Część druga - Rozdział 2

209 18 8
                                    

IRIS

Przeciągałam błogą chwilę w wannie, ale moja przyjemność zakończyła się z chwilą, kiedy otworzyły się drzwi. Chciałam szybko sięgnąć po ręcznik, ale Afton zabrał mi go brutalnie. Zamknęłam oczy, starałam się zachować spokój i wzięłam głęboki oddech. Choć na moim języku tłoczyły się brzydkie słowa, postanowiłam być miła dla mojego oprawcy. Wstałam z wanny, nie zasłaniając swojego za siniaczonego ciała, czekając na moment, kiedy Walker odda mi ręcznik.

Ta chwila trwała dla mnie zbyt długo, a spojrzenie Walkera wbijało się we mnie, lustrując każdy kawałek mojej skóry. Choć czułam zażenowanie, nie mogłam się złamać. To był moment, w którym zaczynałam swoją grę o wolność, a każdy ruch musiał być przemyślany. Nie, teraz kiedy próbowałam zdobyć, choć odrobinę przewagi nad nim.

Chłodne powietrze pomieszczenia i świadomość, że byłam znowu pod jego kontrolą, przeszyły mnie jak lodowe strzały. Afton, trzymając ręcznik, obserwował mnie z uśmiechem na twarzy, który mówił więcej niż tysiąc słów.

- Podobał ci się moment wolności? – zapytał, jakby wiedział, że tamten krótki czas na dziedzińcu był dla mnie jak promyk światła w ciemności.

Nie odpowiedziałam. Wzięłam od niego ręcznik i szybko owinęłam się nim, chcąc zatuszować poczucie nagiej bezbronności. Po chwili stwierdziłam, że mały dialog pomiędzy nami mógł pomóc mi w tej więziennej sytuacji.

- Dziękuję, że mogłam się odświeżyć.

Afton podał mi zestaw ubrań, które były zaskakująco czyste i schludne. Dżinsy były nowe, tak jak i podkoszulek, a ciepła bluza wydawała się jeszcze pachnieć świeżością sklepowych półek. Nawet bielizna, skarpetki i tenisówki, które znalazłam w paczce, wydawały się nigdy wcześniej nieużywane. To było jakby odstąpienie od jego sadystycznych praktyk, chociaż nieśmiało zaczynałam zastanawiać się, co za tym stoi. Czy to nowy sposób na złamanie mojej woli, czy może próba zmylenia mnie? Odpowiedzi na te pytania przemykały mi po głowie, ale byłam zbyt zaniepokojona, by dociec intencji Aftona.

- Masz dziesięć minut na to, by się ubrać i nasmarować swoje siniaki maścią. – powiedział, po czym bez słowa opuścił pomieszczenie.

Patrząc na zestaw ubrań, zaczęłam rozważać możliwe scenariusze. Dżinsy, podkoszulek i bluza wydawały się zbyt normalne w kontekście mojego obecnego więzienia. Nawet dostarczona maść na siniaki budziła we mnie mieszane uczucia. Jego nagłe odstępstwo od sadystycznych praktyk niepokoiło mnie bardziej niż wcześniejsze chwile okrucieństwa. Nie wiedziałam, co oczekiwał, ale instynktownie czułam, że to nie był zwykły przejaw dobroci. Musiał być jakiś ukryty cel, a to tylko podsycało moje niepokoje. Czy próbował osłabić moją czujność, czy może testować moje reakcje? Zawieszona między strachem a nadzieją, zaczęłam przygotowywać się na to, co miało nadejść.

Gdy już byłam gotowa do wyjścia, chciałam złapać za klamkę, drzwi nagle się otworzyły. Przede mną stał Afton z poważną miną, a moje serce zabiło mocniej, niepewne tego, co miał mi do przekazania. Przeszło mi przez myśl, że może znów chce zacząć swoje znęcanie, ale ku mojemu zdziwieniu, zaczął mówić.

- Posłuchaj uważnie, Iris. Dziś masz szansę na coś, co może poprawić twoją kondycję. Ale pamiętaj, jedno złe posunięcie i skończysz jeszcze głębiej w tym bagnie. – Jego głos brzmiał surowo, a spojrzenie było ostrzejsze niż zwykle. Ciekawość i obawa mieszały się we mnie, gdy czekałam na kolejne jego słowa. – Zjemy dziś razem kolację. Musisz nabrać sił, bo martwa mi nie będziesz do niczego potrzebna. – złapał mnie za łokieć i pociągnął za sobą.

- Czym twój przejaw dobroci się objawia? Jeśli masz mnie później po kolacji torturować, to odpuszczę kolację. – powiedziałam i wyrwałam się z jego uścisku.

- Powiedzmy, że dziś ci odpuszczę i pozwolę na normalny wieczór w moim towarzystwie. – uśmiechnął się do mnie tak, jak to robił na początku naszej znajomości. Gdy zbliżaliśmy się do miejsca, gdzie miała odbyć się kolacja, nie mogłam pozbyć się myśli, że to jakiś nowy element jego zimnego planu.

Spojrzałam na niego intensywnie, jakbym chciała wyczytać to, co chodziło mu po głowie. Jego oblicze pozostawało jednak nieczytelne, a ja czułam się jakby wchodziła na niebezpieczne terytorium. Mimo wszystko zdecydowałam się na posłuszeństwo, bo byłam bardzo głodna i chciałam zjeść coś ciepłego. Nie wiedziałam kiedy, trafi mi się kolejna taka okazja na pożywny posiłek, więc zmusiłam się do zaufania, choć na moment, że może rzeczywiście istnieje w nim iskierka ludzkości.

- Mam nadzieję, że nie chcesz mnie otruć? – zapytałam, czym wywołałam w nim gniew.

Jego spojrzenie stawało się coraz bardziej mroczne, a ja zdawałam sobie sprawę, że może to być groźna gra.

- Jeśli nie chcesz jeść, to zaprowadzę cię do twojego pokoju. – ponownie mnie złapał za łokieć i odwrócił w swoją stronę. – Więc jak? Jesz ze mną, czy wracasz do tej nory? – przełknęłam głośno ślinę.

- Zjem z tobą.

- Dobrze, to zapraszam do kuchni, w której czekają produkty do przyrządzenia kolacji.

- Ja mam ci gotować? To dlatego zaproponowałeś mi kolację? – nie mogłam uwierzyć w to, co powiedział.

Zafascynowany własną perfidią, Afton się uśmiechnął.

- Wtedy będziesz miała pewność, że cię nie zabiję. - Jego śmiech brzmiał jak echo pustego zakątka, gdzie znikła wszelka ludzka empatia.

W kuchni znalazłam zestaw składników, które miały posłużyć do przyrządzenia kolacji. Afton bezczelnie sięgnął po butelkę wina, otworzył ją i nalał dwa kieliszki. W jego spojrzeniu wibrowała zimna determinacja, a ja czułam się jak zakładnik przyrządzający posiłek dla swojego porywacza.

Mięso obsmażałam na rozgrzanej patelni, które wydzielało kuszący zapach, wypełniając kuchnię. Warzywa, kolorowe i świeże, czekały na swoją kolej, żeby je pokroić.

- Przydałby się tu jakiś romantyczny nastrój, ale niestety, nie mamy czasu na takie luksusy. – Wypił łyk wina i spojrzał na mnie, jakby szukał w moich oczach odpowiedzi na pytanie, które jeszcze nie padło.

- Dlaczego to robisz? – zapytałam, próbując zachować pewność siebie, choć wewnątrz drżałam z niepokoju.

- Zrobiłem to, bo potrzebuję, żebyś wzmocniła się przed tym, co nadchodzi. – Odpowiedział, nieco zbyt tajemniczo.

- Co masz na myśli? – Wzdrygnęłam się, gdy olej z patelni prysnął na moją dłoń.

- Będziesz potrzebować sił. – Westchnął, a jego oczy utkwiły we mnie, jakby próbując przekazać mi coś ważnego.

Nie byłam pewna, czy wierzyć jego słowom, czy traktować to jako kolejny chwyt mający wprowadzić mnie w błąd. W milczeniu kontynuowaliśmy przygotowywanie kolacji, a atmosfera w kuchni była napięta, jak struna gotowa do pęknięcia.

W trakcie gotowania zapanowała chwilowa cisza, którą przerywały jedynie odgłosy syczenia i bulgotania. Afton nadal skupiony na piciu wina, czasem wzdychał, jakby sam nie był pewien, czy to, co robi, ma sens. Po chwili znów spojrzał na mnie, a jego oczy tajemniczo migotały w świetle płomieni na gazie.

- Musisz zrozumieć, Iris, że nie jestem twoim wrogiem. – Przerwał milczenie, kładąc nacisk na każde słowo. – Chociaż mi nie wierzysz to, ta kolacja jest dla twojego dobra.

Afton - wcielenie złaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz