XV

574 39 32
                                    

DOMINIC

Słońce chyliło się ku zachodowi. Chmury, układające się w puszyste warstwy, tworzyły barwną otoczkę wokół lśniącej kuli. Biel, przechodząca przez róż, pomarańcz i fiolet, mieszający się z błękitem nieba, spowijała starówkę, rzucając ostatnie ciepłe promienie słońca. Bajkowa poezja barw dodawała miastu jeszcze więcej romantyzmu. Barcelona aż pachniała miłością.

-¡Buen provecho! - powiedział kelner, stawiając przed Nadią pachnący makaron z sosem.

- Gracias! - odparła, a mężczyzna odszedł w stronę wejścia do wnętrza restauracji.

- Jak tu pięknie... - westchnęła dziewczyna po kilku minutach.

Miała rację. Niewielki balkon jednej z barcelońskich restauracji dawał idealny widok na stare miasto. Wokół metalowej balustrady owinięte były ledowe kule, rzucające delikatne światło na stoliki ustawione na drewnianej podłodze.

- Dlatego właśnie cię tu zabrałem. - odparłem, popijając wino z kieliszka.

- Powiedz mi tylko, Dom... Jak mam traktować to... To spotkanie? - zapytała, unosząc do ust bordowy napój.

- Tak, jak chcesz. - wzruszyłem ramionami, na co Nadia przewróciła oczami.

- Czyli to jest randka, czy nie?

Zagięła mnie, serio. Nie spodziewałem się, że o to zapyta. No bo okej, to miała być randka, ale cholera, co jeśli ona nie chce?

- A chciałabyś, żeby to była randka, czy nie? - okej, chyba wybrnąłem.

- Chciałabym. - odpowiedziała, a moje serce  zabiło trzy razy szybciej.

Może masz migotanie przedsionków?

- O.

Debilu, ogarnij się! Jesteś dorosłym, doświadczonym facetem, a nie dzieciakiem, którego pierwszy raz w życiu podnieciła koleżanka z klasy! Pamiętaj, wyluzuj i zachowaj spokój. Znasz tą dziewczynę, ona zna ciebie, więc będzie dobrze.

Chyba...

- Dominic, czy ja ci przeszkadzam? - zapytała poirytowana Nana i wtedy zorientowałem się, że chyba coś do mnie mówiła.

- Co? Tak. CO?! Nie, nie, nie! - iiiiii nagroda debilu roku trafia do Dominica Harrisona!

- Hm. Aha. - dziewczyna spuściła wzrok z powrotem na talerz i głęboko westchnęła.

- Nana, ej. - no przecież chyba teraz nie strzeli focha. - Sorry, zamyśliłem się.

- Okej. - odpowiedziała i wsunęła do ust porcję spaghetti.

Aha, zostałem olany...

Ona też, gamoniu.

- Nadiaaaa... - jęknąłem.

No weź, nie fochaj się!

- Nana no... - mruknąłem i kiedy nadal nie podnosiła wzroku z nad posiłku, z wahaniem chwycilem ją za rękę.

- No nie bądź taka! - zacząłem gładzic miękką skórę dziewczyny, co wreszcie wywołało na jej twarzy uśmiech.

- Okej, dobra. Po prostu mnie nie ignoruj. - odpowiedziała, splatając nasze palce.

Idealnie.

- Chodźmy gdzieś.

- Co? - zmarszczyła brwi. - No okej.

FOR A HYPE {YUNGBLUD} || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz