XXXVIII

274 18 27
                                    

Najlepszy cover "Paparazzi" n u can't change my mind

Mogą być błędy, bo usypiam na stojąco, ale obiecałam sobie, że wrzucę, więc wrzucam
Miłego czytania <3


NADIA

- Nadia… - Dominic złapał mnie za rękę, kiedy weszliśmy do domu, więc natychmiast się wyrwałam. – Proszę cię, nie gniewaj się…

- Odpierdol się Harrison, dobrze ci radzę. – zaczęłam iść po schodach na piętro.

- A jak nie, to co?

- To co? To możesz o mnie zapomnieć. Chociaż patrząc na to, co odjebałeś, to zaczynam się zastanawiać, czy to coś między nami było prawdziwe. Więc może „zapomnij o mnie” jest dla ciebie powodem do ulgi. Nie wiem, cokolwiek. – w moich oczach zebrały się łzy, które usilnie starałam się zignorować, więc złośliwie wolno zaczęły spływać po moich policzkach.

- Nana, daj mi się…

- Wytłumaczyć? Nie, spierdalaj. Nienawidzę cię, Dominic. – warknęłam na odchodne i pobiegłam na górę, by ostatecznie trzasnąć wyraziście drzwiami, po czym upaść bez siły na łóżko i płakać do utraty tchu.

Nie nienawidziłam go. Nie potrafiłam. I to sprawiało, że cierpiałam jeszcze bardziej.

- Mamo, ja muszę…! – usłyszałam wzburzony glos, dochodzący z korytarza.

- Daj jej ochłonąć, synku. Ty też się uspokój. No już, spokojnie… - jestem pewna, że teraz kołysząc go w ramionach, starała się zaprowadzić go do sypialni. Chciałam do niego pobiec, przytulić, pocałować, ale w głowie cały czas miałam sytuację na lotnisku, która tak cholernie mocno złamała mi serce. Nie umiałam przestać o tym myśleć.

- Nadia? – usłyszałam pukanie do drzwi. Wiktoria. – M-mogę wejść?

- Proszę. – mruknęłam, a drzwi powoli się otworzyły. Stała w nich moja siostra, trzymająca tacę, na której dostrzegłam parujący kubek.

- Jak się czujesz? – postawiła naczynia na  stoliczku przy łóżku. Okazało się, że na tacy, poza gorącą herbatą były też… katarzynki? Nie wiem, skąd wzięli polskie pierniki w Doncaster, ale to była najbardziej urocza rzecz, jaką ktoś ostatnio dla mnie zrobił.

- Chujowo. – mruknęłam. – I niestabilnie. – opadłam na poduszki. To wszystko  było strasznie męczące, wyczerpujące. Chciałam tylko nie musieć się denerwować. Czy to było tak wiele? Nienawidzę stresu i od zawsze unikałam go jak ognia, ale zgadzając się na pierwszy koncert, najwyraźniej pozbyłam się spokoju już na zawsze. Nawet teraz w czasie pseudo odpoczynku wszyscy się chyba uwzięli, żeby mnie denerwować. Doceniam próbę odwrócenia uwagi mediów, no ale hej, bez przesady, wystarczyło ogłosić, że zaadoptował na odległość dziecko z Kenii i ludzie zapomnieliby o wszystkim, co się wcześniej wydarzyło.

- Przytulić cię? – zapytała dziewczyna, gramoląc się na łóżko, a ja skinęłam potwierdzająco. Potrzebowałam wtedy czyjejś obecności. A z tych wszystkich ludzi chyba to wciąż Wika, nie będąc w żaden sposób powiązana z Dominicem, najlepiej nadawała się do odgonienia od niego moich myśli.

Naprawdę nie chciałam się nad sobą użalać. Planowałam wziąć tyłek w troki, ogarnąć się i iść dalej z podniesioną głową, ale nie potrafiłam. Każda rzecz, na jaką spojrzałam, budziła we mnie jakieś wspomnienie, w którym – oczywiście – musiałam być z Harrisonem. Wszystko przypominało mi jego. Cóż, to chyba akurat nic dziwnego, patrząc na to, że chwilowo mieszkałam w jego domu, dosłownie ściana w ścianę. Przez następne kilka dni udało nam się wypracować całkiem ładny kompromis – on pierwszy szedł rano do łazienki, ale to ja pierwsza jadłam śniadanie. Co drugi dzień czas do obiadu w domu spędzałam ja, co drugi on. Po obiedzie się zmienialiśmy i to, które wcześniej było w domu, wychodziło. Kiedy on jadł kolację, ja się myłam, on – jak ja już krzyknęłam „dobranoc” i trzasnęłam drzwiami. Przez całe siedem dni nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. W sumie nawet nie widziałam go z odległości mniejszej niż dwadzieścia metrów, kiedy gapiłam się na niego, idącego gdzieś. Z tego, co wyciągnęłam od Elle, swój czas poza domem spędzał z chłopakami w starej fabryce nad jeziorem. Codziennie tam znikali – Dominic, Jake, Tom i Adam. Nikt nie wiedział, co oni tam robią. Nawet Sam! Żaden z czterech muszkieterów nie zamierzał dzielić się tym na forum. Nie żeby mnie to obchodziło, ale… Okej, obchodziło. Jasne, że starałam się nie myśleć o tym, kto roztrzaskał moje biedne serduszko, ale to było silniejsze ode mnie. To tak, jakby mieć szczeniaczka i, słysząc jego kwilenie, nie zastanawiać się, co się stało. Nie mogłam zrozumieć, co go skłoniło, żeby zrobić dosłownie najgłupszą rzecz, jaką w tej sytuacji mógł zrobić. Owszem, czasami zdarza mu się zachowywać irracjonalnie, ale nigdy aż tak i nie w tak ważnej sytuacji! I na dodatek musiał sobie zdawać sprawę z tego, jak bardzo mnie zrani, bo nawet nie zapytał mnie o zdanie. Gdybyśmy najpierw ustalili szczegóły razem, pewnie ostatecznie bym się zgodziła, ale nie zrobiliśmy tego, a on nie dał mi wyboru. Niby mogłabym na lotnisku powiedzieć „nie”, ale zgadnijcie kto wtedy zostałby okrzyknięty „drugą Halsey w życiu Yungbluda” i już na zawsze miał przyklejoną łatkę suki. Nie chciałam tego. Ale też nie chciałam czuć się jak szmata, zgadzając się na idiotyczny układ pod publiczkę. Więc ósmego dnia nie wytrzymałam. A właściwie ósmej nocy.

FOR A HYPE {YUNGBLUD} || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz