamrotał. James rozejrzał się nerwowo. Odkąd zabrano ze szkoły Lily i przeniesiono ją świętego Munga, odchodził od zmysłów.

- Marlena i Peter jakoś sobie radzą, ty też musisz się postarać i to wytrzymać- poprosił Remus.

- Lily- jego przyjaciele zrozumieli ten ledwo słyszalny szept. James spiął się i gwałtownie odsunął się od łóżka czując przypływ złości i smutku.

- Przenieśli ją do Londynu, było z nią trochę gorzej, bo najdłużej była w polu działania tej substancji. Tam ma lepszą opiekę. Dumbledore powiedział nam, że jej stan się nie pogorszył w trakcie nocy, ale Jamesa i tak poniosło i rzucił się na te glizdy. Szkoda, że cię z nami nie było, chętnie zobaczyłbym twoją pokiereszowaną buźkę- na twarzy Lunatyka pojawił się lekki uśmiech.- Musisz wytrzymać, rozumiesz?- chłopak mrugnął, bo na więcej nie miał siły.- Walcz z tym diabelstwem.

Powrót pielęgniarki zmusił Remusa do powrotu na wcześniejsze miejsce gdzie kobieta skończyła ich opatrywać, po czym kazała im bezzwłocznie opuścić szpital. Bała się, że ich obecność tam może zaszkodzić pacjentom, którzy byli coraz bardziej osłabieni.

W Londynie, lekarze postanowili przeprowadzić próbę detoksykacji organizmu. Pan Evans, który nie rozumiał właściwie nic z tego, co mówili tamtejsi lekarze, zgodził się na to, ponieważ stan jego córki był naprawdę zły. Chciał żeby jej jakoś pomogli, bo gdy patrzył, na Lily w tym stanie, miał wrażenie, że jego ukochana córka już nie żyje. Była taka blada, a jej pierś ledwo się unosił, gdy oddychała.

Początkowo terapia zastosowana przez lekarzy pomogła odrobinę i dziewczyna zdołała się wybudzić jednak po kilku chwilach osłabienie wróciło i znów usnęła. Podejrzewano, że za tą dziwna chorobą musi stać jakiś gaz, to wydawało się najlogiczniejszym wytłumaczeniem, ale stosowana zwykle w takich przypadkach terapia zawiodła. Nie oznaczało to jednak zakończenia prób ratowania Gryfonów. Lekarze dalej rozważali możliwe sposoby leczenia, chociaż dalej nie wiedzieli, z czym się mierzą.

Oczko w głowie Syriusza BlackaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz