XXXI

303 24 26
                                    

NADIA

Obudziłam się dość wcześnie. Znaczy, względnie wcześnie, bo około dwunastej. No ale poszłam spać po piątej rano, więc było wcześnie, tak? Nie ważne. W każdym razie obudził mnie zapach tostów z dżemem i kawy, dochodzący ze stolika, stojącego naprzeciwko łóżka. Wtedy naprawdę wyraźnie poczułam, że ostatni posiłek jadłam jakieś dwanaście godzin wcześniej i był nim batonik proteinowy, znaleziony na dnie torby. W skrócie - byłam naprawdę bardzo głodna.

- Dom? - szturchnęłam łokciem chłopaka, leżącego obok mnie.

- Hmm...? Śpię. - mruknął i wtulił się mocniej w poduszkę.

- Dominic, jest prawie dwunasta, godzinę temu mieliśmy się zbierać i zostało nam jakieś piętnaście minut do końca doby hotelowej! - zirytowałam się i chamsko wyrwałam poduszkę spod głowy Harrisona.

- No ej, ja się tak nie bawię... - próbował mi ją z rąk, więc natychmiast poleciała na drugi koniec pokoju. Ups?

- Wstawaj, Dommy, nie mamy czasu już! - marudziłam, pośpiesznie wrzucając wszystko do walizek. I tak wieczorem znowu się rozpakujemy, więc co za różnica, co będzie w której?

- Nienawidzę cię, przysięgam... - wyjęczał idąc do łazienki.

- Masz trzy minuty! - uprzedziłam. - Jak się nie wyrobisz, to będziesz sam znosił torby. - ha, to się nazywa motywacja idealna

- Będziesz się smażyć w piekle, okropna kobieto! - spojrzał na mnie najbradziej morederczo, jak potrafi, po czym trzasnął drzwiami

Jak dziecko...

Dziesięć minut później oboje byliśmy już gotowi, by wsiąść do taksówki, która miała zawieźć nas na lotnisko, skąd mieliśmy polecieć do Londynu. Kilka małych koncertów dzień po dniu, potem parę dni odpoczynku, podczas których mieliśmy połazić z chłopakami po ich dawnych ulubionych miejscach. Rodzice Dominica powiedzieli, że możemy się zatrzymać u nich, więc niemartwiliśmy się o hotel i żarcie. I to fajne, bo Jake przestał marudzić. Ale też stresujące, no bo miałam poznać rodziców mojego...
No w sumie, to mojego - kogo?
To nie związek.
I w sumie to fajnie, bo mamych chemię na scenie i nie tylko, lubimy się, przyjaźnimy w sumie.
Wielu oddałoby wiele za taką przyjaźń.
Ale ja chciałabym, żeby to był związek, a nie przyjaźń.

Kurwa.

- Hej słońce! - Elle oplotła mnie ramionami, gdy tylko zeszłam ze schodów. - Jedziesz ze mną, nie przyjmuję odmowy. Musimy pogadać. - popatrzyła na mnie tak poważnie, jak jeszcze nigdy. Powinnam się bać?

- Ej, laski, macie jeszcze jedno wolne miejsce? - Liv podeszła do nas, wpatrzona w telefon.

- Dla ciebie zawsze. - powiedziałam przesadnie słodko, a dziewczyny zachichotały. - Będziesz się tłumaczyć, wiesz o tym? - nawiązałam do tego, że nic nigdy nie wspomniała o tym, że jest w związku.

- A wiesz, że ty się będziesz tłumaczyć z nocnego wypadu? - Elle spojrzała na mnie z uśmieszkiem typu "ja wszystko wiem", a Olive otworzyła usta ze zdziwienia.

- O CZYM JA NIE WIEM? - popatrzyła na nas podejrzliwie, a ja poczułam, jak krew zalewa mi policzki.

- Otóż, kochana, nasza droga Nanusia razem ze swoim chłopakiem-nie-chłopakiem, dzisiaj w nocy...

- Zatkaj się! - zakryłam jej usta ręką, którą natychmiast obśliniła. - Fuuuuj... - parsknęłyśmy śmiechem.

- I tak wszystkiego się dowiem. - czarnoskora tancerka zmrużyła oczy. - To chyba nasza. - wskazała na taksówkę, która właśnie podjechała, a ja jęknęłam, bo to oznanczało początek tortur.

FOR A HYPE {YUNGBLUD} || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz