XXXII

304 24 23
                                    

NADIA

Samochód szybko sunął gładką drogą, prowadzącą prosto do Doncaster. Poza drobnymi wybojami droga była całkiem przyjemna - z jednej strony, za oknem miałam piękne widoki, mnóstwo drzew, pól i kolorowych łąk, a z drugiej cholernie pociągającego, skupionego na drodze chłopaka, który co jakiś czas nucił pod nosem pisenki z radia. Mimo to, i mimo jego ręki, od prawie dwóch godzin spoczywającej na moim udzie, moje samopoczucie było fatalne. Cholerna zmiana czasu, jedenaście godzin do tyłu! Istny koszmar. To jest obrót zegara biologicznego o sto osiemdziesiąt stopni! Wobec tego, wyglądałam, jak siedem nieszczęść i przysypiałam, oparta o chłodną szybę samochodu, po której spływały krople deszczu. Tak jak się spodziewałam, Londyn przywitał nas pełnym zachmurzeniem, które już po kilku minutach zamieniło się w ulewę, która chyba postanowiła nas gonić, bo od godziny jej nasilenie wcale się nie zminiejszało, wręcz przeciwnie. Wobec tego wyglądałam fatalnie z napuszonymi, poatrganymi włosami, rozmazanym makijażem, pogniecionymi mokrymi ubraniami i wodą chlupiącą w butach. Idealnie na spotkanie z przyszłymi teściami-nie-teściami.

- Daleko jeszcze? - jęknęłam, przeciągając się w fotelu, kiedy minęliśmy kolejny znak, zachęcający do zjazdu z autostrady.

- Tak. - Dominic natychmiast uciął rozmowę, ale na jego twarzy zabłąkał się lekki uśmieszek.

- Dom... - dźgnęłam go łakociem w żebra. - Daleko?

- Wystarczająco daleko, żebyś zdąrzyła się przespać. Widzę, że jesteś zmęczona. - pogłaskał mnie po nodze.

- Nie chcę spać, ja czuwam. I nie pójdę spać, bo jak nikt nie będzie do ciebie mówił, to też zaśniesz i nas zabijesz.

- Dzięki, że wierzysz w moje umiejętności.

- Zawsze i wszędzie, honey. - cmoknęłam go w policzek, na co nareszcie szeroko się uśmiechnął.

- Za trzy kilometry będzie McDonald's. Chcesz coś do jedzenia? - spytał jakgdyby nigdy nic, a ja popatrzyłam na niego z szeroko otwartymi oczami.

- Czyli najpierw mówisz mi,  żebym poszła spać, a dopiero potem, że zaraz będzie fastfood?! - prychnęłam z wyrzutem, a chłopak przewrócił oczami.

- Nie mówiłaś, że chcesz jeść.

- A ty w ogóle nic nie mówisz, odkąd stanęliśmy na lotnisku. - założyłam ręce na piersi. Coś było nie tak.

- No i co?

- I zdobyli kurwa ten klasztor benedyktynów. - warknęłam, a chłopak posłał niezrozumiałe spojrzenie. - Nie ważne. Co się stało?

- Przecież mówię, że nic. - zabrał rękę z mojego uda i położył napiętą rękę na kierownicy. Oho, ktoś tu się wkurza.

- Nie jestem ślepa, Dominic. Przestań mówić, że nic się nie dzieje, bo i tak ci nie uwierzę! - zirytowałam  się, ale na nim nie zrobiło to większego wrażenia, więc w ciszy podjechał do okienka, w którym zamówił to, co zwykle.

- Zapchaj się tym. - wcisnął mi moje frytki i burgera.

- O co ci kurwa chodzi?! - uniosłam głos. - Zrobiłam ci coś?

- Tak.

- Aha? To ciekawe, że ja nic nie zauważyłam.

- No właśnie. I o to chodzi. Że ty nic nie widzisz. I pewnie nigdy nie zobaczysz.

- Słucham? - wydukałam przez ściśnięte gardło, czując jak pierwsza łza spływa po moim policzku. Szybko ją otarłam.

Nie jestem aż tak słaba.

FOR A HYPE {YUNGBLUD} || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz