Rozdział 1

2.1K 132 27
                                    

AFTON

Siedziałem przy stoliku w eleganckiej restauracji, zajadając się smaczną wołowiną, kiedy drzwi lokalu otworzyły się, wpuszczając ją do środka. Jej ciemne loki opadały kaskadą na szczupłe ramiona, tworząc niewidzialną aureolę tajemniczości. Nie sposób było oderwać wzroku od tej zjawiskowej kobiety, zwłaszcza gdy pojawiła się w krótkiej, srebrnej sukience z głębokim wycięciem na plecach. Kiedy przechodziła obok stolika, czułem, jak moje spojrzenie śledziło każdy jej ruch, poddając się jej uwodzicielskiemu magnetyzmu.

Kurewsko wiedziała, jak kusić, a na pewno zdawała sobie doskonale z tego sprawę. Jej pewność siebie emanowała, a ja wodziłem za nią wzrokiem, upajając się jej każdym zalotnym gestem. W innych okolicznościach moglibyśmy stworzyć ciekawy duet, ale ja nie bawiłem się w duety ani związki. Moje pragnienie skupiało się wyłącznie na pieprzonej władzy, ludziach, którzy będą mi składać pokłony i krzyczeli moje nazwisko z miłością na ustach. To było jedyne, czego potrzebowałem do całkowitej satysfakcji.

Urodziłem się po to, aby być wodzem świata, rządzić jak król na swoim tronie. Restauracyjny klimat i elegancja wokół mnie stawały się jedynie tłem dla mojego głównego celu - podporządkowania sobie tego świata według moich własnych reguł.

Ukroiłem kolejny kawałek doskonale przyrządzonej wołowiny, delikatnie wnioskując o smaku każdego kęsa. Mój stolik był umiejscowiony w strategicznym miejscu, skąd mogłem obserwować pannę Moss i jej głośne towarzystwo. Klimat w restauracji tętnił energią rozmów, ale moja uwaga skupiała się na nich - na tych bogatych i nadętych pustakach, pozbawionych elementarnej przyzwoitości w relacjach międzyludzkich.

Ich obecność była jak jedno wielkie, toksyczne przedstawienie. Ławica ludzi, których jedynym celem było pokazanie swojej pozycji społecznej i bogactwa, bez względu na innych wokół. To było jak oglądanie kabaretu, w którym rozrywkę czerpali z upadku innych. Jednak spośród tego chaosu, który rozprzestrzeniał się wokół nich, wynurzało się pewne zadowolenie. Wiedziałem, że niebawem zapanuję nad tym cały chaosem i nieładem, który panował wśród takich osób jak oni.

Planowałem przewrócić ich świat do góry nogami, wymazując z ich rozkapryszonej rzeczywistości iluzoryczne piękno ich złudnych sukcesów. Jednakże, jak żołnierz czekający na właściwy moment do ataku, cierpliwie pozostawałem przy swoim stole, trzymając w dłoni widelec wyczekując momentu, gdy będę mógł przenieść swoje kroki na scenę tego wyrafinowanego teatru społecznego.

Moje ciało napięło się, gdy obok Iris pojawił się wysoki, ciemny blondyn, którego garnitur wydawał się kosztować więcej niż niejedno luksusowe auto. Jego dłonie pewnie znalazły miejsce na wycięciu dekoltu Iris, a delikatny uścisk i pocałunek na jej policzku wzbudziły we mnie falę niepokoju.

Skurwielu, ona jest moją własnością, a ty lepiej trzymaj się od tej dziewczyny z daleka - pomyślałem, czując, jak rośnie we mnie gniew. Czułem, jakby kutas nie zdawał sobie sprawy, że to, co było moje, było jednocześnie zakazanym owocem dla innych.

Miałem ochotę wstać, przywitać go pięścią i wyprowadzić z lokalnej równowagi. Nikt nie powinien dotykać tego, co uważałem za swoje, zwłaszcza że to było moje terytorium, na którym zamierzałem zasiać ziarno władzy i kontrolować każdy aspekt tej gry. Jednak powściągliwość zatrzymała mnie na miejscu, utrzymując pozorną spokojność na mojej twarzy, choć wewnątrz gotowałem się od pragnienia dominacji.

Obserwowałem Iris od jedenastu długich miesięcy, wtajemniczony w każdy zakamarek jej codziennego życia. Jej rytuały i nawyki stały się moimi, znałem je na pamięć. Byłem wszędzie tam, gdzie ona, czując się jak jej cień, który nieustannie chadzał za nią, skrupulatnie nie spuszczając kobiety z oczu. Z każdym dniem utrwalałem swoją rolę, bycia obecnością, której nie sposób ignorować.

Afton - wcielenie złaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz