Hermiona trochę się zdziwiła, że Draco nie rzucił się na nią od progu apartamentu, jak miewał w zwyczaju. Czyżby nadal chciał jej unikać? Nie miała pojęcia...
Nie pojawił się też pod prysznicem, choć długo się kąpała, chyba cicho licząc na to, że jednak przyjdzie.
W czasie, gdy się przebierała w sypialni, Draco sam skorzystał z łazienki.
Hermiona westchnęła, zabrała dokumenty jakie przywołała ze swojego gabinetu i usiadła na kanapie, chcąc trochę poczytać.
- Żartowałem z tym, że będziemy pracować – zaśmiał się, gdy odświeżony i przebrany wkroczył do salonu.
Miał na sobie spodnie z czarnego dresu i biały t-shirt. I jak zwykle bose stopy...
Hermiona ubrała wygodne legginsy i top, a włosy związała w luźny kok. Oboje wyglądali bardzo swobodnie i domowo.
- To co mamy robić, jak nie pracować? – spytała, odkładając pergamin.
- Ja coś ugotuję. Jestem wściekle głodny, bo nie byłem dziś na lunchu – marudził.
- Też coś chętnie zjem, bo jedzenie w „Dziurawym..." nadal jest podłe – westchnęła podchodząc do blatu i patrząc, jak Draco wyjmuje składniki z lodówki.
- Zabrały cię na lunch do tej nory? Zero klasy! – zakpił
- Gdyby były pewne, że za niego zapłacę, domyślam się, że zabrałby mnie do najdroższej restauracji na magicznej stronie – zaśmiała się.
- Kazały ci zapłacić? – nie krył zdziwienia.
- Nie kazały, ale wyraźnie tego oczekiwały...
- Bezczelne idiotki. Dobrze, że wybrały Pottera i Weaselya – trafił swój na swego – drwił.
- Nie słyszałeś najlepszego. Parvati chce iść do ślubu w mojej sukni... - Hermiona pokręciła głową.
- Tak bez przeróbek? – Draco szeroko otworzył oczy.
- Tak...
- Czy ona aby na pewno nie nienawidzi Pottera? Chce, by sobie przez całą ceremonię wyobrażał, że to jednak ty obok niego stoisz? – ironizował.
- Nie wiem. Nie mam pojęcia, co nią kieruje – westchnęła, nie mogą oderwać wzroku od tego, jak Draco myje warzywa.
Jego długie palce delikatnie przesuwały się po czerwonej skórce papryki, a szare oczy śledziły strumień wody.
Jego cudownie wykrojone, lekko różowe usta coś umówiły, ale Hermiona nie słyszała słów, zbyt skupiona na podziwianiu każdego jednego milimetra jego ciała.
Był taki obłędny...
Serce zadudniło jej mocno w piersi.
Ani sekundy dłużej nie była w stanie się oszukiwać.
Naprawdę się zakochała.
Pokochała go z jego wadami i zaletami, z tym łobuzerskim uśmieszkiem i wiecznym niezaspokojeniem... Z ich wspólną przeszłością, o której wcale nie zapomniała...
Zakochała się w tym, że pił tylko gorzką herbatę, golił się mugolską jednorazówką, a gdy czytał coś zaangażowaniem, nie miał żadnego wpływu na to, w jaki sposób poruszają się jego stopy i palce u rąk.
Kochała go za ironię i sarkazm, którymi władał niczym najlepszą bronią. Za to, że był honorowy, namiętny i nie lubił krzywdzić innych.
Za to jakim był przyjacielem, szefem, liderem, mężczyzną i mężem.
Kochała go całego.
Świadomość i siła tego uczucia na chwilę odebrała jej zdrowe zmysły. Bo pokochanie go nie było wcale właściwą decyzją... Było mroczne, nieodpowiednie, niebezpieczne i nieprzewidywalne...
Ale zrobiła to. Nie było już drogi powrotnej.
- Skarbie, słuchasz mnie? – jego głos przywrócił ją do rzeczywistości.
- Przepraszam, zamyśliłam się! – odpowiedziała szybko, nerwowo przełykając ślinę.
- A o czym? Bo chyba trochę zbladłaś – stwierdził z troską.
- O sukienkach druhen. Będą koszmarne! – zmyśliła na poczekaniu.
- No raczej, że Patilówny cię nie wystroją. Jeszcze by im narzeczeni nawiali – kpił.
- Będę mogła się potem przebrać. Poproszę Pansy o pomoc w wyborze kreacji... - plotła coś, byle jakoś ostudzić emocje, po własnym odkryciu.
- Dobry pomysł – odparł, kładąc deskę na blacie i sięgając po nóż.
- Może ci jakoś pomóc? – spytała.
- W sumie to idealnie się złożyło. Chodź, nauczę cię kroić paprykę, jak ci kiedyś obiecałem – zaśmiał się.
Hermiona odpowiedziała uśmiechem i podeszła do niego.
Ustawił ją przed sobą.
- Weź nóż i przytrzymaj ją, o właśnie tak – tłumaczył, biorąc jej dłoń i umieszczając ją na warzywie.
Opierała się plecami o jego tors, wyraźnie czując zapach jego szamponu. Za ten zapach też go kochała...
- Dobrze, a teraz przekrój w ten sposób... - prowadził jej dłoń z nożem delikatnie i precyzyjnie.
- To ważne, bym umiała to robić? – spytała, obracając warzywo.
- Nie, ale to był dobry pretekst do tego, by cię trochę bezkarnie poobmacywać – wymruczał, sunąc ustami po jej szyi.
Zaśmiała się lekko, czując w całym ciele słodki dreszcz. Nie spali ze sobą od pięciu dni... Tęskniła za tym... Cholernie!
Może jednak powinna się opierać. W końcu nie wyjaśnił jej, dlaczego przez tyle czasu trzymał ją na dystans....
Nie chciała, albo nie umiała tego zrobić.
Kochała go i chciała się z nim kochać.
Długo i bardzo namiętnie.
- Bądź grzeczną uczennicą i nie przestawaj – nakazał, odrywając ręce od jej dłoni i wsuwając je pod jej koszulkę.
Jęknęła cicho, gdy sięgnął nimi do piersi i pomasował je z czułością.
- Chcesz, żebym obcięła sobie palec? – spytała.
- Nie... Chcę tylko ciebie! Tutaj, teraz, zaraz – powiedział, odwracając ją gwałtownie do siebie i całując z żarem.
Wplotła drżącą dłoń w jego włosy, gdy przeniósł usta na jej szyję, by ssać i kąsać jej wrażliwą skórę.
- Sypialnia... - jęknęła, gdy szybko wsunął rękę pomiędzy jej nogi.
- Za daleko – odparł, jednym ruchem strącając deskę z na wpół pokrojoną papryką na ziemię.
Nóż wypadł jej z dłoni z głuchym łoskotem, gdy obejmowała jego ramiona.
Pisnęła cicho, gdy zerwał a niej legginsy i majtki, a potem posadził ją na zimnym blacie.
Znów zaczął namiętnie całować jej szyję, a zaraz potem wrócił do jej ust, biorąc je we władanie bez chwili zawahania.
Hermiona poczuła, jak coś ciepłego przesunęło się po boku jej nogi. Sięgnęła tam dłonią, nie odrywając się od jego ust, ale okazało się, że tylko oparła się o drewnianą łyżkę do mieszania. Odrzuciła ją gdzieś w dal i znów pozwoliła się mu porwać do kolejnego cudownego pocałunku.
A później po raz pierwszy, oddała się swojemu mężowi tak zupełnie całkowicie.
Ciałem, duszą i sercem...
Nie było już ani skrawa niej, którego by nie posiad na własność.
Kochała go...
I miała cichą nadzieję, że być może i on kiedyś pokocha ją.
💢💢💢
Obudziła się nie w nieznanej sobie sypialni. Nerwowo przełknęła ślinę. Czyżby po latach znów tak się upiła, że zgubiła majtki z jakimś przypadkowym kolesiem?
Wyraźnie czuła dużą dłoń na swoim biodrze... O kurwa! Tylko nie to!
Ale zaraz! Przecież nie odczuwała kaca, nie łupało jej w głowie, ani nie czuła się wymięta i sponiewierana...
Uniosła się i spojrzała na leżącego za nią mężczyznę. Odetchnęła lekko z ulgą i uśmiechnęła się. Neville...
No tak. Zabrał ją wczoraj na kolację do cudownego ogrodu, gdzie długo i pięknie opowiadał jej o swoich ulubionych roślinach, a potem zaprosił ją do siebie na pożegnalnego drinka, obiecując odprowadzenie poza pole antyteleportacyjne.
Odprowadził ją później, ale do swojej sypialni, gdzie dał jej kolejny najlepszy orgazm w życiu. Był cudownym, bardzo czułym i namiętnym kochankiem.
Coraz mocniej docierało do niej, jak mocno zabrnęła w tę relację...
Wysunęła się delikatnie spod pościeli, próbując zlokalizować swoje rzeczy. Powinna, jak najszybciej zniknąć, tak by oszczędzić im krępującej rozmowy...
Bo w sumie sama nadal nie wiedziała, na czym oni stoją w tej całej historii.
- A ty dokąd? – spytał, łapiąc ją za ramię i wciągając z powrotem do łóżka.
- Już rano... Nie powinnam...
- Nie wygaduj bzdur, nie wypuszczę cię stąd do poniedziałku – zaśmiał się prosto do jej ucha.
- Nie mogę... - westchnęła z delikatnym uśmiechem.
- Oczywiście, że możesz... - zamruczał, wiodąc dłońmi po jej ciele.
Pansy sięgnęła to tyłu ramieniem, chcąc go pogłaskać. Nagle jednak wyczuła, że Neville wyraźnie zesztywniał.
- Coś się stało? – spytała odwracając się do niego.
Kątem oka zauważyła, jak dość pobladły wgapia się w jej lewe przedramię.
Przełknęła nerwowo ślinę. Zaklęcie maskujące musiało się w nocy wyczerpać, a ona nie zdążyła rzucić nowego. Zauważył jej mroczny znak...
- Nev...
- Poleż jeszcze trochę, a ja muszę skorzystać z łazienki. Zaraz wrócę – powiedział, wstając nadspodziewanie szybko.
Po chwili drzwi po drugiej stronie pomieszczenia zamknęły się z głuchym klapnięciem.
Pansy przełknęła łzy... Myślała, że się domyślił. To prawda, że zawsze nosiła zaklęcia maskujące i długie rękawy, ale... O Salazarze!
Zerwała się z łóżka i czując pierwsze słone krople na policzkach i szybko odszukała swoja różdżkę. Ubrała się za pomocą zaklęcia, przywołała torebkę i wybiegła z jego małego domu na obrzeżach Londynu.
Zalewając się łzami, teleportowała się do jedynego miejsca, gdzie mogła teraz znaleźć pocieszenie.
💢💢💢
Wplatała palce w jego wilgotne włosy i patrzyła w płonące żądzą oczy. Naprawdę odbijali sobie z nawiązką, te kilka dni z dala od takich przyjemności.
Poruszał się szybko, coraz bliższy spełnienia, a ona ciasno obejmowała jego biodra swoimi nogami. Czuła, jak jej gorące wnętrze zaczyna przyjemnie mrowić i pulsować. Jeszcze chwila, a znów wykrzyczy lub wyjęczy jego imię w uniesieniu...
- O Salazarze... Skarbie... - wyszeptał namiętnie, a jego oczy powoli zasnuwały się mgłą.
- Smoku? Herm? Jesteście? – zawołał ktoś z salonu.
Obydwoje zamarli w pół ruchu.
- No kurwa, nie w takim momencie! – warknął Draco, wyraźnie rozzłoszczony.
- Zaraz przyjdziemy Pansy! – odkrzyknęła, próbując uspokoić oddech.
- Cholerne bariery! Dziś wykluczam z nich wszystkich, tak jak było kiedyś! – klął, odsuwając się od niej z wyraźną niechęcią.
- Szybciej! Ubieraj się! – ponagliła go, wstając i doskakując do szafy.
- Już się pewnie domyśliła, że nam przerwała. Ma tylko tyle szczęścia, że tu nie wlazła! – marudził, przeciągając przez głowę biały t-shirt.
- Musiało się coś stać, skoro zjawiła się tutaj tak wcześnie – domyślała się, zapinając stanik.
- Chyba masz rację – westchnął sfrustrowany, po czym pierwszy wyszedł z sypialni.
💢💢💢
Hermiona szybko narzuciła na siebie jakąś sukienkę i klapki, po czym udała się do salonu.
Zastała Pansy, przytulającą się do Dracona, całą we łzach.
- Panss, co się stało? Pokłóciłaś się z Nevillem? – zapytała, podchodząc bliżej i kładąc jej dłoń na ramieniu.
Pansy odwróciła się i objęła Hermionę i teraz to w jej ramię płakała.
Draco pomógł jej odprowadzić przyjaciółkę na kanapę i posadzić ją tak, by nadal mogła się wypłakiwać w Hermionę, a sam poszedł do kuchni, by nastawić ekspres do kawy i po chwili przynieść im duży karton chusteczek.
- Przepraszam – wyszeptała Pansy, odrywając się od niej i sięgając po chusteczkę.
- Opowiesz nam, co się stało? – poprosiła łagodnie Hermiona.
- Mroczny znak... - wyznała z bólem.
Hermiona popatrzyła niepewnie na stojącego nieopodal z założonymi rękami Dracona.
- Co z nim? – spytał.
- Neville go zobaczył – westchnęła ciężko.
- Dopiero teraz? – zdziwiła się Hermiona.
- Zaklęcia maskujące i długie rękawy... Nie sądziłam... - powiedziała, znów ocierając łzy.
Hermiona spięła się nieco. Domyśliła się, co Neville poczuł, gdy go odkrył...
- Jeśli to mu przeszkadza, to jest największym idiotą na świecie! To tylko głupi tatuaż! Masz tyle wspólnego z prawdziwymi śmierciożercami, co ja z Potterem! – zdenerwował się Malfoy.
- Draco... - Hermiona spojrzała na niego i delikatnie pokręciła głową.
- Herm, czy ty coś wiesz...? Powiedz mi! Ja muszę wiedzieć! – poprosiła płaczliwie Pansy, mocno ściskając jej dłoń.
- Neville nie opowiadał ci o rodzicach? – spytała cicho.
- Nie... Ale oni nie żyją, prawda? Wychowywała go przecież babcia – mówiła Pansy.
- Żyją. Są w klinice we Francji. Udało nam się ich tam przenieść przed upadkiem Munga na początku wojny – wytłumaczyła spokojnie.
- W klinice? – powtórzył Draco.
- W czasie pierwszego panowania Voldemorta, śmierciożercy ich torturowali... Tak długo, aż postradali od tego zmysły... - wyszeptała.
- O kurwa! To rodzice Longbottoma, byli tymi, których tak załatwiła Bella i Rudolf? – Draco złapał się za głową.
- O nie...! Co ja sobie myślałam?! – Pansy na nowo zalała się łzami, łkając w ramię Hermiony.
- Pansy... On na pewno był świadom tego, że masz ten znak. Może tylko się nieco spiął, gdy go zobaczył – mówiła, gładząc włosy przyjaciółki.
- Przestań! Nie może się związać z kobietą, która należała do bandy, która odebrała zdrowie jego rodziców! - szlochała rozgoryczona.
- Przecież dobrze cię już poznał, wie, że jesteś inna... - wtrącił łagodnie Draco.
- Powinnaś mnie była ostrzec! – Pansy z wyrzutem popatrzyła na Hermionę.
- Kompletnie nie wzięłam tego pod uwagę... - przyznała szczerze.
Jej mroczny znak Malfoya w ogóle nie przeszkadzał, bo traktowała go właśnie jako nieco mroczny tatuaż. Nawet poniekąd seksowy tatuaż. Lubiła gładzić jego kontury opuszkami palców, gdy leżeli razem w łóżku. Nigdy nie sądziła, że to może stać się przeszkodą w relacji Pansy i Nevilla...
- Polej mi coś Smoku! – Pansy wskazała na barek.
- Najpierw jakieś śniadanie... - zdecydował Draco.
- Nic z tego! Dwaj whisky, albo opowiem Hermionie coś kompromitującego na twój temat, a wiesz, że mam tego całe tomy – Pansy uśmiechnęła się blado i otarła łzy.
Malfoy skrzywił się pod nosem, ale ku zdziwieniu Hermiony, podszedł do barku i obficie napełnił szklaneczkę.
Trochę żałowała, że Pansy jednak nie zechciała się podzielić z nią jakąś smakowitą historią. Jednak to zapewne nie był dobry czas na to. To nic, może kiedyś sama ją o to wypyta.
💢💢💢
Pansy przez dwie godziny szlochała w jej kolana, raz po raz prosząc o dolewkę whisky. Hermiona strasznie współczuła przyjaciółce. Nie wiedziała jednak jak jej pomóc...
Głaskała ją i pocieszała, aż wreszcie Parkinson zasnęła.
- Może powinnam pogadać z Nevillem? – spytała cicho, nakrywając kobietę kocem.
- Sam nie wiem, czy dobrze jest się wtrącać... – westchnął Draco.
- Zobaczymy, co przyniesie poniedziałek – Hermiona rozmasowała obolały kark.
Draco podszedł do niej i przyciągnął ją do siebie.
- A teraz rzuć zaklęcie wyciszając na sypialnie i chodź... - zamruczał.
Hermiona otworzyła oczy w szoku.
- Twoja załamana przyjaciółka śpi na naszej kanapie, a ty nadal masz w głowie tylko jedno? – warknęła.
- Od przeszło dwóch godziny cierpię tu prawdziwe męki! Na pewno nie zamierzam znosić tego dłużej! – wyszeptał, pochylając się i sprawnym ruchem przerzucając ją sobie przez ramię.
Hermiona ledwo zdusiła pisk, a później chęć głupiutkiego chichotu. Jej mąż naprawdę bywał nieco szalony...
💢💢💢
Pansy wróciła do zamku dopiero po śniadaniu w niedzielę, nadal smutna i ponura, niemniej zapewniła ich, że nie muszą z nią jechać.
Resztę weekendu spędzili, jak zwykle i Hermiona powoli dochodziła do wniosku, że wszystko wracało do normy. Nie miała pojęcia, dlaczego Draco zachowywał się tak względem niej przez ponad połowę tygodnia, ale gdy tylko próbowała o tym wspomnieć, on dosłownie rzucał się na nią i zamykał jej usta pocałunkiem, mówiąc jej, żeby nie psuła chwili, bo jest cudownie...
Po iluś takich akcjach, poddała się w obawie, że w poniedziałek nie dotrze o własnych siłach do ministerstwa, po takim namiętnym weekendzie.
💢💢💢
Starała się pracować, ale jej myśli wciąż błądziły przy ostatnich wydarzeniach. Czy jej życie nigdy nie miało się już dobrze ułożyć? Czy to była kara za przeszłość? Za błędy młodości i w sumie też za te niedawne?
Sama nie wiedziała.
Rozległo się pukanie i w drzwiach pojawiła się jej asystentka.
- Masz gościa – oświadczyła jej Anett i nie czekając na jej zgodę, wpuściła Nevilla do jej pokoju.
- Cześć – przywitał się.
- Hej – odpowiedziała, szybko wstając.
Mimowolnie zarejestrowała, że wyglądał na zmęczonego i nieco bladego. Doskonale wiedziała, że ona nie prezentowała się wcale lepiej. Nawet zaklęcie maskujące ślady łez, specjalnie nie pomogło.
- Mogę usiąść? – zapytał cicho.
- Tak, oczywiście! – zreflektowała się szybko, dopiero po sekundzie uświadamiając sobie, że tylko stała i się na niego gapiła.
No cóż... W sumie nie spodziewała się, że przyjdzie, więc to nic dziwnego, że nie była na to przygotowana.
Pansy również usiadła i uśmiechnęła się nerwowo.
- Napijesz się czegoś? – spytała.
- Nie, dziękuję. Przyszedłem się tylko dowiedzieć, dlaczego w sobotę uciekłaś... – Neville popatrzył na nią przenikliwie.
- Dobrze wiesz, dlaczego – odpowiedziała, zła na siebie za zdradziecko słaby głos.
- Pansy...
- Nie – przecząco pokręciła głową. – Przepraszam cię, ale naprawdę nie wiedziałam... o... Dopiero Hermiona, mi wyjaśniła... - jąkała się, heroicznie walcząc ze łzami.
Neville wyglądał, jakby się wahał czy wstać i do niej podejść. Była jednak wdzięczna za to, że tego nie zrobił, bo jak nic wtedy rozsypałaby się przed nim w pył.
- To nie ma żadnego znaczenia – powiedział cicho, opuszczając ramiona, jakby spadł na niego nagle wielki ciężar.
Pansy uśmiechnęła się smutno.
- Jesteś pewien, że nie ma?
Neville otworzył usta, ale od razu je zamknął... Westchnął ciężko i nerwowym gestem poszarpał włosy.
- Przepraszam, że trochę namieszałam ci w życiu – powiedziała, czując jak coś wewnątrz niej szarpie się boleśnie.
- Panss... - jego głos był przepełniony bólem.
Widziała, jak wewnętrznie walczył ze sobą. Naprawdę był tym rozdarty. Nie chciała tego dla niego. To był jeden, z dwóch najlepszych facetów jakich w życiu poznała. Nie chciała, by przez nią cierpiał.
- Życzę ci wszystkiego najlepszego – powiedziała, wstając i tym samym dając mu sygnał, że czas wyjść.
Longbottom powoli podniósł się z krzesła.
- Może po prostu potrzebujemy... - zaczął.
- Do widzenia, Neville. Miłego dnia – powiedziała najbardziej neutralnym tonem, na jaki było ją teraz stać.
Zacisnął usta w wąską kreskę, ale po chwili delikatnie skinął głową.
- Do zobaczenia, Pansy – odpowiedział, po czym odwrócił się i szybko wyszedł, mocno zatrzaskując za sobą drzwi gabinetu.
Osunęła się na krzesło i ukryła twarz w dłoniach. Wiedziała, że dokonanie aborcji, to był najgorszy dzień jej życia, niemniej ten chyba właśnie uplasował się tuż za nim...
CZYTASZ
Dramione - Rozejm [Zakończone]
FanfictionWojna. Dekada walki, bólu i cierpienia. Nagle pada propozycja ugody - wspólnej budowy nowego świata. Rozejm - jedyna nadzieja na lepsze jutro. Jednak nim do niego dojdzie, trzeba będzie poświęcić coś bardzo cennego. Czy to się uda? Czy taki układ...