XXXIII

252 21 16
                                    

NADIA

- Tadeusz Soplica, syn Jacka Soplicy, czyli księdza Robaka. Miał dwadzieścia lat, kiedy zakochał się w czternastoletniej Zosi, a potem pomylił ją ze swoją ciotką Telimeną, która chętnie przyjmowała zarówno jego zaloty, jak i Hrabiego, który był spokrewniony z facetem, który nie lubił Jacka. – chodziłam po pokoju, na głos przypominając sobie treści lektur, które mogły pojawić się na maturze. – Pojebane. Moment, to ile ona miała lat, jak brała z nim ślub? – zatrzymałam się. – O boziu, za mocne. Coś innego…

Wzięłam do ręki gruby notes, leżący na łóżku. W wakacje zapełniłam kilka takich notatkami ze wszystkich dwunastu lat nauki i, mimo że wtedy wiele razy chciałam sobie odpuścić, bo to była najnudniejsza robota na świecie, teraz byłam sobie wdzięczna, bo żadne repetytorium ani filmiki z YouTube’a nie dadzą tyle, co własne notatki. Szkoda tylko, że przypomniałam sobie o tym, że wypadałoby się pouczyć do matury dwa miesiące przed nią. No cóż, wszystkim się zdarza, nie?

Nie.

- Co my tu mamy? Antyk umiem. Średniowiecze umiem. Romantyzm umiem, młodą Polskę też… Blablabla. Środki stylistyczne? Niech będzie. – wertowałam zeszyt w poszukiwaniu interesującego tematu. Chcąc nie chcąc, coś jednak musiałam umieć. Nawet, jeśli nie zdam, zawsze mogę powiedzieć, że ZDAWAŁAM. I to już będzie coś.

Moje spokojne skupienie, poświęcone czytaniu informacji o epitetach i innych hiperbolach przerwało pukanie, a właściwie walenie w drzwi balkonowe. Przestraszona aż upuściłam notes, który oczywiście natychmiast się zamknął. Więc czekało mnie jeszcze szukanie strony.

Cudownie.

- Kogo niesie? – mruknęłam po nosem, szukając łańcuszka do podnoszenia rolety. Za oknem stał Dominic. Więc zasłoniłam je z powrotem.

- Nie wygłupiaj się… - zapukał jeszcze raz. – Nadia. – oho, zwraca się do mnie pełnym imieniem. Czy to już ten moment, w którym powinnam zachować się dorośle i z nim porozmawiać?

Nah, nie sądzę.

- Mogę wejść? – zapytał jeszcze raz, a ja przewróciłam oczami.

Tak, proszę bardzo. Wejdź sobie przez zamknięte okno. Masz moje zaproszenie.

- Próbuj. – prychnęłam, po czym założyłam słuchawki i rzuciłam się na łóżko, by wrócić do nauki. Niedane mi było jednak nawet znaleźć strony, na której skończyłam, bo wyczułam znajome perfumy. Stanowczo za mocno jak na to, że ich właściciel stał na balkonie.

- Jak ty tu… - wytrzeszczyłam oczy widząc, jak chłopak zeskakuje z parapetu na drewnianą podłogę.

- Lata praktyki. Jak uciekałem na imprezy, nie lubiłem zostawiać otwartego okna u siebie, bo później było mi zimno, więc wchodziłem przez pokój Jem, w którym odkąd pamiętam jest zepsute okno. – wzruszył ramionami, a potem podszedł do łóżka. – To jak, możemy pogadać?

- Nie, spierdalaj. – warknęłam, wciskając słuchawki na uszy. Naprawdę chciałam, żeby dał mi spokój. Potrzebowałam czasu na uspokojenie się i przestrzeni do nauki, a on wbija jak do siebie i jeszcze chce rozmawiać. No szanujmy się trochę.

- Obawiam się, że nie masz wyboru. – powiesił sobie moje słuchawki na szyi, a notatnik zrzucił na podłogę. – Nie chcę się kłócić.

- A ja chcę, więc to uszanuj. – próbowałam podnieść zeszyt, ale uprzedził mnie, zabierając go ze sobą na fotel, w którym usiadł.

- Nie chcesz. Ja to wiem, ty to wiesz i wszyscy to wiedzą. Nie masz argumentów na nie. Musisz się z tym pogodzić. – kpił sobie, a we mnie zbierała się coraz większa wściekłość.

FOR A HYPE {YUNGBLUD} || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz